Dwa brzegi ponad tęczą - Ewa Pisula-Dąbrowska

 
 
Są takie książki, które aż żal czytać, ze strachu, że się skończą. Są opowiedziane w nich takie historie, których nie można zapomnieć, choćby nie wiem, jak się człowiek starał je wyprzeć, choćby nawet go nie interesowały. Taka jest książka Ewy Pisuli-Dąbrowskiej Dwa brzegi ponad tęczą. Zdzisław Skrok we wstępie zatytułowanym Kazimierska choroba (wstęp zaczerpnięty z książki Kazimierz Dolny bezwarunkowe uwiedzenie) napisał: Lektura ta jest jednak tylko dla wybrańców. Tylko tych olśni i zachwyci. Tych, którzy popadli w kazimierską chorobę albo są na dobrej ku niej drodze. A niewtajemniczeni nie mają tu nic do szukania. Nie mogę się z nim zgodzić, ponieważ na chorobę wspomnianą przez autora tych słów nie zapadłam (dotyczy ona, według Zdzisława Skroka kazimierskiego uwiedzenia, któremu poddają się osoby zakorzenione w Kazimierzu). Ja jedynie choruję na ujrzenie tego miasta z marzeń, tego, które umyśliłam sobie oazą spokoju, do czego próbowała przekonać mnie autorka książki Dwa brzegi ponad tęczą. Być może, jeśli autorka przekonała mnie dostatecznie, aby w daleką podróż wyruszyć zapadnę na tę przypadłość, bowiem według Tadeusza Pruszkowskiego, jednej z wielu malowniczych osobowości Kazimierza Dolnego, dolegliwość ta przekazywana jest poprzez tajemne promieniowanie wapiennych skał, na których położone jest miasteczko. To właśnie przez nie Kazimierz Dolny zwany jest Sieną w miniaturze. Z tych samych powodów oraz z charakterystycznej dla mieszkańców i miasteczka atmosfery powolności porównywany jest do miasteczka z włoską mentalnością.
O wielkości i niesamowitości tego małego miasteczka można przeczytać  w wielu publikacjach, powieściach i opracowaniach naukowych. Te wspomina także Ewa Pisula-Dąbrowska, między innymi Na Rynku usiąść w Kazimierzu … Leszka Długosza, Prawdy i nieprawdy czyli kazimierskie fakty i legendy Leszka Pietrzaka, opracowania żydowskich autorów (Żydzi stanowili w międzywojniu ponad połowę mieszkańców Kazimierza) Kazimierz vel Kuzmir. Miasteczko różnych snów czy album W Kazimierzu nad Wisłą. Ponadto słynne Dwa księżyce Marii Kuncewiczowej, mieszkanki Kazimierza oraz książka autorki Dwa brzegi ..., także rodowitej kazimierzanki, o włoskich korzeniach -  Kazimierz Dolny bezwarunkowe uwiedzenie. Można wymieniać jeszcze długo tytuły książek nawiązujących do Kazimierza, bo mało kto, kto raz odwiedzi miasto nie ulegnie jego urokowi. Wielu zdolnych rodził Kazimierz, a ci odwdzięczali się jemu utrwalaniem jego piękna czy to w literaturze, obrazach, czy muzyce i filmie.
Wracając do książki Dwa brzegi ponad tęczą - to będzie trudniejsze niż myślałam opisać wrażenia, których jest tak wiele, i taką mają one moc. Po pierwsze zaskakujące, jak można dać się porwać opowieściom o miejscu, którego się nie zna. Nie orientuje się ani w jego odległej historii, ani tej trochej bliższej. Wyobraźnia nie podsuwa nawet obrazów jak może wyglądać miasto, o którym słyszało się tak wiele pochlebnych słów. Małe jest, czy raczej większe? Tłoczne i radosne, czy raczej wyludnione i smutne? Ludzie – czy są mili, czy przesiadują w swoich domach niechętni turystom? Takie pytania rodziły się w mojej głowie zanim zetknęłam się z książką, a właściwie zbiorem opowieści o Kazimierzu. Obrazów  przywoływanych jak iskry świadomości, morza emocji z tym związanych, wzruszeń, śmiechu i zamyślenia. Dwa brzegi ponad tęczą raczej się smakuje, nie pochłania. Raczej długo maluje się obraz według wskazań Ewy Pisuli-Dąbrowskiej, czekając jego wyschnięcia, aby barwy się nie rozmyły, kolory nie rozmazały. I właściwie – nie opowiem o czym jest książka, bo nie sposób, ale to garść wspomnień z przeszłości, uwag do teraźniejszości, myśli niewypowiedzianych, żywych ciągle obrazów. W tej książce, jak mówi sama autorka:
… podzieliłam się tym, co do mnie z czasem wróciło.
Echem.
Echem niesionym wiatrem, naznaczonym losem.
Było zmiennie słyszalne. Czasami było jak zapach.
Ulotne.
Bywało, że czekałam, aż zapach wejdzie w reakcję ze skórą, odparuje i pozostaną jedynie odczucia. Echo.
Ja ciągle czekam aż odparuje, może stanie się to dopiero kiedy wyruszę w drogę do miasta dwóch księżyców? Ale nie chcę czekać na to, aż blichtr rozsieje się po ulicach miasteczka, aż władze jego zapomną już zupełnie o kulturze (a przecież Kazimierz z nią się kojarzy!), nie chcę czekać, aż dobre serca mieszkańców i miłośników miasta zatwardzieją i skończy się uśmiech, jaki miasteczko im oddaje za dobre gesty. Nie samą poezją ono żyje, nie opinią, którą dzisiejsze pokolenia nie kojarzą. Dobrze, że rodzą się takie książki, że jeszcze my, którzy pamiętamy, którzy tęsknimy do spokoju i nie chcemy rozlewającego się wszędzie bogactwa i nowoczesności docenimy takie wspomnienia. Bo w prozie Ewy Pisuli-Dąbrowskiej (…) dawność i różnorodność żyje, domaga się naszej uważności i jest ozdobą teraźniejszości, unieważnia banalną pustkę dostatniej codzienności. Książka, składa się z około stu opowieści, z których każdą otwiera inne motto, piękna uwaga czy fragment opowieści nad którymi warto się zatrzymać. Podobnie, jak nad każdym wspomnieniem autorki, przystanąć nad brzegiem tęczy i wspomnieć …
W tym mieście gdzie księżyce dwa – spójrz
Magia trwa
(Ach żeby tak, ach żeby znów, ach Boże mój ..)
L. Długosz, Na Rynku usiąść w Kazimierzu …

