A w moich myślach Bornholm, Bornholm



Widzę cię, jak stoisz w ogródku przy krzaku malin. Jest ciepło i nie ma wiatru. Obok twojej stopy leży wiklinowy koszyczek. Leniwym ruchem ręki przepędzasz osę. Powraca kilka razy, aż wreszcie rezygnuje i kieruje się w stronę rzędów czarnej porzeczki. (…) Nie spieszysz się, zresztą nigdy nie lubiłaś pośpiechu. Siedzę na parapecie i patrzę. Uwielbiam cię obserwować.


Bornholm mała zielona, duńska wyspa, której klimat i ukształtowanie odwiedzającym ją turystom zapewne na trwałe zapadają w pamięci. Podobnie jest z książką Huberta Klimko - Dobrzanieckiego, o jakby zdublowanej sile uderzającego piękna i oryginalności w tytule – Bornholm, Bornholm. To książka, o której tak szybko się nie zapomina. Choćby sam fakt, że przeczytałam ją już jakiś czas temu, nie odłożyłam na półkę, lecz pozostawiłam pod ręką. Ciągle w zasięgu wzroku prowokowała mnie, nie dawała spokoju wciskając się w myśli, zajęte już czymś zgoła odległym. Całą sobą zdawała się szeptać, że nie pozwoli o sobie zapomnieć. Ta ostatnia powieść autora Rzeczy pierwszych i Domu Róży to historie życia dwóch mężczyzn, połączone wyspą Bornholm. Pierwszego z nich znamy ze spotkań z nieprzytomną matką. Ten wychowany na wyspie mężczyzna odwiedza ją w szpitalu i w ramach terapii – nie wiem, czy bardziej nieprzytomnej kobiety, czy swojej chorej psychiki – opowiada jej swoje życie, swoje uczucia, które ukrywał urażony gdzieś głęboko. Drugi mężczyzna to ojciec dwójki dzieci, i niezbyt przykładny mąż, nie bardzo kochającej go (chyba) żony, który na Bornholmie odbywał służbę wojskową podczas drugiej wojny światowej.

Horst Bartlik siedział w wiklinowym fotelu w swoim gabinecie. Patrzył na ścianę obwieszoną gablotami pełnymi motyli. Jego wzrok zatrzymał się na małej gablotce, w której przytwierdzone do podłoża prezentowały się rusałka admirał i paź królowej. (…) złapałem je dla waszej matki. Wetknąłem jej we włosy. Zawstydziła się. (…) Bartlik, patrząc na te dwa okazy, po raz kolejny zadawał sobie w myślach pytanie: czy oni się kiedykolwiek kochali?

To pozornie niezwiązane ze sobą historie. Mimowolnie jednak czytelnik będzie usiłował znaleźć coś, co łączy te dwa losy. Zagłębiając się w retrospekcje syna, balansując na granicy obłędu w teraźniejszości ojca i męża. Czy coś łączy tych mężczyzn? Oprócz szarych historii łączą ich kobiety. Podła i nieczuła matka, która złamała własnemu dziecku życie i żona terroryzująca własnego męża, pasożytująca na nim, jak modliszka, która mężczyzny potrzebuje tylko wydania na świat potomstwa. Szukając ucieczki od kobiet mężczyźni uciekają się do myśli o zabójstwie i udziału w wojnie.

Wiesz mamo, na Nowej Gwinei żyje taki ptak, który podczas tokowania jest tak sobą zachwycony, taki jest zaaferowany tym swoim ogonem i pęczniejącym wolem, tymi rajskimi barwami, że przybiera tak dziwaczne pozy, że nic oprócz siebie nie widzi. Ty też mi przypominałaś tego ptaka.


Bornholm Bornholm porusza problemy prawdziwe, nie ukrywa niczego, nie koloryzuje. Książka Klimko - Dobrzanieckiego jest odarta z wszelkich upiększaczy. To chropowata historia uwalniająca wszystkie zapachy życia, nawet – a może szczególnie – te najmniej przyjemne. Historia pachnąca śmiercią, przemijaniem, nienawiścią i smutkiem. Duszna. W tej książce Bornholm to symbol czegoś pięknego lecz odległego, trudnego do zdobycia ideału jawiącego się na horyzoncie. Jak cudze życie, które wydaje się nam piękniejsze i lepsze od własnego – podobnie, jak wydawało się ono bohaterom Klimko - Dobrzanieckiego. Bornholm, jako zielona wyspa nadziei na lepsze. A książka? Odważna, bo trudna, jakaś dziwnie prosta, a jednocześnie złożona, niby chwila, a jaka trwała.



cytaty pochodzą z książki

8 komentarzy:

