Czy może być lepsze lektura dla kogoś, kto właśnie wrócił z wycieczki po Francji niż książka Julii Child Moje życie we Francji? Jestem pewna, że nie będzie na wyrost jeśli powiem, że książka ta jest nawet lepsza niż jakikolwiek przewodnik po tym pięknym kraju. Gdybym tylko dostała ją w swoje ręce przed wyjazdem wiem, że byłby on pełniejszy i bogatszy o ciekawe doświadczenia, nie tylko kulinarne. Jakkolwiek poprzednia pozycja opiewająca życie kucharki doskonałej Julie&Julia (autorstwa Julie Powell) nie przypadła mi do gustu, powiem więcej spowodowała niechęć do tego typu książek i jej bohaterki, kojarząc mi się tylko z galaretą, do której mam uraz po pracy w sieci polskich hoteli, tak Moje życie we Francji zachwyciło mnie, zauroczyło, ujęło do tego stopnia, że lektura nie była jednorazowa. Książka Julii Child to moja biblia, to moje „ukryte pragnienia”, moje myśli i częściowo moje doświadczenia (a co za tym idzie opinie).
Moje życie we Francji Julii Child we współpracy z Alexem Prud’homme to opowieść o przygodzie życia Julii i Paula Childów. Kiedy Paul wysłany zostaje na placówkę do Francji jest to dla niego kolejny już pobyt we Francji, natomiast dla Julii, świeżo poślubionej małżonki to ogromne wyzwanie. Wyjazd, a właściwie rejs na inny kontynent, do kraju o jakże odmiennej od Ameryki kulturze to wielkie wyzwanie i zapewne odwaga. I nic w tym dziwnego, że jeszcze na statku, kiedy odwrót zdaje się być niemożliwym, Julie ogarnia cały czas niepokój i wątpliwości. Sama wiem, że gdyby przyszło mi dzisiaj spakować manatki i wyruszyć w podróż do pewnego celu, jakim byłaby praca i mieszkanie we Francji nie wahałabym się chwili ale jestem w stanie zrozumieć Julię, która jedzie tam pierwszy raz.
Już po pierwszym spotkaniu z lądem francuskim, w przyszłej wielkiej kucharce budzi się talent, który jest jeszcze małym ziarenkiem, suchym i spragnionym rozkwitnąć podlewany francuskimi smakami. Pierwszy posiłek, jaki zjadają z Paulem po zejściu na ląd będzie tym, który Julia będzie wspominać do śmierci, na którym będzie wzorować się w swojej pracy. Ten jedyny, niedościgniony wzór, doznanie ukryte gdzieś w zakamarkach pamięci smaków, ten który wydobył i obudził zmysły (sole meuniere – sola w sosie maślanym - czyż nie brzmi niebiańsko?).
Pierwszy dla Childów jest Paryż. Paryż zachwycający nie tylko kuchnią ale i porządkiem (bo trzeba Ci wiedzieć przyszły czytelniku, że to czasy powojenne). To zorganizowanie i schludność zachwyca Julię, choć ogrom miasta czasem ją przeraża – ale jak miło zgubić się w Paryżu, nie ma nic przyjemniejszego (haha i nie jestem tu gołosłowna). To w Paryżu pobiera ona pierwsze nauki gotowania studiując w słynnej Le Cordon Bleu. W Paryżu też, oprócz kwitnącego już talentu kulinarnego u Julii zaczyna kiełkować też książka, wykorzystująca talent Julii i jej koleżanek. Książka ta, to podświadome (bo przecież kiedyś skończy się wyjazd Paula) przeniesienie ukochanej Francji do Ameryki, do której kiedyś trzeba będzie wrócić (stąd próby nad różnymi rodzajami składników – mąki, masła, czekolady, a nawet urządzeń kuchennych np. piekarników).
Jednak francuska podróż Childów nie kończy się na Paryżu, a wiedzie do źródeł smaków. Na Południe, do Prowansji. To tu Julia i Paul zapuszczają korzenie, zakochani (czemu się nie dziwę) i zdecydowani pozostać w tym raju na ziemi na stałe.
I nie dziwię się Julii, że Francja zmieniła ją kulinarnie, że zapragnęła „tworzyć” w kuchni, bo choć mi osobiście nigdy nie brakowało inspiracji i chęci do przyrządzania jedzenia, to Francja wzmocniła je we mnie i dodała pomysłowości. Gdybym tylko, pokręciwszy nosem mogła przenosić się do Francji, robiłabym tam zakupy - wonne przyprawy, soczyste i barwne warzywa, dojrzałe owoce, szaleństwo darów morza …. o rozkoszna kuchnio Francji!
Ostatnio się skusiłam i ją kupiłam, cieszę się więc, że zbiera same pozytywne opinie :)
OdpowiedzUsuńOooooooooo :) zobaczyłam tę książkę i planuję zakup :) wydaje mi się, że to będzie taka ciepła książka :) i na taką mam ochotę! :)
OdpowiedzUsuńTeż chyba ją kupię. Ciekawa okładka.
OdpowiedzUsuń:) możecie mi nie wierzyć ale ja jej wcale nie chciałm kupować :/ przekonało mnie jedynie to, że sama wróciłam niedawno z Francji i miałam nadzieję (bez przekonania), że będzie to jednak dobra książka, w której znajdę coś dla siebie. Nie wiedziałam, że stanie mi się tak bliska. Nie dodałam, że w książce znajdują się też ciekawe zdjecia Julii! I, że moja książką MŻwF stoi w kuchni:)wśród książek kucharskich :)
OdpowiedzUsuńMiłej lektury dziewczyny!
Kocham tę kobietę więc dlaczego nie mam jeszcze tej książki!!!! :D?
OdpowiedzUsuń??? ja nie wiem ... i jednocześnie się dziwię :) koniecznie Tucha!
OdpowiedzUsuńmam w planie zakup tej książki :) mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie :)
OdpowiedzUsuńWitaj Isabelle! Widziałam - przeglądając Twój blog, że oglądałaś J&J więc myślę, że zakup MŻwF będzie strzałem w 10! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń