Aby opisać piątą część serii o Zawrociu autorstwa Hanny Kowalewskiej, czyli Przelot bocianów konieczne jest przybliżenie fabuły wszystkich poprzednich części serii. Matyldę Malinowską–Just, główną bohaterkę wszystkich części poznajemy w momencie kiedy dostaje ona niespodziewany spadek po babce Aleksandrze Milskiej, z którą nie utrzymywała kontaktów od dzieciństwa (Tego lata w Zawrociu). Ów spadek jest wielką niespodzianką i zdziwieniem dla samej obdarowanej, ale też i dla całej rodziny, która jednak jako taki kontakt Aleksandrą Milską miewała. Dom rodzinny w Zawrociu staje się kością niezgody, a i tak już nielubiana Matylda znienawidzonym członkiem rodziny.
A co możemy powiedzieć o samej Matyldzie? To trzydziestoletnia kobieta, związana z teatrem przez pracę i miłość. Dawniej aktorka, którą do sztuki wciągnął mąż Filip Just, wielka miłość Matyldy Malinowskiej. Intensywny, acz krótki z powodu samobójstwa Filipa związek tych dwojga wywarł na kobiecie trwałe piętno, a śmierć Filipa zmieniła diametralnie jej spojrzenie na życie.
Kiedy poznajemy Matyldę mija dziesięć lat od samobójczej śmierci jej męża a ona nadal go kocha, choć nie koniecznie pozostaje mu wierna. Ciągle rozmawia z fantomem Filipa jakiego stworzyła na własny użytek i nie może pogodzić się z tajemniczą, nierozwiązaną zagadką śmierci Filipa (Maska Arlekina)
Ta twarda, żyjąca we własnym świecie kobieta doskonale radzi sobie z rodzinnym konfliktem jaki wytworzył się (albo wzmocnił) po śmierci babki i niespodziewanie zaskakującej decyzji odnośnie przyszłości Zawrocia. Matylda, po początkowych wątpliwościach całe swoje uczucie lokuje w tym pięknym skrawku ziemi i w domu, z którego wszystkich zakątków wygląda historia. Staje się powoli i nie bez przeszkód jego prawowitą właścicielką, nie tylko w dokumentach ale i mentalnie.
Dociekliwość dziewczyny, którą samą zastanawia fakt przyznania akurat jej prawa do Zawrocia kieruje ku rozwiązaniu pojawiających się tajemnic i zagadek rodzinnych. Dziwnych powiązań, niewytłumaczalnych waśni i niechęci najbliższych jej członków do siebie. W rozwiązywaniu tych zawiłych meandrów przeszłości pomaga Matyldzie kuzyn Paweł. Ukochany wnuk babki Aleksandry, który jako jedyny z rodziny zrealizował jej marzenia o muzyce. To jemu Matylda ofiarowuje stojący w Zawrociu fortepian. Ale tego, jak bardzo babce zależało na Pawle Matylda nie dowiedziałaby się gdyby przypadkiem (czyżby??) nie natknęła się na pamiętniki spisane ręką dziadka Maurycego i Aleksandry.
Zawiłą przeszłość rodziny Milskich i Malinowskich Matylda równoważy pracą i życiem w Warszawie. Liczne nieudane związki dziewczyny, fałszywe przyjaźnie i lodowate podejście rodziny zmuszają ją do samotnego stawiania czoła przeszłości. I tu znowu budzi się wrodzona ciekawość i upór Matyldy dzięki którym odkrywa kolejną tajemnicę, tym razem związaną z życiem i śmiercią ojca – Jana Malinowskiego (Góra śpiących węży)
Dość powiedzieć, że dotychczas samotna Matylda otrzymuje od losu niewiarygodnie liczną i co najważniejsze kochającą się rodzinę. Niemożność wyciągnięcia jakichkolwiek faktów od oschłej matki powoduje, że Matylda natyka się na coraz bardziej szokujące dowody zawiłości i zakłamania w jakich żyje od lat jej rodzina. Jej właściwie niejakie stosunki z siostrą, nigdy nie naprawiane przez matkę, czy też ojczyma także przyczyniają się szukania przez Matyldę powodów ciągłej niezgody z Paulą. Powoli też, dzięki tym faktom, które sama odkopuje w meandrach przeszłości rozjaśnia się sprawa otrzymania właśnie przez nią spadku.
W tle życie w Warszawie – choć w przypadku Matyldy jeszcze nie wiadomo, które życie jest tłem – rodzą się kolejne romanse dziewczyny, konflikty w pracy i nawarstwiają problemy nie do rozwiązania (Inna wersja życia).
Nie sposób opisać całe życie Matyldy Malinowskiej–Just w kilku zdaniach, jednak Hannie Kowalewskiej potrzebne było do tego pięć tomów (choć cięgle mam nadzieję, że na pięciu nie poprzestanie!). Ale nigdy, ani przez chwilę życie to – czy też opowieść (ale gwarantuję, że po przeczytaniu uznacie ją jako prawdziwą historię życia trzydziestoletniej kobiety) nie dłużyły się. Nigdzie w powieści nie było zbędnych scen i opisów, nie zdarzały się przedłużające się dialogi, czy rozciągające powieść dramaty. To wartka opowieść, z własnym tempem – bywały owszem momenty wyciszenia, tak konieczne, jak w życiu i jak w życiu nabierały one - z siłą huraganu - tempa. Niebezpiecznego momentami, ale i leczniczego, bo łatwiej było w tym huraganie zapomnieć o troskach, które dotyczyły nie tylko Matyldy ale i czytelnika. Ta dzikość życia dziewczyny udzielała się i czytającemu – nic wtedy nie było w stanie oderwać od lektury. Natłok sprzecznych myśli, pochwały i nagany zachowań bohaterki, radość i smutek na zmianę szargały nerwy czytelnika. Aby w końcu, w części czwartej – Inna wersja życia - osiągnąć apogeum i do granic możliwości wystawić te nerwy na próbę.