  1. Interesująca recenzja. Ale mam na nią ochotę:)). Muszę koniecznie ją przeczytać, bo ciekawość nie daje mi spokoju:). Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. akurat czytałam Bornholm, tym chętniej przeczytałam Twoją opinię. Zwróciłaś uwagę na trochę inny aspekt ... Pamiętam, że gdy czytałam, na samym początku złościłam się że skacze po 2 historiach, bo oczywiście jedna zamiera w kulminacyjnym punkcie, chcesz wiedzieć co dalej, a tu zaczyna się druga. ale potem okazało się, że w każdą z historii wsiąka się po pierwszym zdaniu.
    Ja się najbardziej skupiłam na relacjach z kobietami. Nie oceniam ich tak jednoznacznie, nawet matki, która momentami miałam ochotę udusić:-) ich zachowanie egoizm zaborczość też z czegoś wyniknęły. z nadmiaru lub braku, można dyskutować.
    Generalnie książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawa recenzja, ja jestem w trakcie czytania tej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kasandro ja też tak miałam, kiedy przeczytałam gdzieś recenzję tej książki:)

    Dea właśnie za to kocham książki, za to, że każdy znajduje w nich coś innego:) Och, jak mnie drażniły te kobiety, choć tak, przyznaję, być może miały powody, aby zachowywać się w ten sposób, być może matka miała żal do mężczyzn, albo była tak silnie zaborcza, a żona - cóż, czuła się zaniedbywana? Tylko nie wiem, czy to tłumaczy ich zachowania?

    Domi miłej lektury:) jestem ciekawa Twojej opinii?

    OdpowiedzUsuń
  5. Moni:-) Każdy z nas odbiera inaczej zarówno książki jak i bohaterów, gdyż patrzymy na nich przez pryzmat naszych doświadczeń, relacji z ludźmi. Mnie też te kobiety wkurzały i o ile matka to było takie raczej czyste wkurzenie takie zero jedynkowe niemalże o tyle zona to juz nie było takie oczywiste. Najpierw zaczęłam usprawiedliwiać żonę, no bo coś musiało ja do tego wszystkiego skłonić, próbowałam rozgryźć gdzie tkwi ta zadra, skąd wpadło to szkło królowej śniegu do serca. Bo wg mnie nic w życiu nie jest czarno białe i najbardziej oczywiste rzeczy mogą być tylko takie z pozoru.
    Z matka było trudniej. Bo zanim doszłam do tego skąd się wziął jej syn i jak to było, trochę minęło i nie powiem że w jej młodości czy też przygodzie tkwi klucz, czy usprawiedliwienie, ale chociażby jakiś znak zapytania.
    Jestem ciekawa jak Ty odebrałaś te postaci? jednoznacznie, czy szukałaś w nich dobrych stron i z całą stanowczością stwierdzasz że ich nie było? Bardzo mnie ciekawi inny punkt widzenia

    OdpowiedzUsuń
  6. Dea napisałam się wczoraj, napisałam ... i mi uciekło. Nie mogę ostatnio za długo przesiadywać przed komputerem w związku z czym ... ponawiam swoją próbę dopiero dziś:)
    Zacznę od tego, że nie staram się dopatrywać źródeł zachowań bohaterów jakoś specjalnie głęboko. Oczywiście, jako, że jestem człowiekiem myślącym :) pewne problemy analizuję - i tak na przykład matka, która dziś leży biedaczka nieprzytomna, a tak znienawidzona (choć w rzeczywistości pewnie bardzo kochana) miała swoje powody aby w taki, a nie inny sposób wychowywać dziecko - zaborczość (została z nim sama) nienawiść (która podłoże miała w nienawiści do ojca dziecka) - to się przecież zdarza, czy zazdrość, konkurenecja - "ja ci pokażę kto tu rządzi" - to - niestety - też się zdarza (choć pewnie częściej w przypadku tej samej płci - trochę trudno mi uwierzyć w zazdrość matki o syna). Natomiast jeśli chodzi o żonę - i tu widzę powody jej zachowania, o kórych trochę już pisałam - oni obydwoje są winni takiej sytuacji - seks pod przymusem, albo jego ostentacyjne unikanie, lata milczenia, brak jakichkolwiek rozmów o problemie (który przecież był widoczny i odczuwalny - i to boleśnie) a z drugiej strony - może to takie ich wygodnictwo? No i jeszcze ta postawa kobiety, która urodziła 2 dzieci i teraz, według swojego przekonania ma prawo przestać dbać o siebie, marudzić, zmienić się i do tego wszystkiego mąż musi ją taką tolerować. Myślę, że i taka postawa nie była jej obca.

    Pewnie najlepiej ten problem wyjaśniłby nam sam autor Bornholm, Bornholm :)
    A i moje spojrzenie być może po czasie jakoś się zmieni??

    OdpowiedzUsuń
  7. właśnie skończyłam czytać tę książkę i bardzo mi się podoba i to nie tylko poruszane problemy ale też styl pisania, polecam każdemu :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cieszę się że są książki które poruszają problemy zależności między ludźmi. To jest niezmiernie ważne...

    OdpowiedzUsuń