Ustawiając kolejne stosy znajomych tomów (jedne poznaję po kolorze, inne po kształcie, wiele innych po jakimś szczególe na obwolutach, których tytuły próbuję odczytać do góry nogami albo pod dziwnym kątem), dziwię się, jak zawsze w podobnych okolicznościach, po co właściwie trzymam tyle książek, do których nigdy po raz drugi ni zajrzę. Tłumaczę sobie, że ilekroć pozbywam się książki, po kilku dniach się okazuje, że właśnie jej szukam. Tłumaczę sobie, że nie ma książek (…), w których nie znalazłbym niczego interesującego. Tłumaczę sobie, że znalazły się w moim domu z jakiegoś powodu, a powód ten może okazać się aktualny również w przyszłości
A. Manguel, Moja historia czytania
Dziękuję Chihiro za zaproszenie mnie do zabawy polegającej na książkowym ekshibicjonizmie. Szczerze mówiąc, dzięki temu zaproszeniu część moich zbiorów ujrzała światło dzienne, bo wstyd przyznać z racji braku miejsca, przez większą cześć swego książkowego życia leżą one na dnie szafy. Wiem, wiem zaraz usłyszę krzyki oburzenia, ale zrozumcie mnie – jak na czterdziestu kilku metrach można inaczej pomieści dwa wielkie zbiory – książkowy i płytowy? Specjalny system, który pozwoli tym zbiorom już na stałe zagościć w glorii i jasności na razie w opracowaniu.
Tymczasem dla potrzeb zdjęć „szafowe” zbiory ustawiłam w stosach podobnych do tych, które normalnie piętrzą się w sypialni. Bo w sypialni znajdują się moje książkowe zbiory. A to dlatego, że jak wspomniałam pomysł na miejsce dla nich cały czas w toku realizacji.
A, że sypialnia jest malutka znajduje się w niej równie malutki regalik, po którym często wędrują różne zbiory. Kombinacji regałowych jest wiele, choć tam zwykle książki stoją w jednym ustawieniu najdłużej. Obecne ustawienie jest chyba właśnie tym najdłuższym w historii regału. Na nim to znajdziecie książki autorów, o których wiem, że będą pojawiały się następne, choćbym ich nawet miała nie czytać (oczywiście w danej chwili). I tak jedną półkę zajmuje Nabokov, drugą Lessing. Oczywiście nie mogą marudzić i narzekać na sąsiedztwo innych autorów, bo nie osiągnęły jeszcze takich rozmiarów aby mogły zaskarbić sobie wyłączność półkową (nie nabyłam ich wszystkich celowo, po to aby zwiększyć sobie przyjemność zakupu następnych pozycji). Kolejną stałą na regale są książki podróżnicze, w których aktualnie zaczytuje się A. I te zmuszone są gnieść się na półce z moimi kilkoma skarbami. Osobną półkę zajmują przewodniki, jednak jest ich mało, gdyż zwykle udając się w podróż przygotowujemy własny przewodnik według trasy, którą mamy zamiar przemierzać. Poza tym są jeszcze książki kucharskie, oraz beletrystyka, która inspiruje do wariacji kuchennych i te znajdują się na półce w kuchni (choć zauważyłam jedną z nich w stosie ;) ).
Ciągle nie mam pomysłu na ustawienia dla chwiejnych stosów. Ich misterna konstrukcja zniechęca do częstych zmian i jednocześnie, jeśli już po coś sięgam zmusza do odbudowy. Szczególnie, że stoi w przejściu między regałem a łóżkiem (to potencjalny stos, który kiedyś może mnie przygnieść). Staram się aby w tych najwyższych stosach znajdowały się książki albo już przeczytane albo takie, po które szybko nie sięgnę, choć to oczywiście ciężko przewidzieć. Jednak nie mam nic przeciwko przestawianiu, układaniu, wyrównywaniu. Ogólnie zajęciom „praktycznym” z książką.
