Do przeczytania Małej matury skusił mnie nie film nagrodzony na ostatnim Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, oparty na jednej z części książki, a usłyszany w radio wywiad z reżyserem filmu i autorem książki Januszem Majewskim. To barwny opis Lwowa i Krakowa i gdzieś w tle kreacja Marka Kondrata, która z książką ma tyle samo wspólnego co cały film, ale jak książka jest równie fantastyczna sprawiły, że po nią sięgnęłam. Przyznaję, że niepewnie brałam do ręki tę powieść, obawiając się kolejnych smutnych wspomnień wojennych (utraconej ojczyzny, bliskich, głodu i strachu) ale już od pierwszych stron książka mile mnie zaskoczyła. Przyciągnęła swoistym magnesem, nie pozwalając oderwać się do samego jej końca. Dawno już tak nie zaczytałam się w lekturze. Od czasów Madame Antoniego Libery (bo te dwie książki kojarzą mi się szczególnie - gdy wspominam Madame automatycznie przychodzi mi na myśl Mała matura i odrotnie) nie istniało nic poza treścią. Nic tak nie wzruszało i nie cieszyło jednocześnie, nic poza tymi dwiema książkami nie pobudzało tak mojej wyobraźni, nie malowało obrazów przed oczami w trakcie lektury.
Mała matura to pełna humoru i ciepła, pomimo czasów jakich dotyczy, opowieść o dorastaniu. Dorastaniu trochę przyspieszonym przez czasy wojny, zmuszającym do dorosłych decyzji, trudnych wyborów i zapomnieniu o sentymentach. Lwów to mała ojczyzna Ludwika Taschke, kilkuletniego chłopca, być może alter ego autora książki. Przez Ludwika Majewski opowiada tę poniekąd biograficzną historię, powraca do czasów wojny poczynając od jej początków. Książka (po świetnym wstępie do przodków Ludwika) zaczyna się kiedy Ludwik jest malutkim chłopcem, rozpoczynającym naukę w trudnych wojennych warunkach, a kończy kiedy ma lat dziewiętnaście i zdaje maturę. Beztroskie dzieciństwo, jakie przypada na czasy przedwojenne i życie we Lwowie jest tylko preludium do tragedii, która dopiero ma nadejść, która czai się za plecami szczęśliwej rodziny Taschke. Jednak silnych więzów rodzinnych Lwowiaków nawet wojna, nawet okupanci, najpierw Niemieccy później Sowieccy nie są w stanie przerwać. Jedno, co udaje się wojnie to przenieść tę kochającą rodzinę w inne strony kraju. Po burzliwych przejściach, ucieczkach i chwilach zwątpienia rodzina Ludwika przenosi się do Krakowa (to właśnie barwny opis doskonale zachowanych uliczek Krakowa, przedstawiony przez Janusza Majewskiego w radio tak mnie skusił do lektury). To w tym mieście, choć ciągle tęskniący za Lwowem Taschke doczekują końca wojny, a mały Ludwik dorośleje. W Krakowie rozpoczyna się prawdziwa wojna młodego mężczyzny – o akceptacje kolegów i nauczycieli, pogodzenie z własnym pochodzeniem, rodzące się uczucia do dziewcząt i podziw starszych kolegów, wreszcie prawdziwy egzamin dojrzałości - codzienne życie, walka o przetrwanie w świecie wydartym wojnie, bez uczuć i sentymentów, w szponach zakłamania władzy ludowej.
W Małej maturze zachwyca wierność z jaką autor odwzorowuje przedwojenny świat Lwowa i powojenny Kraków. Z jaką szczegółowością przekazuje mentalność ludzi, którzy przetrwali, którzy na nowo muszą poznać siebie i wielokulturowy otaczających ich tworzący się świat.
Książka, która powinna być lekturą obowiązkową w szkołach, bo po jej przeczytaniu czytelnik staje się bogatszym nie tylko o wrażenia typowe dla lektury doskonałej ale i o fakty historyczne, prawdę widzianą oczami młodego człowieka. To książka – prawda, pełna realistycznych detali począwszy od opisów uliczek Lwowa, przez kamieniczki, kina, tramwaje (jakże trudno oddać tamten klimat, nie tylko w filmie o czym wspominał reżyser ale i w książce, czym w swej skromności się nie pochwalił). Czytając Małą maturę możemy bez problemu oczyma wyobraźni przenieść się do tamtych miejsc. Majewski przywołuje obrazy nie tylko z najdrobniejszym szczegółem ale i dającym się odczuć ogromnym ciepłem i sentymentem.
Pozycja szczególna dla kresowiaków i krakowiaków. Bo jeśli do wyobraźni czytelnik potrafi przywołać obraz prawdziwego Lwowa (czy Krakowa) to lektura książki Janusza Majewskiego staje się jeszcze piękniejszym i bardziej wzruszającym przeżyciem.
Dla mnie - książka idealna, gdybym miała oceniać zabrakłoby mi skali!
Kocham czytać wspomnienia ludzi którzy urodzili się po wojnie. Mają wiele do powiedzenia, bogate słownictwo. Są fascynatami życia.
OdpowiedzUsuńBardzo dobra recenzja, gratuluję :)
OdpowiedzUsuńJuż kilka razy rzuciła mi się w oczy w księgarni :) Po Twojej recenzji, będę musiała się zaopatrzyć :)
OdpowiedzUsuńJeju, lecę szukać w księgarni internetowej
OdpowiedzUsuńFilm chcę obejrzeć i fajnie że jest też książka nawet jedna biblioteka ma ją na stanie.
OdpowiedzUsuńPisanyinaczej akurat Pan Majewski urodził się przed wojną (przynajmniej drugą – a może to miałeś na myśli?) ale nie zmienia to faktu, że Jego wspomnienia to prawdziwa lekcja historii
OdpowiedzUsuńDomi dziękuję
Isabelle, Kasia, Judytta zaopatrujcie się, bo – z całą odpowiedzialnością – polecam!
O "Małej maturze" czytałam same pozytywne recenzje, do których zalicza się także Twoja.
OdpowiedzUsuńNie pozostaje mi nic innego jak tylko kupić w stosownym czasie :-)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie
Właśnie otrzymałam tę powieść, zaraz zabieram się za jej lekturę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
zadurzonawksiazkach.blog.onet.pl