Od siedmiu lat w moim mieście rozgrywane są zawody Balonowego Pucharu Polski. Jest to konkurencja, która ma za zadanie wyłonienie najlepszego pilota spośród około trzydziestu załóg balonowych, które biorą w niej udział. Innym jej celem jest propagowanie sportu balonowego w naszym regionie - pod miastem znajduje się Aeroklub z wieloletnią tradycją. Nawiązując do bogatych tradycji lotnictwa trwa on w mieście (z małymi przerwami) od 1921 roku. Najpierw jako Wyższa Szkoła Pilotów przekształcona w Oficerską Szkołę Lotniczą, później, po kilku latach i licznych problemach (przeniesiono ją do Dęblina) jako Lotnicza Szkoła Strzelania i Bombardowania. Aeroklub, który jest kontynuacją bogatych tradycji powstał w roku 1934 najpierw jako Koło Szybowcowe, dwa lata później - Wyższa Szkoła Pilotażu, w której swoje umiejętności pilotów myśliwskich doskonalili absolwenci wojskowych szkół lotniczych. Jak wysokim poziom miała ta szkoła świadczyć mogą wojenne sukcesy, jakie odnosili w czasie wojny piloci w niej szkoleni. Czasy wojny spowodowały wyrwę w działalności Koła z wiadomych powodów. Dodatkowo wyposażenie samego aeroklubu jak i sal, w których odbywały się dodatkowe spotkania (np. modelarnia) zostało częściowo wywiezione przez okupantów.
Jednak zapał do latania był tak wielki, że w 1946 roku klub reaktywowano. Tak powstał Aeroklub, który działał do lat 50 ubiegłego wieku. Silniejsza od zakazów chęć latania sprawiła, że zamknięty klub przemianowano na Wyczynową Szkołę Szybowcową i przeniesiono w miejsce, w którym znajduje się ona do dziś. W malownicze lasy pod miastem, z własnym pasem startowym i hangarem. Tu właśnie dziś rozgrywane są wspomniane zawody balonowe.
Mając teraz takie warunki, lotnisko stało się miejscem wielu imprez o charakterze ogólnokrajowym i międzynarodowym. Jego usytuowanie stwarzało możliwości dokonywania przelotów na odległość ponad 500km. Powstanie tej szkoły wpłynęło na bardzo dynamiczny rozwój wyczynowego latania, czego dowodem było osiągnięcie 12 rekordów międzynarodowych i 16 rekordów krajowych.
Wróćmy do zawodów, bo o nich miałam pisać. Jak wspomniałam odbywają się one od siedmiu lat. Zawsze o tej samej porze roku, która w tym czasie jest jeszcze dość kapryśna i nie zawsze możemy podziwiać balony w pełnym wiosennym słońcu. Ale i tak warto za nimi jechać. Bo największą frajdą w naszym kibicowaniu baloniarzom jest jazda za ich załogami. Oczywiście poza podziwianiem tęczy barw na niebie :)
Zawody rozpoczynają się od zbiórki na lotnisku, do której „kibice” nie mają dostępu. Nie wiadomo co ustalają załogi wraz z sędziami na tym tajnym zebraniu, wiadomo jedynie, że kiedy się skończy szybciutko udają się swoich samochodów, za którymi ciągną przyczepy załadowane niepozornie wyglądającymi koszami, które później przemienią się w barwny korowód kul na niebie. Na pewno otrzymują też mapki lotów - co szczególnie dało się zauważyć w tym roku, ponieważ były one ogromnych rozmiarów.
W związku z tym, że nigdy nie wiadomo gdzie skierują się załogi trzeba jak najszybciej przyjąć dobrą pozycje startowa, najlepiej za załogą z Polski, która będzie - być może - lepiej wiedziała gdzie się kierować (bywało, że jadąc za niezorientowanymi wyjeżdżało się w nieznane tereny wokół miasta, co mogło zepsuć całą zabawę). Kiedy już uda się „wcisnąć” pomiędzy załogi zaczyna się jazda często przerywana niespodziewanymi postojami (np. na dojeździe do autostrady) w celu kontrolowania kierunku i siły wiatru. Wtedy nasza kawalkada staje się ciekawym zjawiskiem - ludzie wybiegający z samochodów i puszczający kolorowe baloniki, wypatrujący ich później jakby trochę tęsknym wzrokiem nie należą chyba do częstego i … normalnego widoku w mieście. Kiedy już balonik znika z pola widzenia wszyscy, jak jeden mąż wsiadają znowu do samochodów i pędzą w bliżej nieokreślonym kierunku. Takich nieoczekiwanych i zupełnie przypadkowych postojów jest jeszcze kilka. Zdarza się, że w ich trakcie niektóre z załóg pozostają już na miejscach i rozpoczynają rozkładanie balonów. My jedziemy jednak dalej – im więcej balonów rozłoży się w jednym miejscu tym ich lot będzie bardziej spektakularny.
