Hinduskie zaślubiny - Sharon Maas

 
 
Zdolna do zamążpójścia (to z wolnego tłumaczenia oryginalnego tytułu), Saga, romans historyczny … i jeszcze pewnie wieloma innymi tytułami i określeniami można krótko opisać książkę Sharon Maas Hinduskie zaślubiny. Każdy z tych elementów, każda charakterystyka doskonale pasuje do tej opasłej powieści. Wielowątkowa, retrospekcyjna historia splata się w gruby warkocz zbierając po drodze, jak kolejne sploty poboczne historie, które tworzą piękną całość. I choć niby Hinduskie zaślubiny rozpoczynają się opowieścią o Nacie, którego w 1947 roku tajemniczy mężczyzna zabiera z domu sierot,  przeplatają z życiem Saroy – zbuntowanej nastolatki, i opowieścią o zakochanej i radosnej, choć pochodzącej z niższej kasty małej hinduski Savitri, żyjącej w Indiach w czasach kiedy Anglia zawłaszczała kolejne tereny kolonii, to kończą się z zupełnie innymi bohaterami i w innych czasach.
Saroy wychowywana przez surowego ojca, do którego czuje tylko nienawiść buntuje się przeciwko tradycjom hinduskim nie chcąc być pozbawioną własnej woli, nie chcąc zostać zaangażowaną w aranżowane małżeństwo. I choć dziewczyna nie domyśla się nawet fragmentu przeszłości z życia matki, którą kocha, nie chce wieść takiego życia jak ona. W tym samym mniej więcej czasie Nat, wychowany przez ojczyma lekarza  rozpoczyna studia medyczne w Londynie. Studia, których wcale nie chce, pragnąc jedynie wrócić do swych indyjskich korzeni. Prawie pół wieku wcześniej w Georgetown Savitri zakochuje się w synu Brytyjczyków, u których służy jej rodzina. David nie pozostaje obojętny na uczucia dziewczynki, a ich przyjaźń zostaje zapieczętowana tajemnicą skrytą tylko w ich sercach. Niestety, burzliwe czasy, w których przyszło im żyć wysyłają Davida na wojnę, a Savitri wtłaczają w tryby hinduskiej, nieczułej tradycji, która nie liczy się z planami młodych dziewcząt.
To tylko drobne fragmenty tej zawiłej układanki, jaką jest książka Sharon Maas. Przyznaję, że mniej więcej w połowie opowieści musiałam ułatwić sobie poruszanie się miedzy bohaterami rozrysowując sobie ich drzewa genealogiczne, i zakreślić łączące ich więzi. Hinduskie zaślubiny to cudowna hinduska saga. Opowieść barwna, jak sari młodej kobiety, kręta i zawiła, ale swym zakończeniem wynagradzająca trud pokonywania tych zawiłości. Dawno nie czytałam tak barwnej, pełnej faktów historycznych i tradycji książki, która tak mocno zawładnęłaby moim czasem. Związałam się z Natem, Saroy i Savitri. Kibicowałam im w ich planach, trzymałam kciuki i martwiłam się ich problemami. I choć może Sharon Maas nie mieszka w Indiach, to dwa lata jakie spędziła w tym kraju i podróże po, między innymi Turcji, Pakistanie, Peru, czy Brazylii pomogły jej w namalowaniu tej pięknej historii.
Nie jestem zagorzałą fanką tego typu książek. Nie załamuję rąk na młodymi dziewczętami wydawanymi za mąż bez ich zgody, nie pasjonuję się tym bardziej polityką Indii, ani możliwościami wybicia się młodych ludzi ze sztywnych ram tradycji i kultury, ale Hinduskie zaślubiny zdołały mnie zainteresować tym wszystkim, czasem nawet wywołując we mnie chęć polemiki. Nie wiem na ile czytelnik rozeznany w indyjskich klimatach zachwyci się książką, ale dla takich laików jak ja Hinduskie zaślubiny są chyba idealna, i przede wszystkim przystępną lekturą. Myślę sobie, że z czasem wrócę do tej powieści, może coś przeoczyłam, a może coś się w cudowny sposób odmieni?

7 komentarzy:

  1. Też nie jestem fanką tego typu powieści, ale przyznaję, że na tej na chwilę zawiesiłam oko. Ale boję się, że to raczej przez jej grubość niż przez autentyczne zainteresowanie tematem.. ;) Jednak z tego co piszesz to może być naprawdę ciekawa saga umiejscowiona w ciekawym kulturowo miejscu. Chyba idealne na lekką, jesienną lekturę..:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia przyznam Ci się szczerze, że i mnie zachęciła ta objętość:) Ale jak miło się zaskoczyłam już od pierwszych stron! To chyba fakt, że pisała go osoba jakby niezwiązana z Indiami powoduje, że książka jest tak przystępna.

      Usuń
  2. Czyli znalazłaś coś dla siebie w 'egzotycznej' tematyce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lilith przyznaję, że HZ bardzo dla mnie przystępne:) Nie wiem jak to wygląda od strony faktycznej i tradycji, i ile w niej prawdy ale dla mnie połączenie przystępności z przyjemnością:)

      Usuń
  3. Mam kilka dobrych znajomych, które mieszkają w Indiach i choćby z uwagi na nie bardzo lubię książki o tej tematyce. Ale też nie załamuję rąk słysząc o kobietach wydawanych za mąż bo... nie brakuje tam kobiet które się z tego cieszą! I to nas żałują bo myślą że rodzice nas nie kochają - inaczej zależałoby im na tym by dobrze wydać córkę za mąż ;-) otalnie inny świat, ale naprawdę fascynujący...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. alison to może zamiast Utonięcia Rose wolałabyś Hinduskie zaślubiny:) To wyjątkowa powieść, baaardzo przystępna i ...zagadkowa do tego:) pomyśl?:)

      Usuń
  4. Bardzo lubię czytać książki o tej tematyce, poznawać inne kultury, sposób życia. Chętnie po nią sięgnę, brzmi ciekawie...

    OdpowiedzUsuń