Zdarza mi się przyjmować w stosach taktykę podziału na kraj pochodzenia pisarza (tak mniej więcej stoją teraz w dwóch stosach). „Grupuję” je także według nazwiska pisarza, ale i tu może wystąpić szum, kiedy to dochodzi kolejna książka autora, który „leży” już w stosiku (przepraszam wszystkich pisarzy) . Wtedy to taka książka wchodzi w skład stosu ostatnie nabytki, który piętrzy się w zasięgu ręki i oka. To z obrazem tego stosu witam nowy dzień wstając z łóżka. To też na niego patrzę nie mogąc zasnąć - na ostatnie nabytki ale i na książki, z których korzystam przy pracy nad artykułami do Archipelagu. Bo i taki stos zwykle tworzy się w trakcie pracy. Jednak książki z tego stosu wracają pokornie po zakończeniu prac w miejsca, których zostały wyciągnięte, a co za tym idzie zmuszają mnie do kolejnych przemeblowań. Och, jak brakuje mi regałów!
Osobno też leżą książki w języku angielskim. Nie mam ich specjalnie dużo, bo przyznaję, że lektura książki po angielsku zabiera mi więcej czasu, i chcąc czytać więcej sięgam raczej po książki w języku polskim. Zdarza mi się, i to dosyć często, że dla porównania kupuję książkę przetłumaczoną (co można również zauważyć w stosach). Jeśli już o językach obcych mowa to w moim skromnym zbiorku znajdują się też książki: po francusku i włosku, a mam nadzieję, że wraz z powiększającym się zbiorem Lolity zaczną pojawiać się coraz bardziej oryginalne i odległe języki świata.
Jeszcze do niedawna na stoliku nocnym piętrzył się stosik, w którym można było znaleźć ostatnie nabytki i książki do artykułów, czy też książki przysłane z wydawnictw. Teraz jednak, z racji niechybnej możliwości bycia przygniecioną tymże stosem znajdującym się w niebezpiecznej odległości od łóżka, na stoliku znajdują się tylko książki aktualnie czytane oraz notes, który otrzymałam od Lilithin, a który idealnie pasuje do swojej roli. Zapisuję w nim pomysły na artykuły, zdania, które akurat przyjdą mi do głowy oraz planowane zakupy książkowe.
Z książkami aktualnie czytanymi - w moim przypadku - to także dziwna sprawa, bo chyba powinnam utworzyć osobny stos dla tej kategorii. Mam okropny zwyczaj czytać kilka książek naraz. Zdarza mi się rozpoczynać każda nabytą książkę, albo doczytywać do połowy i odkładać po to, aby zająć się czymś innym. Z kolei te inne zostając doczytane także do połowy, nie koniecznie powodują, że powracam do uprzednio porzuconej. Raczej znowu zdradzam ją dla nowości. W taki właśnie sposób tworzy się cały stos książek obecnie czytanych. Oczywiście muszę się wytłumaczyć, że zwykle wracając do porzuconych powracam do pierwszych stron, aby – co mi się zdarza rzadko - odświeżać zapomnianą treść.
Od czasu do czasu pojawiają się podstosy - w tych układam książki, do których mam zamiar dołączyć podobne - tak np. ostatnio uksztaltował się stosik bookerów w jezyku polskim, (bo te w angielksim weszły w skład innej gromadki, kolejne do odbioru w księgarni z czego bardzo się cieszę). Taki rodzaj gromadzenia jest spontaniczny i charakterystyczny dla mnie - wymyślam własne postanowienie i układając w stos staram się realizować. W tym przypadku akurat doskonała jest metoda stosowa - nie wyobrażam sobie ciągłego przekładania tych 'zbiorków' na półkach! Książki staram się dzielić według szczególnych kryteriów, które mnie interesują, nigdy nie dzielę według kolorów, czy też alfabetycznie.
