Dzisiaj będzie inaczej.
Jako, że czytam dużo (dość dużo, jak na osobę wychowującą małe dziecko) lecz
piszę mało (niby czas by się znalazł, tylko skupić się trudno) dziś opiszę
pokrótce, polecę Wam kilka książek, które mi przypadły do gustu, i które
zapamiętałam szczególnie.
Dom pod Lutnią -
powieść niesamowita, książka, na która czekałam. Ta powieść Kazimierza Orłosia
już bardziej polska być nie mogła. Wszystko w niej tchnie polskością: polska
mazurska wieś, polskie obrazy i zwyczaje, piękny polski język autora, który wprost
zachwyca. Dom pod Lutnią to historia pięknego dzieciństwa spędzonego u dziadka,
na mazurskiej wsi, w której schronienie znaleźli powojenni rozbitkowie. To też
opowieść o pięknej miłości, która czasem zdarza się u jesieni życia. Miłości
zakazanej, a mimo to trwałej i mocnej. Książka Kazimierza Orłosia jest jedną z
niewielu, które aż szkoda kończyć. Chciałoby się tę, zaliczoną jako CUDpowieść
czytać ciągle, bez przerwy, jakby nie miała mieć nigdy końca. Dziękuję Panu
Kazimierzowi za ten piękny dar.
Trylogia Małgorzaty
Gutowskiej-Adamczyk była dla mnie zaskoczeniem niesamowitym. Z uczuciem
towarzyszącym lekturze książki, z którym nie mogłam się pogodzić, sceptycznie
nastawiona do opowieści o jakiejś tam cukierni nie miałam wcale zamiaru jej
czytać. Jednak w przypływie - właściwie nie wiem czego (wiem, że fragment
zamieszczony na stronie wydawnictwa zdecydował o tym, że chcę przeczytać tę
sagę, i te kilka stron znam prawie na pamięć po tym, jak wczytywałam się w nie
wyczekując otwarcia księgarni), pociągnięta nagłym uczuciem do książki, gnana
potrzebą jej przeczytania przepadłam! I chociaż trzeci tom ciągle przede mną
(bo żal mi - znowu - że historia się skończy i ten straszny moment odsuwam w
czasie) to już (właściwie już po pierwszym tomie) mogę powiedzieć (wszystkim
takim samym chichoczącym sceptykom), że to powieść fantastyczna. Takiego
bogactwa zwyczajów dawnej Polski, takiej ilości faktów historycznych, a już
szczególnie tego tłumu - dosłownie - barwnych bohaterów nie widziałam bodaj
nigdzie! Pewnie fabuły Cukierni pod Amorem nikomu opisywać nie trzeba, więc
przypomnę pokrótce że to opowieść o zaginionym tajemniczym pierścienia oparta
na przeszłości rodów Zajezierskich, Cieślaków i Hryciów. No doprawdy! to chyba
zaskoczenie roku, dzięki autorce którego "poznałam" tylu wspaniałych
ludzi, i "odwiedziłam" mnóstwo cudownych miejsc. Książka
niezapomniana, której fenomen już teraz pojmuję, przepraszając autorkę za
uprzedzenia.
Ominąć Paryż była jedną
z niewielu książek Małgosi Wardy, której jeszcze nie czytałam. Długo leżała na
regale, przysłana przez samą autorkę, niepozorna książeczka wyczekując swojego
czasu. Długo kusiła swoim urokiem zawartym w magicznym słowie Paryż.
Przechodząc obok niej, za każdym razem zerkałam do środka wyszukując śladów
Paryża i kusiłam się, kusiłam. Aż wreszcie nie wytrzymałam i - odkładając
czytaną wówczas książkę - zabrałam się za lekturę Ominąć Paryż. Przepadłam na
samym początku. Przepadłam, bo gnana chęcią spotkania się z coraz to inną
bohaterką powieści, pociągana przez autorkę losami kobiet, które wydały mi się
znajome miałam jedno pragnienie (co nie zdarza mi się często) - dowiedzieć się
wszystkiego od razu, przeskoczyć na koniec i ukrócić swoje cierpienie z powodu
pogłębiającej się ciekawości. Przewrotność tytułu (nie będę zdradzać chętnym na
lekturę jak objawia się ta przewrotność) zaskoczyła mnie. Swoje
"podchody" do książki Małgosi i jej późniejszą lekturę mogę porównać
do skubania ciastka, które wydaje nam się apetyczne i znajome, by po jego
skosztowaniu zachłysnąć się nowym, nieznanym dotychczas smakiem!