 

Celowo posługiwałam się w powyższym tekście słowami innych, bo oni, znawcy i miłośnicy KazimierzaDolnego potrafią tylko doskonale oddać jego barwy, dźwięki … piękno.

Cytaty pochodzą z książki

6 komentarzy:

  1. Pisałam już, że przeczytam? Pisałam, ale się powtórzę! Przeczytam bo nie można nie ulec Twojej recenzji i zachwytowi nad tą książką:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paula to już nawet nie o to, co napisałam chodzi. Tę książkę trzeba po prostu przeczytać;)!

      Usuń
  2. Kazimierz to miasto, które nadal czeka na odkrycie, ale z przyjemnością sięgnę po tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kazimierz mnie uwiodl juz jakis czas temu. Nasi znajomi maja tam nawet galerie ale nigdzie indziej nie pilam tak podlej kawy:)
    "Nie chcemy rozlewajacego sie wszedzie bogactwa i nowoczesnosci" podpisuje sie pod tym razem z Z.Jezdzimy po Polsce, zwiedzamy urokliwe wsie i miasteczka i bardzo nas boli jak ludzie niszcza stare klimaty, jak lekceważa tradycje i nic sobie nie robia z ojcowizny. Nie ma to jak przykryc stare podlogi panelami a elewacje pomalowac na wsiekla zolc do tego jeszcze nowy asfalt przez wioske zamiast pieknego bruku i podjazdy dla Karingtonow przed kazda chalupa z obowiazkowa blachodachowka:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ziemolina właśnie wróciłam z urlopu z moich kochanych gór. Jestem przerażona rozszerzającą się konsumpcyjnością, sztucznością i ... chamstwem. Zaczynając od tego ostatniego - niestety nie ma ono wieku, jest młode i stare (czyli niby to bardziej kulturalne). Ci sami, których ono dotyczy zjawiają się w górach (czytaj: pięknych miejscach) po to chyba, aby najeść się, napić i obkupić, przy tym są tak sztuczni, plastikowi, że aż boli od patrzenia na nich. Sztuczność objawia się też w tym, co piszesz - pochłania ona kulturę, tradycję i spuściznę po mądrych przodkach. Niestety, chyba muszę "obrazić się" na ten podły światek, choćby na chwilę, aby odpocząć od wszechobecnej tandety;(

      Usuń
  4. Muszę przeczytać, na pewno nie odpuszczę sobie jej lektury :)

    OdpowiedzUsuń