Mam takie szczęście ostatnio, albo też kieruję się podświadomie jakimś kluczem, że trafiają mi się książki króciutkie, książeczki. Choćby taka Jak uleczyć fanatyka Amos’a Oz’a czy Korowód cieni Julian’a Rios’a, a nawet Kupię rękę Agnieszki Szygendy również do grubasów nie należała. Mam takie szczęście, tym bardziej, że książki te, choć cienkie bogate w treści. To sztuka zawrzeć w kilkudziesięciu (z ogonkiem) stronach wystarczającą ilość zdań i mądrości aby dotrzeć do czytelnika, aby przekazać to co się zamierzało. Widać nie potrzeba się rozpisywać, bo i czasem to szkodzi, aby stworzyć coś genialnego. Dla mnie wzorem geniuszu krótkiej formy i głębokich treści pozostaje jak na razie Sandor Marai i Żar. Wiem, powtarzam to do znudzenia, ale niech mnie ktoś tak samo jak Mistrz zaskoczy! Ostatnio udało się to Riosowi – dla mnie stoi on obok Marai. Czekam na następnych.
Siedem kobiet Rebeki Miller na pewno nie przywodzi na myśl Żaru, bo to odmienna literatura, ale też nie jest to chick-lit, jak mógłby wskazywać tytuł. Raczej niewielką ilością stron, poruszonym w książce problemem kobiet oraz formą krótkich rozdziałów przypominała mi Złoty Rydwan egipskiej pisarki Salwy Bakr.
Siedem kobiet jak siedem żyć – każdy rozdział to inna jego odsłona. Inny problem, których autorka porusza wiele i podobnie jak w poprzedniej książce tej autorki Prywatne życie Pippy Lee dotyczą one kobiet po przejściach, ich przemyśleń i doznań, szczęścia i zawodów życiowych. Książka dzięki budowie jest jak film, a każdy rozdział jak kadr z niego. Nowy rozdział to nowa klatka, w której nie braknie miłości, płaczu, seksu i bólu, opisanych tak plastycznie, że nie trudno je sobie wyobrazić. I choć nie wszystkie bohaterki można polubić, zapewne każdy obdarzy sympatią inną kobietę identyfikując się z nią mniej lub bardziej, to nikt nie może zarzucić braku realizmu tym historiom. Dla tegoż właśnie realizmu i wachlarza cech u kobiet Rebeki Miller, dla tych kilku chwil możliwości zobaczenia kwałka siebie w losach innych, książkę tę warto przeczytać.
Nawet jeśli zdenerwuje Cię jakaś Louisa czy Bryna, a Nancy przyprawi o łzy, czy Greta o śmiech i nawet jeśli nie jesteś kobietą czytelniku drogi to i tak warto sięgnąć po książkę. Może tym bardziej, może to właśnie książka napisana z myślą o mężczyznach?
Moni, a gdzie dzieje sie akcja tych histori? to miejskie losy?
OdpowiedzUsuńNa "Złoty Rydwan" poluje od jakiegos czasu, ale jakos ciagle znika mi z pola widzenia :)
Mnie z kolei trafiaja sie ostatnio powazne cegly. "Satanic Verses" - pewnie ma z 600, "Blaszany bebenek" ponad 400, nowa Monica Ali nastepne 500. Czasami zastanawiam sie, czy nie mozna by jednak krocej? :)
:) Maga-maro faktycznie po tylu cegłach przydałaby się Tobie jakaś krótka książeczka. Do mnie właśnie takie ostatnio docierają:) Krótka opowieść ma swoje plusy i minusy - ja z jednej strony lubię szybko i sprawnie, ale z drugiej denerwuje mnie czasem to, że nie mogę się porządnie wciągnąć w treść ;/ Niestety (paradoksalnie) do tych długaśnych czasami brakuje mi cierpliwości:)
OdpowiedzUsuńA kobiety Rebeki Miller pochodzą z różnych środowisk - są to i przedmieścia, małe miasteczka i wielkie stolice - myślę jednak, że można je umieścić w każdym środowisku, są tak prawdziwe, że z łatwością mogą w oczach czytelnika żyć obok niego:)