Tę cudowną i
wzruszającą powieść, czytałam już jakiś czas temu. Zbierająca same dobre
recenzje książka autorstwa młodego pisarza Jonathana Safran'a Foer'a musiała
bardzo mną wstrząsnąć, gdyż poza otwarciem ust ze zdziwienia i zaszokowania,
oraz uronionych kilku łzach wzruszenia nie potrafiłam na jej temat wydobyć z
siebie nic innego. Tak właściwie to nie wiem, od czego mam zacząć, bo to
strasznie wstrząsająca i jednocześnie ciepła książka. Wiem, te dwa określenia
wydają się wykluczać, ale w przypadku Strasznie głośno, niesamowicie blisko są
jak dwie bliźniacze dusze, jak siostry tak do siebie podobne, że trudne do
rozróżnienia, wreszcie kojarzą się w tytułem, który równie dziwny okazuje się
banalnym po lekturze książki. Czy zastanawialiście się kiedykolwiek nad tym, co
czują ludzie, którzy przeżyli atak na WTC? Nie mam tu na myśli tych osób, które
przeszły przez to wszystko fizycznie, ale osoby postronne, ludzi, których
dotyczył on przez bliskich, którzy zginęli w ataku terrorystycznym? Ja nie, nie
zagłębiałam się aż tak. Owszem, współczułam, wszystkim, ale nie łączyłam się
szczególnie w bólu. Nie zastanawiałam się co czuli, kiedy to wszystko się
działo. Wszystko co widziałam i słyszałam szokowało, wzruszało, ale nie
pozostawiło blizn. Nie zastanawiałam się tym bardziej, co dotknięci tą tragedią
czują dzisiaj, mając swoje życie i własne problemy, mniej lub bardziej globalne
zwyczajnie zapomniałam o stronie mentalnej wydarzenia, które tak naprawdę
dotyczy całego świata. Dopiero książka J. S. Foer'a uświadomiła mi co czują ci,
którzy widzieli, którzy doświadczyli, jak funkcjonują PO w codziennym życiu.
Jeszcze cięższy mentalny wydźwięk miała tym bardziej, że uczucia po ataku
opisuje 9 letni chłopiec - Oskar Schell, którego tata zginął w jednym z
wieżowców. Uderzające.
Szturmując niebo to
kolejna pozycja, która mną poruszyła. Do dziś właściwie nie potrafię - poza
tym, że Rebija jest osobą niesamowitą, o niespożytych siłach, a jej
nieprawdopodobne życie można podzielić na kilku silnych mężczyzn, z których
pewnie niewielu by przetrwało - powiedzieć niczego, co miałoby sens o tej
swoistej biografii urgujskiej prostej kobiety. Kobiety, która urodzona w
prostej rodzinie poszukiwaczy złota doświadczyła więzienia, z którego trudno
wyjść żywym, politycznych matactw, kradzieży, czy wreszcie poniżenia z tytułu
bycia kobietą. Jeśli najpierw dowiemy się czegoś o Ujgurach, o tym
prześladowanym narodzie będzie na łatwiej zrozumieć postępowanie Rebiji, jej
stąpanie po cienkim lodzie, jakby nie bała się bólu i śmierci. Rebija Kadir
angażowała się przez kilkadziesiąt lat swojego barwnego życia w walkę o wolność
religijną i kulturalną muzułmanów żyjących w północnozachodnich Chinach. Sama
prowadząc szereg interesów walczyła także o umożliwienie tego muzułmanom. To
twarda kobieta, uparta i - co mnie niestety trochę w niej irytowało -
zapatrzona też w siebie. Ale może dzięki temu, albo dzięki umiejętności
dzielenia się z innymi potrafiła tak walczyć. Czasem nie mogłam jej zrozumieć,
nie mogłam pojąć tego, że zostawia swoje dzieci aby walczyć o wolność narodu.
Ale może mało we mnie patriotyzmu, albo zbyt dużo pewności, jaką daje mi życie
w wolnym kraju.