Dalsza jazda w celu poszukiwania wiatru kieruje nas w coraz dziwniejsze miejsca, często niedozwolone – jednak załogi nie zważają na zakazy i kierują się ze swoimi przyczepkami tam, gdzie nie koniecznie wjeżdżać powinny. W tym roku np. przejechaliśmy po wale przeciwpowodziowym – pewnie stanowiliśmy piękny i zarazem dziwny korowód. Często też zdarza nam się rozkładać na prywatnych posesjach, na budowach (tak było dwa lata temu i częściowo w tym roku) czy na drogach.
Rozpoczyna się nadmuchiwanie barwnych kul – szum puszczanego gazu, dźwięk rozkładającej się czaszy balonu, pokrzykiwania w załogach, bieganina, czasami trochę strachu, kiedy na wpół rozłożona czasza poderwie pusty kosz i specyficzny zapach, który unosi się wokół. To niepowtarzalne doznania, które nasza grupa, składająca się nie tylko z dorosłych ale i dzieci ceni najbardziej. Radość z powiększających się, leżących jeszcze ogromnych rozmiarów „głów” balonów jest nie do opisania. Pierwszy lot jeszcze piękniejszy!
Każdy z nich zachwyca - kiedy startuje, kiedy unosi się nad naszymi głowami i możemy zajrzeć w głąb czaszy – ogromnej, przerażającej w swej wielkości. Barwnej. Zanim balony się oddalą można chwilę jeszcze pokontemplować. Tylko chwilę, bo trzeba szybko wsiadać w samochodów i kierować się znowu za wybranymi załogami, aby dotrzeć do nieznanego nam miejsca lądowania balonów.
Lądowanie to również przyjemny widok – trochę smutny, bo oznacza koniec wielkiej radości, ale zarazem cudowny, bo szczególnie pięknie wyglądają balony na tle zachodzącego słońca. Być może dla niektórych to kicz, ale dla nas, i załóg, po tylu godzinach radości, gonitwy, niepewności to przyjemnych oddech zachodu, w którym mieszają się zapachy dnia. Wzruszający i jednocześnie napawający optymizmem – bo i tym razem się udało.
W konkurencji liczą się na przykład odległość pomiędzy najdalszymi punktami trasy lotu w wyznaczonej strefie, osiągnięcie celu naziemnego czyli tzw. krzyża, czy wyznaczonego celu ‘wirtualnego’, czyli znajdującego się na określonej wysokości w przestrzeni powietrznej. To wszystko w pierwszym dniu zawodów.
Jednak na jednym spotkaniu z baloniarzami się nie kończy. Zawody trwają kilka dni. Bywa niestety czasem tak, że z powodu pogody loty muszą zostać odwołane (tak było w tym roku). Przez kolejne dni, które nie są już tak spektakularne i porywające możemy podziwiać loty z okien domów, w trakcie spacerów - i tu często widać osoby z zadartymi do góry głowami, na twarzach których gości uśmiech. No bo jak tu nie uśmiechać się do pyszniącej się tak wysoko wielkiej kuli, która szczególnie w czasie przedświątecznym przypomina nam pisanki.
Kolejne zawody dopiero za rok. Już teraz wyczekujemy tego spotkania, tej nieopisanej dziwnej radości gonitwy za załogami. Kiedy przed oczami ma się tylko widok chwiejącego się, jak roztańczony pająk mocowania na zbiornik gazu. Nieopisana radość, na spotkanie z którą cieszymy się co roku.
• Sprawny używany balon, możne nabyć już za 4000-6000 Euro, czyli około 20 000 PLN. Jeśli ktoś myśli o zakupie nowego balonu, potrzebuje już 20 000 Euro. Oczywiście cena zależy od marki, wielkości kosza i powłoki oraz wyposażenia. Nabycie balonu to nie wszystkie koszty. Podobnie jak w przypadku samochodu, trzeba go zarejestrować, ubezpieczyć, zdobyć licencję pilota oraz mieć do dyspozycji niezawodne auto (ze specjalną przyczepą), które bez uszczerbku dla siebie wjedzie w teren i z niego wyjedzie.
Kopiowanie zdjęć bez zgody autora zabronione
Przy pisaniu tekstu korzystałam z informacji zawartych na stronie Aeroklubu
:)
OdpowiedzUsuńto była próba komentarzy:)
OdpowiedzUsuńWesołego Alleluja!
