W
pocie oblicza twego będziesz musiał zdobywać chleb
(Rdz 3,19).
Chleb – pożywienie, życie i siła.
Od czasów Chrystusowych chleb był symbolem pojednania i życia, jako chleb
(życie) pochodzący od Boga dla narodu wybranego. Wiele razy pojawia się też
chleb jako ofiara, czy cudowny pokarm. Wreszcie chleb rozmnożony przez Jezusa i
Jego ciało. Zawsze jednak chleb kojarzyć się będzie z czymś dobrym, niezależnie
od wyznawanej wiary. I niezależnie też od niej chleb to życie, a odmówienie
jego komuś to bardzo zły gest. Podarowanie natomiast, czy podzielenie się z
innym człowiekiem chlebem to symbol szacunku, nie tylko dla Boga ale i
bliźniego. Obrzęd łamania się chlebem (łamanie wzięło się prawdopodobnie stąd,
że dawniej chleb był płaskim, twardawym pieczywem nadającym się raczej do
łamania, niż krojenia, czy rwania) pochodzi aż ze starożytności i też związany
jest „podzieleniem się”.
Czemu tak łatwo połączyć chleb i
dzielenie się z Amiszami? Dlatego, że Amisze uznali, od czasów obowiązku
ubezpieczenia się, za taką właśnie formę ubezpieczenia własne społeczności, w
których wszyscy sobie pomagają, DZIELĄ SIE i opiekują się sobą nawzajem. I to
od nich wywodzi się główny bohater książki Darien Gee Herbaciarnia Madeline, jej lejtmotyw - chlebek przyjaźni Amiszów.
Pierwotnie to chlebek szczęścia inaczej chleb watykański (czy też chleb
Hermana), na który przepis, z uwzględnieniem zakwasu i specjalistycznego go
traktowania powstał z przyczyn koniecznych, a mianowicie z braku drożdży.
Po Avalonie krąży zakwas ciasta. Nazywa się to chleb przyjaźni amiszów,
chociaż z amiszami nie ma nic wspólnego. (…) To jakby łańcuszek, z tym że nikt
nie mówi, że zdarzy ci się coś złego. Po prostu musisz dbać o zakwas, a
dziesięć dni później podzielić go na cztery części. Jedną zużywasz sama, piekąc
chleb, pozostałe dajesz trójce przyjaciół.
Taki właśnie chlebek, a właściwie
jego kilka kawałków otrzymała Julia, bohaterka Darien Gee, do chlebka załączony
był ten specjalny zakwas wraz z przepisem zapisanym wierszem i opatrzony komentarzem
MAM NADZIEJĘ, ŻE BĘDZIE SMAKOWAŁO. Początkowo sceptycznie nastawiona Julia nie
miała w planach dostosować się do zaleceń przyjaznego ofiarodawcy, jednak
skuszona przez córeczkę Grace rozpoczęła przygotowania do pieczenia chlebka.
Tak zaczyna się ta przesmaczna i ciepła opowieść, która mogła mieć faktycznie
miejsce, nie tylko w Avalon, w którym rozgrywa się akcja książki, ale w każdym
innym miejscu na świecie (co by było pewnie dobre dla ludzkości). Później to
już tylko trzeba przeczytać przepis dołączony z tyłu książki, wybrać
najsmaczniejszą, według siebie wersję i koniecznie udać się do kuchni w celu
pieczenia chlebka. A najlepiej by było móc udać się do tytułowej herbaciarni,
którą prowadzi starsza pani – Madeline, a w której to rodzą się przyjaźnie.
Zamknięta dotychczas w sobie Julia, unikająca kontaktów ze wszystkimi pod
śmierci synka, zostawiona samej sobie Hannah, której gwiazda niegdyś
błyszczała, a teraz przyćmił ją cień zdrady i Madaline, niepogodzona ze swoim
dawnym wyborem, jednak starająca się czerpać z życia same miłe chwile. Nad
filiżanką sporządzonego przez właścicielkę herbaciarni naparu z mieszanki ziół
kobiety odszukują swoje drogi, które zaprowadzą je do licznych wspaniałych
znajomości i pomogą odkryć sens życia i miłości. Z tego dzielenia wyniknie
ogromna góra chlebka przyjaźni amiszów i wielki gest pomocy ze strony
mieszkańców Avalonu. Pieczony na różne sposoby: z orzechami, bananem, z żurawiną
i w formie muffinów czy naleśników będzie strawą dla poszkodowanych w
kataklizmie mieszkańców pobliskiego miasteczka, a źródłem satysfakcji i radości
dla Madeline, Julii i Hannah.
