opowieść z Tamogi - procesja duchów

„Minęło tyle lat. Zawieszone we mgle i deszczu miasteczko jawiło mu się tak rozmyte i dalekie, że nierealne. Po lewej stronie szosy płynęła szeroka, ciemna rzeka, ginąc w morzu na horyzoncie. Na nadrzecznych mokradłach pasły się małe włochate konie, całe w błocie.”

Ta niepozorna książeczka (zaledwie 140 stron) pisana przez młodziutkiego, bo zaledwie 20 letniego autora przez dwa lata, a opublikowana po bez mała czterdziestu, tworzona początkowo do szuflady, jako osobne szkice zachwyca treścią i stylem, który mi osobiście przyniósł na myśl Sandora Marai.
Opowiadania osobne, a jednak mniej lub bardziej ze sobą powiązane. Korowód cieni można by czytać osobno – jako 9 odrębnych opowiadań – tak też mówi sam autor Julian Rios, ale dla elementu zaskoczenia, może trochę grozy pomieszanej z tragikomedią lepiej czyta się je jako całość. Niby każde z dziewięciu opowiadań Korowodu … jest odrębną historią bohatera, jednak może nas też zaskoczyć, kiedy po kilkunastu stronach zrobi nawrót i przywoła kiedyś wspomnianą postać (czytający niesumiennie będą zagubieni).
To opowieść z Tamogi, opowieść i zwyczajnym miasteczku, miasteczku jakich wiele. Dziewięć opowieści, jak dziewięć plotek z prowincji Tamoga, gdzie każdy żyje życiem drugiego, sąsiedzi wiedzą, albo też wydaje się im, że wiedzą o tobie wszystko. Plotkują, spekulują, dopowiadają i kłamią.
Jest obcy Mortes, którego przybycie do miasteczka porusza lawinę plotek, prześladowań. Wszystkim znany jest każdy jego krok – właściciel hotelu wie gdzie i na jak długo zanocuje, barman zna smutki, telefonistka powtarza wszystkim rozmowy, a dziwka zna zawartość kieszeni. Tylko kiedy trzeba Mortes zostaje zapomniany. Albo taki groźny Palonazo. Głupek Palonazo – niezauważony w wielkiej miejskiej rodzinie. Niedopilnowany! Czy też rodzeństwo seniorita Delia i jej brat Horacio, żyjący w domu podzielonym … aż do śmierci. I znowu rodzeństwo - Celso Castillo i nieznany brat, za którego Celso musi oddać życie. Jednak cierpliwi dowiedzą się o zemście. Wiele jeszcze innych postaci przewija się w książce – istny korowód duchów, które czasem mogą okazać się żywymi. Czytanie Korowodu cieni wybiórczo będzie jak odgrzewanie niedojedzonego obiadu. Nie smakuje i szkodzi, nie pozwala poznać kwintesencji smaku, odróżnić składników. Nie poznamy Tamogi i jej mieszkańców jeśli nie wejdziemy w korowód, jeśli nie pójdziemy z pochodem duchów i żyjących.
Autor książki umiejętnie przenika z historii w historię, zmienia czas akcji w sposób gładki i niezauważalny. W jednym krótkim rozdziale, charakterystycznym dla Korowodu robi kilka zwrotów, które wydają się zaplątywać tylko po to, aby okazać się jedynym wyjściem i rozwiązaniem. Zwykle od krzyku do krzyku, od śmierci do śmierci, od wyjścia, przez labirynt do wyjścia – zawsze przez retrospekcje.
Ciekawa jestem, który z rozdziałów stanie się Waszym ulubionym, kiedy już sięgniecie po opowieść z Tamogi? Powiem Wam w sekrecie, że ja upodobałam sobie … Lecz prochem kochającym, ale nie zaczynajcie od tego! Miłej koniecznej lektury!
cytat pochodzi z książki Korowód cieni J. Rios

12 komentarzy:

  1. Droga Moni, zawsze wynajdziesz coś, jakiegoś autora, jakąś książkę, o której ja nie mam pojęcia. Tak samo jest z tą powieścią, o której nie słyszałam ani słowa. Kiedyś sięgnę zapewne. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo zachęcająca recenzja moja droga! Nabrałam ochoty na poznanie tych plotek ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. :) gorąco polecam, a miałaś prawo nie słyszeć o tej powieści,bo to gorąca nowość Muzy, jesteś rozgrzeszona:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Książkowo lubimy ploteczki:) ale te mogą się przyśnić!

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzi zachęcająca recenzja, mam teraz wielką ochotę na książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. mandzuria - to bardzo dobra książka, więc pewnie z wielką ochotą ją pochłoniesz:)?

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam podobnie jak Vampire_Slayer i bardzo Ci za to dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Futbolowa: bardzo proszę:)) cała przyjemność po mojej stronie:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ło matko, ale Ci tu literówki wklepałam! Wybacz, byłam w szale pisania magisterki ;) (tak, blogi książkowe wspaniale się sprawdzały w charakterze odstresaczy!) Mam wielką ochotę na tę właśnie książkę, muszę się za nią rozejrzeć...

    OdpowiedzUsuń
  10. eeee jakie literówki? Nic nie widziałam.
    :)
    P.S. Kiedy obrona?

    OdpowiedzUsuń
  11. O, widzę, że wybrałyśmy taki sam cytat. To dobry przykład.
    Zgadzam się z Twoją opinią w stu procentach - książka po prostu bajeczna.
    Pozdrawiam :)
    Btw. - też żadnych literówek nie spotkałam.

    OdpowiedzUsuń
  12. A tak, Hiliko zapomniałam dodać tę uwagę u Ciebie:) A z bajecznością książki to prawda!

    OdpowiedzUsuń