z każdym kolejnym przeczytanym tytułem żal mi nowych możliwości poznawania - czyli jak zjeść ciastko i mieć ciastko autorstwa Vladimira Nabokova - tym razem Blady ogień, czyli o tym, jak Mistrz przeszedł samego siebie!

Och jakże by było nudno gdyby mój ukochany Nabokov pisał wszystko na jedno kopyto. Zdążyłam się już przyzwyczaić do bycia zaskakiwaną przez Mistrza, ale nie do tego stopnia! To, co przeczytałam albo najpierw raczej zobaczyłam (bo wystarczył jeden rzut oka na formę książki) zwaliło mnie dosłownie z nóg. Pomyślałam sobie „no nie, teraz to przesadziłeś Mistrzuniu” zastanawiając się od czego zacząć, jak to poskładać i czy to w ogóle ma ręce i nogi?! Blady ogień to bodaj najbardziej oryginalna w formie książka jaką kiedykolwiek czytałam! I nie mam na myśli tylko książek autorstwa Vladimira Nabokova, ale książek w ogóle. To książka w książce, ale to nawet nie Książka dla Manuela Cortazara, bo Blady ogień w ogóle nie składa się z tekstów autora (oczywiście jeśli patrzymy na jego treść, bo rzeczywistość jest inna ... tu Vladimir mruży oko). Podstawą do tej powieści jest opowiadanie autorstwa Charlesa Kinbote’a ujęte w Bladym ogniu jako Przedmowa. Po czym następuje – nie wiedzieć czy do końca – utwór właściwy, o którym Kinbote napisał przedmowę, a mianowicie Blady ogień. Poemat w czterech pieśniach i kilkaset stron Komentarza, który również składa się na Blady ogień autorstwa Vladimira Nabokova. Zbyt zagmatwane? Gdybyśmy chcieli podzielić powieść na rozdziały (ooo wybacz mi Mistrzu!) powiedzielibyśmy, że Blady ogień ma ich cztery – Przedmowa, Blady ogień. Poemat …, Komentarz oraz Indeks.

Blady ogień powstawał jednocześnie z tłumaczeniem Eugeniusza Oniegina, nad którym pracował Nabokov w roku 1950. Właśnie do Oniegina jego treść i forma są porównywane. Głównym „źródłem treści” (chociaż czyżby?) jest 999 wersowy poemat, rozpisany jak z podtytułu można się dowiedzieć w czterech pieśniach. Autorem poematu jest John Shade, który nie pomija komentowania, jak trudno było jemu stworzyć tenże poemat pisany rymowanymi dystychami (czyli dwuwierszami, z których jeden jest niekompletny ze względu na nieparzystą ilość). Poemat ten stanowi ostatnie dzieło w jego twórczości, którą przerwała nagła śmierć od kuli przeznaczonej komuś innemu (czego można dowiedzieć się z powieści).

U Nabokova nigdy nie było wiadomo kto jest autorem książki, albo raczej kto ma za takiego uchodzić. Nigdy nic nie było jasne do końca i jednocześnie jasnym było, że za każdą postacią kryje się autor - i za to polubiłam książki V.N. Myślę, że Blady ogień jest jakimś apogeum jego pomysłowości w tej materii. Pewnie gdybym była tłumaczem tejże książki dostając ją w swoje ręce zastanawiałabym się gdzie jest tekst właściwy, myśląc, że czegoś zabrakło, ktoś o czymś zapomniał, nie dołączono mi książki! Blady ogień krytycy porównywali też do Ulissesa, nawet dziełu Nabokova dodając wartości. Uznawali go bowiem, za jedną z najdowcipniejszych powieści od czasów Ulissesa J. Joyce’a. Dla mnie, w obliczu formy powieści cały jej dowcip polega właśnie na sposobie jej przedstawienia. Treść staje się mało znacząca, liczy się pomysł, pokręcenie, które przyprawia mnie do teraz o uśmiech.

Wydawać by się mogło, że już nic, co wyszło spod pióra Nabokova, odkąd przeczytałam Ada albo żar nie jest w stanie wywołać uśmiechu na mojej twarzy. Nic już nie przywoła mi wspomnienia twarzy autora, z równie ironicznym, wszechobecnym u niego uśmieszkiem, który mówił sam za siebie – ja piszę powieści? Ja staram się udowodnić, że tych nie ma! Wszystko dosłownie jest u Nabokova z przymrużeniem oka. Wiadomo przecież, że nawet w obliczu śmierci potrafił sobie żartować (mówią o tym jego liczne biografie, czy choćby powieść Oryginał Laury) ale żeby stworzyć coś takiego jak Blady ogień trzeba mieć albo doskonałe poczucie humoru, albo dobrą zabawę z naigrawania się z czytelnika (nie wspomnę o oczywistym talencie pisarza!). Każda, dosłownie każda powieść Nabokova świadczy o jego dążeniu do oryginalności – u niego nie ma powtórek, wpadania w tory charakterystyczne dla danego autora. Wszystko jest nieprzewidywalne. Nie można jednoznacznie określić stylu Nabokova (teraz utwierdzam się w tym przekonaniu jeszcze bardziej) i to właśnie jest tym magnesem, dzięki któremu twórczość Nabokova działa jak narkotyk. Nowe doznania, nieodkryte style, rozbrajająco śmieszne koncepcje – to się nie może znudzić. Nie bez podstaw sam autor mówił o swoich książkach, że aby je do końca zrozumieć należy czytać je przynajmniej dwa razy. Myślę, że dla Bladego ognia istnieje niezliczona ilość powtórzeń lektury, które i tak nie przyniosą skutku w postaci zrozumienia.



Bardzo pomocne w zrozumieniu treści jest Posłowie autorstwa Leszka Engelkinga.


5 komentarzy:

  1. Jak ty o nim cudownie piszesz!! I czuję się trochę prekursorem Twojej Nabokovskiej drogi :))
    I fakt...Nabokov zdaje się ciągle nabijać z czytelnika. Jakby chciał wszystkim wmówić,że on sam nie istnieje a czytelnik to idiota ;) ale robi to W TAKI sposób,że...sama wiesz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ola, ja myślę, że nie jakby, ale, że on tak myślał:))))
    A, że Ty prekursorem - to się wie!!!!:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Których tytułów jeszcze nie czytałaś?

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj Ola trochę tego jeszcze jest, więc nie jest tak źle, coś tam na wiosenne spacery :) się znajdzie. Nawet dwie stoją u mnie półce, jeszcze ich nie czytałam, a z resztą poczekam na Muzę hihi, bo w naszej bibliotece i na allegro takie to już starocia, że strach do ręki brać;/ Ajć trzy mam na półce do przeczytania!

    Fashionpart :)

    OdpowiedzUsuń