Przelot bocianów nazwałabym lekkim osiadaniem, ale nic bardziej błędnego jak myśl o nudzie! Nie! Taka myśl przeszła mi przez głowę raczej z powodu małej stabilizacji Matyldy, choć wywołanej wielką burzą i wywracającym na nowo jej życie wydarzeniem.
W Przelocie bocianów autorka znowu zakręci, trochę też rozwiąże ale też nie wszystko, bo i Matylda nam się zmieni. Zginie gdzieś jej ciekawość, uporczywe doszukiwanie się dziury w całym, gmatwanie i tak już zagmatwanej przeszłości. Przestanie to już bawić Matyldę. Zacznie nawet szukać nici porozumienia ze znienawidzoną Paulą. I choć nie do końca będą to udane próby to ich dramatyczne w skutkach zbliżenie absurdalnie pomoże rozwiązać Matyldzie zaplątane życie. I choć Hanna Kowalewska nie rozpieszcza czytelnika to nie wyobrażam sobie aby to miał być już koniec! Ta pięciotomowa opowieść o atomowej sile wdziera się w umysł czytelnika jak bomba, i jak ta pozostawia w nim trwały ślad. Doskonałość języka jakim posługuje się autorka sprawia, że czyta się ją jak dzieło idealne. Cały czas, z każdej strony i pod każdym względem jak najbardziej życiowe. Nie ma u niej miejsca na nieprawdopodobne wydarzenia, na nic, co kazałoby wątpić w realność historii lub wyczuć komizm w powieści. Bohaterowie są jak najbardziej prawdziwi, z krwi i kości, a co najważniejsze życiowi i ludzcy. Jakby momentami trójwymiarowi, możliwi do zmaterializowania tuż obok. Ach długo tak jeszcze będę pewnie powtarzać te słowa zachwytu ale doprawdy jest nad czym. Ja po prostu przez tę powieść z żyłam się z Matyldą. Chciałabym móc teraz zajrzeć przez okienko w Zawrociu, na którym o tej porze pewnie mróz maluje białe, kwietne obrazy. Zobaczyć ogień w kominku, kwiaty na fortepianie, może usłyszeć jak ktoś na nim gra. A z Matyldą wypić imbirową herbatę z porcelanowej filiżanki i zjeść ciepłą jeszcze szarlotkę. Tego właśnie bym chciała, to mógłby być piękny ciąg dalszy lata w Zawrociu.
Myślę, że sięgnę w przyszłości,gdy będę zbliżona wiekiem do głównej bohaterki :)
OdpowiedzUsuńŚliczne okładki i tytuły powieści, szkoda tylko, że każda z nich jest zupełnie odrębnym dziełem :)Pasowałoby jakieś spoiwo łączące :)
Mnie też coś pcha, aby przeczytać te książki. Ale pewnie w niedalekiej przyszłości.
OdpowiedzUsuńBiedronko, nie rozumiem czemu masz wątpliwości co do motywu łączącego wszystkie książki (a raczej części)? Czyżbym za mało wyraźnie opisała je jako całość? Przecież to wszystko jest historią życia Matyldy! :)) A na odpowiedni wiek też nie musisz czekać - to nie jest opowieść w stylu B.Jones, czy też jakiejś tam pani, nie wiem, jak się zwie od Grocholi. To bardzo życiowa książka, która nie musi czekać na Twój wiek:)
OdpowiedzUsuńSayuri :))
Hannę Kowalewską czytałam ostatni raz dawno temu. Na półce mam jeszcze "Letnią akademię uczuć", którą wspominam jako ciekawą książkę dla młodzieży. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek czytałam pierwszy tom historii Matyldy, chociaż odczuwam jakby była mi znajoma.
OdpowiedzUsuńW dodatku nie wiedziałam, że "Tego lata, w Zawrociu" ma swoją kontynuację w kolejnych książkach. Bardzo zaciekawiła mnie Twoja recenzja i od razu rozpoczęłam poszukiwania całej serii.
Nawet jeśli kiedykolwiek miałam pierwszą część w ręku to i tak z chęcią sobie ją przypomnę. Zdecydowanie muszę sięgnąć po tę serię, która tak bardzo Ci przypadła do gustu.
Pozdrawiam!
Claudette tym bardziej warto sobie przypomnieć, że to najkrótsza z części ;) Z innych książek H. Kowalewskiej planuję jeszcze Julitę i huśtawki:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam również!
A mnie spoiwa łączącego nie brakuje. Dla mnie duża liczba różnych książek świadczy o tym, że autorka ma dużo pomysłów, a to wielki plus.
OdpowiedzUsuńNawet z czystej ciekawości bym przeczytał.
Tomek pewnie, że nie!;) Myślę, że nie tyle o ilość pomysłów tu chodziło, a o jakość tego jednego - widać w jednej książce nie zmieściłby się taki dobry pomysł:)
OdpowiedzUsuńA skuś się, skuś z ciekawości!