Wystarczyła okładka – urocza, przywodząca na myśl Prowansję (miejsce, do którego wyprowadzam choćby dzisiaj) i zadziałał jakiś nagły impuls, że kupiłam tę książkę, choć wcześniej zastanawiałam się na zupełnie innymi tytułami. I niestety na tym się skończyło. Nie, nie oznacza to, że książka jest bardzo zła, ale nic w niej z Francji, Prowansji .. no może poza lejtmotywem czyli lawendą. Lawenda, podobnie, jak miłość jest wszechobecna w tej książce. I właśnie dlatego przyjęcie jej – negatywne, bądź pozytywne – zależy od nastroju czytelnika. Ja potrzebowałam bardzo czegoś lekkiego, nawet nie wiedziałam jak bardzo. Słowem wybór okazał się dobry na nadchodzące dni. Życzę sobie teraz samych takich lekkich lektur.
Kolor lawendy
Lawendowe pola składa się z trzech opowieści – podobnie, jak dotyczą one trzech sióstr, które do czasu, jak zaczyna się powieść rozsiane są po całym świecie. Camille, Violet i Daisy – te kwieciste imiona nadała im matka zakochana w kwiatach – ciężko doświadczone i znudzone dotychczasowym życiem wracają do rodzinnego domu w White Hills, w którym od jakiegoś czasu zamieszkuje już Violet. Poszczególne opowieści, choć każda z nich dotyczy osobistego życia kobiet pokrywają się i zgrabnie układają w jedną całość. Pierwsza z nich zaczyna się w domu Violet ale dotyczy okrutnie zranionej przez los Camille, którą po depresji związanej ze śmiercią męża ściąga do domu rodzinnego starsza siostra. Oczywiście, jak na książkę o miłości przystało swata ją także z mężczyzną. Camille początkowo sceptycznie nastawiona do życia i pałająca jedynie chęcią zamordowania siostry łagodnieje …
Zapach lawendy
Violet, która po matce odziedziczyła miłość do kwiatów prowadzi w rodzinnej miejscowości sklep zielarski „Ziołowa Oaza”, w którym sama przygotowuje mieszanki z ziół i pomaga spragnionym ziołowej pomocy klientom. Kojąc serca i inne dolegliwości mieszkańców miejscowości żyje samotnie w wielkim domu po rodzicach, do którego przeniosła się po rozwodzie z mężem. Swoje marzenie o dawaniu życia, o zostaniu matką, którego jak się okazało nie będzie mogła zrealizować spełnia wynajdując ciekawą odmianę lawendy. Ta wyjątkowo silna odmiana sprowadza do jej domu przedstawiciela firmy kosmetycznej. Jak łatwo się domyśleć i Violet napotyka w swoim życiu miłość. Tylko, czy raz zranione serce będzie chciało znowu zacząć kochać?
Czar lawendy
Zarówno Camille jak i Violet nie zdawały sobie sprawy ile w tym wszystkim, co im się przydarzało miała udziału ich siostra mieszkająca we Francji ze swoim ekscentrycznym mężem – francuskim malarzem. To Daisy wiecznie szczęśliwa, bogata, silna i radosna kierowała na odległość ich życiem. Sama o sobie wiele nie mówiąc – jej było łatwiej – nikt nie interesował się jej życiem, jako, że zawsze należała do tych silnych kobiet, które doskonale radzą sobie w życiu. Nawet jej rozwód przeszedł bez echa i dopiero pojawienie się Daisy w rodzinnej miejscowości zastanowiło jej bliskich i ciekawych życia innych mieszkańców White Hills. Pech chciał, że dumna i zamknięta w sobie kobieta trafiła akurat do domu rodzinnego w największą śnieżycę. Brak prądu, ciepła i jedzenia, a także nieobecność niespodziewających się jej mieszkańców domu sprawił, że zmuszona była poszukać ciepła i pomocy u sąsiadów, których także jak się okazało się ma w domu. Znalazł się jednak młody mężczyzna, który pod ich nieobecność remontował im kuchnię. Niestety, mężczyzna ten miał chyba większego pecha od Daisy, bowiem gdyby nie dziewczyna leżałby nie wiadomo jak długo w kuchni swoich zleceniodawców nawet nie wiedząc jakie szkody wyrządza szalejąca śnieżyca. Nawet Daisy nie zdawała sobie sprawy jak bardzo zmieni się jej życie, kiedy znajdzie nieprzytomnego stolarza. Nie tylko ta znajomość stanie czymś nowym w jej życiu. Także jej dumne podejście do niego – wysokie wymagania, standard życia odmienią życie nieprzeciętnej dziewczyny o przeciętnym imieniu.
Może te historyjki wydadzą się komuś puste, bo może i takie są. Jak na mój gust trochę przewidywalne, kiczowate momentami, ale za to idealne na poprawienie humoru. A jeśli dodać do tego pole Violet obsiane lawendą – choć nie w Prowansji - i lawendowy zawrót głowy w jej eksperymentalnej kuchni to można nawet przystać na tę książkę jako miłą lekturę na jeden wieczór.
P.S. okładka z tyłu przedstawia wielkie pole kwitnącej lawendy
Mnie osobiście ciekawi ta książka i mam ochotę na jej bliższe poznanie.
OdpowiedzUsuń