Ten mały kawałek słodkiego
chlebka czynił cuda u mieszkańców Avalon. Torebka z zakwasem gnieciona przez pięć
dni stanowiła źródło zabaw dla ich
dzieci, a zapasy mąki i cukru, czyli produktów dodawanych w kolejnych dniach w
celu odżywienia zakwasu, zostały wymiecione ze sklepowych półek. Każdy chciał
się podjąć opieki nad woreczkiem zakwasu – ściskać go, wypuszczając bąbelki
powietrza, chroniąc w ten sposób przed zepsuciem i pleśnią. Czułe traktowanie
woreczków dopuszczało nawet ich mrożenie, w celu uniknięcia zepsucia, a
wyrzucenia zakwasu do śmieci graniczyło z grzechem – w końcu to chleb, jedzenie
i źródło przyjaźni.
W miasteczku nie rozmawiano o
niczym innym, tylko o chlebku i zakwasach. Stał się on nawet źródłem chwilowego
(jak na wypiek przyjaźni przystało) konfliktu, pociągając za sobą nie jego
pogłębienie a raczej zapomnienie dawnych waśni i pogodzenie. Niektórzy mieszkańcy, obdarowani dziesiątki razy
torebką z zakwasem, uciekali na widok sąsiada kierującego się w ich stronę z
kolejnymi torebkami w rękach. Trzeba wiedzieć, że z każdej torebki zakwasu
wychodziły trzy kolejne do rozdania, tak więc po niespełna czterech miesiącach
chlebowego szału w Avalon krążyło ponad milion torebeczek zakwasu! Ile to
wypieczonych bochenków, niech każdy z was sobie sam policzy.
Podupadająca niegdyś herbaciarnia
Madeline wraz z nastaniem w Avalon epoki chleba przyjaźni amiszów stała się
punktem operacyjnym, w którym zbierały się panie wypiekające chlebki, wymieniano
się tam kolejnymi wersjami wypieku, wzbogacanego coraz to innymi dodatkami. Miejscem
którym narodził się gest wielkiej przyjaźni – czyli pomoc zalanego sąsiedniego
miasteczka. Otoczeni setkami bochenków chleba mieszkańcy Avalon zaczęli emanować
przyjaźnią, zarażając nawet najbardziej zatwardziałych. Rozmnażający się w
niesłychanym tempie nowy mieszkaniec Avalon – chlebek - stał się przyczynkiem
do ocieplenia stosunków między dawno skłóconymi siostrami, rodzicami i ich dziećmi,
a także dawał nadzieję samotnym. Promieniejąc na wszystkie strony, niczym piec
rozgrzany jego pieczeniem napełnił nie tylko brzuchy mieszkańców pysznym
smakiem ale i ich serca miłością.
Chyba po przeczytaniu książki Darien
Gee nie znajdzie się taka osoba, która nie popędzi do swojej kuchni i nie upiecze
chlebka dającego rozkosz tak wielu zmysłom. Podobnie zresztą jak i lektura
książki, która zapowiadając niby przewidywalność kusi, niczym dobry wypiek
zapachem, swoim ciepłym i kojącym słowem. Udanych wypieków!