OdpowiedzUsuńNiesamowite hobby:)). Mi się marzy kurs spadochronowy, ale niestety finansów brak:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę Wesołych Świąt:)
O kurczę, nie sądziłam, że w zawodach balonowych można wymyślić tyle różnych konkurencji :) Bardzo ciekawie musi to wyglądać - z chęcią na taką imprezę bym się wybrała. Zwłaszcza, że jest to świetna zabawa dla wszystkich - i latających, i tych ganiających, czyli widzów. Przypomina mi to trochę podchody z czasów dziecięcych - kiedy również wędrowało się za kimś, tak naprawdę nie znając celu. Super, naprawdę świetna musi to być zabawa.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że w tym roku nie udało się zorganizować zawodów. Tak to niestety jest z naszą pogodą, że bywa kapryśna.
Podoba mi się, jak piszesz o tym wydarzeniu :) Myślami przeniosłam się do tego uroczego miejsca pełnego kolorowych kul, unoszących się hen, tak wysoko. Sama pewnie z wielką radością zadzierałabym głowę, by obejrzeć to zjawisko. To naprawdę musi być fenomenalne przeżycie.
No i te piękne zdjęcia! Najbardziej urzekły mnie 2 i 6 od dołu - z tym pięknym niebem w tle. Ach, no rozmarzyłam się przez Ciebie :)
Dziękuję za tę podróż!
Pełnych radości Świąt :*
:) Piękne zdjęcia! Ech... tylko 20 000 zl za używany balon ;) plus ubezpieczenie,auto,licencja... ;) ech...ale cudownie wyglądają takie balony i mogłabym na nie patrzeć i patrzeć... może kiedyś dane będzie mi się takim przelecieć.
OdpowiedzUsuńBeenzet hahaha osobiście Cię uściskam :) - Twój rzecznik prasowy :)))
OdpowiedzUsuńKasandro tak, niesamowite! Niestety w naszym przypadku kończy się na jeździe za i podziwianiu :)
Futbolowa wiesz co? Ja też nie. Zastanawiałam się kiedyś po co oni tak latają, czemu szukają dobrego miejsca i co w tym wszystkim chodzi? Teraz już (mniej więcej się orientuję) I faktycznie przypomina to podchody!
Aaaa zwody odbyły się i w tym roku, tylko, że w trochę okrojonym składzie.
Cieszę się, że tym tekstem mogłam sprawić, że przeniosłaś się choć wirtualnie na łąki, na których kwiaty … rosną u góry hi hi
Balianno dziękuję. Wsiadłabyś do tego kosza, który poddaje się kaprysom pogody? :)
Ooo... Ja pierwsze słyszę, że tak niedaleko ode mnie taka impreza jest co roku! Moni - piszę się za rok na podziwanie :)
OdpowiedzUsuńA swoją drogą - baaardzo musi być fajnie polecieć takim ustrojstwem :)
Ja bym w życiu do tego kosza nie weszła. Chyba, że za grube pieniądze. I tylko pod warunkiem, że mogłabym tam leżeć skulona i czekać na kres... :))
OdpowiedzUsuńA ja zawsze się chciałam przelecieć takim balonem ;) Szkoda, że nigdy nie miałam okazji. Śliczny widok na tym ostatnim zdjęciu. Wesołego Alleluja!
OdpowiedzUsuńPrzepowiednia - prawda? To musi być cudne uczucie lecieć sobie nad ziemią przy takim zachodzie słońca :)
OdpowiedzUsuńEnga a no jasne, zapisuję Cię! :)
OdpowiedzUsuńFutbolowa a za grube, za grube tyle, że płatne z Twojej strony hihi :)
Przepowiednia, Enga nooo nie wiem, czy nawet taki piękny widok skusiłby mnie do lotu w - badź co bądź - koszu z butlą z gazem hihi
Dziękuję Przepowiednio za życzenia
Wszystkim również życzę radosnych Świąt!
Już po Świętach, nadrabiam zaległości na blogach i natknęłam się na balony - jaka piękna opowieść!
OdpowiedzUsuńDawno, dawno temu pojechaliśmy ze znajomymi do Krakowa na wycieczkę. I trafiliśmy właśnie na przelot balonów. Cudnie wyglądało stadko kolorowych kul przepływających majestatycznie nad Rynkiem. Wycieczka była niezapomniana, choć od tego czasu wiele razy jeszcze odwiedzałam Kraków, więcej balonów nie spotkałam, a szkoda...
Agnes może to też były jakieś zawody? To trochę ruchome wydarzenie, więc trudno na nie trafić ;/
OdpowiedzUsuńach, ale balony nad Krakowem mmmm rozmarzyłam się:)