Umarł Cud!





I nie zdarzył się cud!
A już myślałam,  już iskrzyło, mieniło się już zaskakująco cudnie ... i zgasło. Cud miał być moim wielkim entre do Karpowicza ... chociaż nie, nie takim wielkim bo falstartem. Kiedyś już zaczynałam ten bieg. Z balladami i romansami, i odrzucilo mnie jakby kto z obucha walnął. Ale do rzeczy.
Cud faktycznie cudem się zaczyna, bowiem Michał zostaje zabity, ale nie na śmierć zabity. Iście po amerykańsku powie ktoś,  a tu niespodzianka - metafizycznie jest. Bo Michał żyje niby nie żyjąc,  albo jak kto woli odwrotnie. Niegdzie nie biegnie,  nie ucieka. Przy tym uwodzi - cały czas nie żyjąc - zapachem młodą panią neurolog Annę.
Cały ten splot wydarzeń,  choć taki w stylu zabili go i .... wiadomo co, porwał mnie. Myślę sobie - ten Karpowicz mój ci, a tyś (do siebie cały czas) głupia była nie czytając dotychczas.  Ale jak to z zauroczeniem bywa rychło mi przeszło,  bowiem wtręty w stylu "jak to Michasia poczęto" już zupełnie mnie nie interesowały.  I tu - na tymże poczęciu, jak sobie autor tak ładnie poczynał odpadłam.
Cud znormalnial, opatrzył się i znudził.

A szkoda! Szkoda, bo ta bajka (no w końcu umarł nie umarł) iście polska, kombinatorska była. I tak sobie myślę,  że może nastąpić kiedyś cudowne nawrócenie, i dam jeszcze raz umrzeć nie umrzeć Michałowi, a Ignacemu Karpowiczowi miejsce w moim czytelniczym rankingu.

1 komentarz:

  1. U mnie też Karpowicz 'nie zaskoczył', też rozczarowały mnie "Balladyny i romanse". "Cud" miał być kolejną szansą na to, by autor mnie sobie kupił w jakiś sposób, ale po Twojej notatce nie wiem, czy jest sens zaczynać kolejne spotkanie z tym autorem. "Balladyny..." też zachwyciły mnie początkowo, a potem było już tylko gorzej, Tutaj widzę bardzo podobny sposób oddziaływania książki na czytelnika.

    OdpowiedzUsuń