ZAKWAS CLEBA PRZYJAŹNI AMISZÓW:
1 opakowanie (7g) suchych drożdży
¼ szklanki ciepłej wody (ok. 40
stopni C)
1 szklanka mąki pszennej
1 szklanka białego cukru
1 szklanka mleka
CHLEB PRZYJAŹNI AMISZÓW:
DZIEŃ 1: Nie rób nic
DZIEŃ 2: Zgnieć torebkę
DZIEŃ 3: Zgnieć torebkę
DZIEŃ 4: Zgnieć torebkę
DZIEŃ 5: Zgnieć torebkę
DZIEŃ 6: Dodaj do torebki 1
szklankę mąki, 1 szklankę cukru, 1 szklankę mleka. Zgnieć torebkę
DZIEŃ 7: Zgnieć torebkę
DZIEŃ 8: Zgnieć torebkę
DZIEŃ 9: Zgnieć torebkę
DZIEŃ 10: Stosuj się do
poniższych instrukcji:
Przełóż zawartość torebki do niemetalowego
pojemnika. Dodaj 1,5 szklanki mąki, 1,5 szklanki cukru, 1,5 szklanki mleka.
Podziel ciasto na cztery części
(po jednej szklance każda) i włóż do czterech litrowych zamykanych woreczków.
Zachowaj jeden woreczek dla
siebie, pozostałe daj trzem przyjaciołom wraz z przepisem.
PAMIĘTAJ: Zachowując zakwas dla
siebie, możesz upiec chleb za dziesięć dni. Jest pyszny i może być wspaniałym
prezentem.
Pamiętaj!
cytat oraz przepisy pochodzą z książki
O, proszę, jaka ciekawa książka. Muszę ją dostać w swoje ręce :)
OdpowiedzUsuńCóż za zbieg okoliczności! Przeglądam sobie blogi książkowe, podczas gdy mój chleb przyjaźni właśnie się studzi wyjęty z piekarnika. I co? Trafiam tutaj, na kolejny zachwyt nad książką i chlebkiem :) Smacznego! :)
OdpowiedzUsuńMam książkę w domu :) Niestety poczeka jeszcze za nim po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńA to chyba coś w stylu "Czekolady", której nie czytałam, ale słyszałam, że podobna do "Zupy z granatów", którą za to czytałam ;) Czyli magia jedzenia, potrafiącego odmienić zatwardziałe serca i przynieść harmonię i spokój do społeczności. Czyli miła i przyjemna lektura. Moni, widzę że Twój synuś jednak daje Ci trochę czasu na czytanie i pisanie! Ba, sama chciałabym tak się zorganizować, bo zaległe książki czekają na recenzje. Serdeczności!
OdpowiedzUsuńKsiążka jest bardzo, bardzo apetyczna. Przeczytałam ją jednym tchem. Też miałam wielką ochotę upiec chleb amiszów. Przypomniałaś mi o tym. Mam do niej sentyment, bo to jedna z moich pierwszych recenzji. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńno kurczę!!!! tu był mój komentarz!! ggrrrr wstawiam raz jeszcze!
OdpowiedzUsuńHanna :) muuusisz!
Han i u mnie się piecze:) (znaczy teraz już się je)
Aleksnadra nie pozwól jej długo czekać!!:)
Lilith o tak, zdecydowanie to te klimaty! Niebezpieczne, bo człowiek siedzi w kuchni, piecze, gotuje ... i zjada;/
A synuś rozumie chyba moje potrzeby hihi ... a może to kwestia organizacji:)?
P.S. dzisiaj zastanawiałam się właśnie czy ja czytałam Zupa ... czy Woda różana ....- i nie pamiętałam, więc nie kupiłam ;/ a była okazja!!!:((( (a może czytałam dwie??? - za dużo czytam chyba!!)
... Ty już w PLu?:)
i dodaję
Julia Orzech u mnie ta apetyczna książka stoi w kuchni, wśród książek kucharskich:))
Moni, mnie się kiedyś zdarzyło kupić książę, bo byłam święcie przekonana, że jej nie czytałam. Po kilkunastu stronach jednak treść brzmiała bardzo znajomo i się okazało, że miałam wcześniej z biblioteki ;) Jeszcze w Indiach, ale za tydzień już o tej porze będę wcinać drożdżówki z jabłkami i jagodzianki ;)))
OdpowiedzUsuńLilithin czyli za tydzień kolejny szok i przestawianie się na inne tory ... dobrze, że jagodzianki i drożdżówki jakoś to załagodzą:))
OdpowiedzUsuńP.S. kupić mi się nie zdarzyło (chyba, że gazetę!) ale z biblioteki wziąć tak;))