Na tę książkę zwróciłam
już uwagę na długo przed jej wydaniem w Polsce, wyszukując recenzji przy okazji
nominacji do The Man Booker Prize 2011. Jakież było moje zaskoczenie kiedy
zobaczyłam ją w księgarni wydaną przez rodzime wydawnictwo. Z jeszcze
cieplutkim wydaniem, ze śpiącym synem w wózku pobiegłam (dosłownie) do
pobliskiego parku aby tam "połknąć" jej połowę. Ta zmyślona (a jednak
może prawdopodobna) historia wpływa niesamowicie na wyobraźnię czytelnika.
Możliwość jej wydarzenia się w rzeczywistości dostarcza barwnych obrazów i
mocnych przeżyć, bo czyż historia jakoby księżna Diana żyje, ma się dobrze,
tylko ukryta pod nową tożsamością nie jest emocjonująca? Jakoś nie specjalnie
przepadam za książkami Ali, podobnie dziwnie czyta mi się Nieopowiedzianą
historię to jednak pomysł wydaje się ciekawy i intrygujący.
I na koniec pozycja
którą powinien przeczytać każdy, kto wybiera się do słonecznej Italii, kto
(podobnie, jak ja) nie przepada za tym krajem (a gwarantuję, że się przekona!),
także ten, kto uwielbia gotować i smacznie zjeść i w ogóle każdy, kto chce poprawić
sobie samopoczucie. Campodimele (miasto miodu), tytułowe miasteczko
długowieczności, którego mieszkańcy, żyjący długo ponad średnią wieku
dostarczają naukowcom nie lada zagadki. Zagadki, której wyjaśnienie okazuje się
niesamowicie proste – jedzenie!! To właśnie tu, u podnóży gór Aurunci, w samym
sercu Włoch średnia długość życia wynosi dziewięćdziesiąt pięć lat.To książka przebogata w
pyszne zdania, smakowite opisy i kuszące sytuacje, a do tego pełna dobrych
włoskich przepisów. Kalendarz prowadzący przez zmieniające się pory roku, które
przynoszą bogactwo warzyw, owoców, ryb i grzybów. Barwni bohaterowie zapraszają
autorkę do swoich domów i dzielą się z nią sekretami swej wspaniałej kuchni,
która podąża za niezmiennym rytmem natury i tradycji. To fantastyczna książka
kulinarna, a zarazem inspirująca opowieść o miejscu, w którym praca i prostota
przynoszą długie i szczęśliwe życie. Oczywiście zajęła zaszczytne miejsce w
mojej kuchennej biblioteczce, a kilka przepisów w niej zawartych połechtało już
nasze podniebienia.
To tylko kilka tytułów,
które przeczytałam od czasu, jak mój syn przyszedł na świat, a których nie
przybliżałam Wam na blogu. To zaprzecza teorii wspomnianego przeze mnie
lekarza, jakoby przy maluszku nie można było poczytać. przyznaję, że gorzej ma
się sprawa z pisaniem - faktycznie, ale tego lekarz nie przewidywał - więc taka
krotka forma jest dla mnie rozwiązaniem i możliwością podzielenia się z Wami
swoimi doświadczeniami z lekturą.
cytaty i zdjęcia
pochodzą ze strony http://ksiazki.wp.pl/index.html
Ja też nie narzekam na czytanie z synkiem :)
OdpowiedzUsuńOrłosia polecał mi tata, na pewno przeczytam, chociaż nie jest to moim priorytetem :)
Cukiernię pod Amorem też na pewno, tylko jak odpocznę od blogowych recenzji :)
"Dom pod Lutnią" to książka, którą muszę mieć. Tak jakoś od razu gdy zobaczyłam jej zapowiedź wiedziałam, że ja kupię i że na pewno mi się spodoba. Zdecydowanie znajduje się ona od dłuższego czasu na liście moich najbliższych planów czytelniczych:)
OdpowiedzUsuń"Nieopowiedzianą historię" chętnie bym przeczytała :)
OdpowiedzUsuńJa tam czytałam nawet w czasie porodu (no może w tej pierwszej fazie...). Sporo polskich autorów. Czytałam "Cukiernię pod Amorem" - rzeczywiście muszę przyznać, że dla osób nieznających z historii życia codziennego Polaków sprzed kilku wieków, to coś niebanalnego. Chociaż dla mnie ten współczesny wątek był już mniej interesujący.
OdpowiedzUsuń"Dom pod Lutnią" również mnie zaintrygował...
Jej Moni, ja to dziecka nie mam, a tyle nie czytam!
