Sehir znaczy patrzeć. Niczym innym, jak patrzeniem, obserwacją jest książka Orneli Vorpsi Ręka, której nie kąsasz. To kontynuacja jej debiutanckiej powieści Kraj, gdzie nigdy się nie umiera, i to kolejna książka, w której Vorpsi, z punktu widzenia emigrantki analizuje siebie, swoje korzenie i swoją albańskość.
Książka rozpoczyna się od rozprawy z podróżą samolotem. I ta podróż, przed którą Vorpsi niezmiennie czuje strach stanowi rodzaj ogniwa, czy też nieprzyjemnego działania, które trzeba wykonać, aby dotrzeć do planowanego miejsca. Tym miejscem w przypadku autorki często są rodzinne strony. Stąd pewnie ten strach przed lataniem, nie tyle z samego faktu, że się leci, unosząc tysiące metrów nad ziemią, ile przed tym, że powraca do przeszłości.
Vorpsi leci do Sarajewa, miasta tak bardzo przypominającego jej rodzinne strony. Udaje się tam do swojego przyjaciela, który jest w depresji i potrzebuje pomocy (albo też tak się jej wydaje). To Vorpsi tak odczytuje problemy przyjaciela, podobnie, jak będąc już na miejscu, w Sarajewie, czuje się winna swojej ucieczki, emigracji. To poczucie winy stara się zagłuszyć wysokimi napiwkami, bez oporów płaci też wysokie sumy za usługi czy pomoc, którą okazują jej znajomi z dawnych lat i mieszkańcy miasta. Być może poczucie winy emigrantki sprawia, że kobieta przełamuje swój strach i z tego poczucia winy w stosunku do opuszczonego kraju i ludzi, którzy muszą w nim żyć powraca do miejsc z lat dzieciństwa. Nie szuka wyjaśnień, dla niej jedynym jest jej europejskość nabyta dzięki emigracji, ucieczce. Ręka, której nie kąsasz to rodzaj spowiedzi, która ma za zadanie oczyścić ją z poczucia winy. Wiwisekcji, dzięki której być może uda jej się znaleźć źródło swoich migracji.
Z drugiej strony podróże autorki, mają za zadanie pomóc jej uciec od kroczącej za nią rzeczywistości . Mówiąc Tracę w końcu coś, czego nie da się nazwać, staję się anonimowa dla siebie samej próbuje odciąć się od swojego pochodzenia. Stara się nie zauważać charakterystycznej dla Bałkanów i ich mieszkańców mentalności, nie przyznając się od tego przed samą sobą. Podróż–ucieczka to dla Vorspi rodzaj przykrywki. Zmiana otoczenia ma za zadanie zmienić i ją, ale niestety nie da się ukryć swojego pochodzenia, szczególnie kiedy tak bardzo jest ono widoczne, zakorzenione i tak bardzo daje się we znaki, samej autorce. To też próba odnalezienie miejsca dla siebie – odgrywając zagubioną emigrantkę, której wystarczyło czasu aby zapomnieć przeszłość, zaskakuje siebie samą tym powrotem w rodzinne strony.
Ręka, której nie kąsasz to bardzo krótka historia, za krótka. Być może w trakcie pisania książki w autorce odezwała się pasja fotografa, co spowodowało wrażenie fotograficznej relacji. Przedstawioną jednak z niezwykłą lekkością opowieść dzięki temu, łatwo można sobie wyobrazić. Ulice, którymi podąża Vorpsi, widoki, które podziwia, miejsca, które odwiedza wszystko w tej niepozornej książce jest wyraźne.
Osobiście po lekturze książki czuję niedosyt, pomimo tych wyrazistych opisów i jakiegoś specyficznego rodzaju przeżyć w trakcie lektury brakuje mi ciągu dalszego … na który czekam.
Polecam artykuł autorstwa Karoliny, który znajdziecie w ostatnim numerze Archipelagu.
Możliwe że autorka napisze ciąg dalszy...
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa i oryginalna okładka. Po Twoim opisie wydaje się być bardzo ciekawa i intrygująca, ale jeśli jest za krótka to i pewnie ja czułabym niedosyt...
OdpowiedzUsuńInteresująca recenzja. Z chęcią zagłębię się w tę książkę:))
OdpowiedzUsuń