OdpowiedzUsuńOstatni troche podrozowalam, jestem tez zajeta spisywaniem swoich przygod na blogu i troche zaniedbalam lekture. Czeka na mnie kilka ksiazek i pokrywa sie kurzem. Ale wktotce wyjezdzam na wies- do mojego lasu i zamierzam calymi dniami lezec w hamaku i czytac.
OdpowiedzUsuńNa pewno zaczne od "Domu pod Lutnia" kupie moze jeszcze dzis- ogrona mam na nią ochote! Takie wlasnie wiejskie klimaty kocham najbardziej.
Jesli chodzi o Cukiernie pod amorem" to krecilam sie wokol tej ksiazki dosc dlugo, ale w koncu odpuscilam- sadzac, ze to kolejne banalne czytadlo. Zamierzam ten blad jak najszybciej naprawic.
Na pewno zamierzam przepasc w " Ominac Paryz".
Zastanawiam sie nad Foerem, ale nie wiem czy udzwigne...
Zwiedzilam juz wiele muzelmanskich krajow wiec pewnie skusze sie na Rebije Kadir.
A " W miasteczku Dlugowiecznosci"bedzie drugie na mojej liscie. Uwielbiam takie smaczne opowiesci tak jak uwielbiam jesc:)
Dziekuje Kochana Moni za piene inspiracje:)
A " W miasteczku Dlugowiecznosci"bedzie drugie na mojej liscie. Uwielbiam takie smaczne opowiesci tak jak uwielbiam jesc:)
Dziekuje Kochana Moni za piekne inspiracje:)
Zacznę od tego, że NIGDY WIĘCEJ TAKICH WPISÓW :)) Co ja się nad nim napracowałam;/ rozjeżdżał się, czcionka wariowała, zdjęcia nierówne ... fuj ogólnie, już lepiej napisać kilka słów o jednej książce;/ yyyh ale cieszę się, że niektórym z Was mogłam coś podpowiedzieć:) Widzę, że Dom pod Lutnią na pierwszym miejscu! No i bardzo dobrze:)! To piękna i wartościowa powieść (swoją drogą mam nadzieję, że znajdzie się wśród nominowanych do jakiejś nagrody w przyszłym roku!?:))
OdpowiedzUsuńKsiążkozaur ja nie czytam recenzji:)) Ja raczej, jak napisałam, czytam fragmenty - te pomagają mi w wyborze:)
Paula miałam to samo - to był mój najszybszy bodaj zakup, weszłam, chwyciłam, zapłaciłam i wyszłam z Domem pod Lutnią:)
Aleksnadra nooo, powiem Ci, że jak ma się bujną wyobraźnię (a ja mam taką) to można sfiksować przy tej książce (mój Mąż się ze mnie śmieje, jak mówię, że to wszystko mogłoby być możliwe:)) )
Dominika Fijał mój poród był megaekspresowy hehe, nawet nie zdążyłam przykryć się kołdrą na patologii, na której miałam czekać na ... poród:) Ale za to jak urodził się Synuś czytałam i rozmawiałam z panią z sali, rozmawiałam tak dużo, jak nigdy dotąd chyba hehe.
Lilithin :) ale Ty masz za to inne zajęcia, wychodzisz gdzieś (nie żebym nie wychodziła, bo mnie tu zaraz jedna najeżona feministka obsztorcuje), możesz zając się sprawami, które w moim wypadku wymagałyby pomocy innych przy dziecku, a to jakoś nie specjalnie znoszę;/ (i znowu, żeby nie było hehe - nie jestem umęczona, nie chodzę pod domu w dresach hihi - to taka dygresja do jednej z dyskusji na tym blogu hehe). No i jeszcze jedno - za chwile skończą mi się te przyjemności czytelnicze jak Maks zacznie biegać hehe, wtedy Ty będziesz góra ) Ale nie będę narzekać:)
Przepraszam, ale jakos nie moglam sklecic tego komentarz ciagle cos mi sie pojawialo nie tam gdzie chcialam, alebo w ogole znikalo stad bledy
OdpowiedzUsuńZiemolina skleciłaś, skleciłaś
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze wybrałaś kolejność, chociaż odpuściłabym chyba Foera na tak miły wakacyjny czas;/? A Miasteczka nie wolno czytać bez jedzenia pod ręką!:))
Przyjemności z lekturą!
P.S. ja też tak brzydko myślałam o Cukierni, a to wielki błąd!:)