Mam nadzieję, że moje zbiory osiągną constans na przyszłych regałach. Moim marzeniem są regały idealne – to znaczy takie, na których po włożeniu w nie książek nie pozostanie zbyt wiele miejsca na … kurz, ani zbędne drobiazgi, które przeszkadzają w swobodnym wyciąganiu książki z półki. Regały, na których książki dopasują się szerokością i wysokością, tak by nic nie zachwiało równowagi najprzyjemniejszego dla oka widoku – pyszniących się grzbietów. Jeśli już o grzbietach mowa – są takie, które szczególnie przykuwają moje oko – zwracam uwagę na kolor, fakturę oraz związane z książką przeżycia. Te lubię widzieć szczególnie. Takie książki nie powinny dźwigać ciężaru stosów a stać na półce w zasięgu mojego wzroku. Moim ulubionym kolorem okładki jest pomarańczowy – zdarza mi się kupić książkę, bo miała pomarańczowy grzbiet! (myślę, że niegdy nie zawiodłam się na pomarańczu, stąd takie kryterium wyboru)
Zajmijmy się teraz książkami wyciągniętymi z niewoli, jaką jest dno szafy. W sumie nie mają one tam tak źle, bo przecież nikt im nie przeszkadza. Nie przestawia ich, nie przewraca i nie zmusza do znoszenia ciężaru innych, gdyż stoją sobie grzecznie obok siebie. W czeluściach szafy znajdują się książki już przeczytane. Zwykle ułożone autorami, choć im bliżej „wyjścia” tym większy w nich bałagan.
Niektóre egzemplarze z moich zbiorów często zmieniaj pomieszczenie, gdyż pisząc i czytając przenoszę się do innego pokoju. Zwykle zasiadam wtedy przy stole z kubkiem aromatycznej kawy czy też herbaty raczej w zupełnej ciszy. I niezależnie czy zbieram się do napisania jakiegoś tekstu, czy do czytania zabieram ze sobą mały stos, w którym mieszam – przebieram, przekładam i wybieram tę lekturę, która uznam za odpowiednią. Na książki bardzo łatwo natknąć się w całym mieszkaniu – pochowane po torbach, półkach i szufladkach są zawsze w zasięgu ręki.
Czy panuję nad swoimi zbiorami? Otóż … nie wiem! Wiem na pewno, jakich książek w nim nie ma, ale nie wiem, które krążą po znajomych i rodzinie, a które już wróciły (i tu przepraszam pisarzy). Kupując, wybierając książki staram się przemyśleć dokładnie swój wybór, oczywiście, jak każdemu zdarzają mi się złe wybory, ale tłumaczę sobie to tym, że złe są w daje chwili, a być może za kilka lat sięgnę po nie z wielką chęcią.
Żal mi moich stosów, bo zdaję sobie sprawę, jaki to ciężar, ale nie mogę nic na to poradzić. Jestem przeciwna wstawieniu ich do pokoju - nazwijmy go dziennym, bo z całym szacunkiem do książek i z moją wielką do nich miłością tam mi one nie pasują, tam będą dotykane przez wszystkich, to nie miejsce dla nich. Poza tym uwielbiam stawać przed moimi chwiejącymi się zbiorami i po kilku dobrych chwilach wychodzić z naręczem uśmiechających się do mnie woluminów. O tym, że przemawiam do książek już kiedyś pisałam – tak, nadal do nich mówię. Przepraszam je, że cierpią katusze gniotąc się, jak nie przyrównując śledzie w moim małym mieszkanku. Ale czy wolałyby abym ich nie znosiła do domu?
Zajmijmy się teraz książkami wyciągniętymi z niewoli, jaką jest dno szafy. W sumie nie mają one tam tak źle, bo przecież nikt im nie przeszkadza. Nie przestawia ich, nie przewraca i nie zmusza do znoszenia ciężaru innych, gdyż stoją sobie grzecznie obok siebie. W czeluściach szafy znajdują się książki już przeczytane. Zwykle ułożone autorami, choć im bliżej „wyjścia” tym większy w nich bałagan.
Niektóre egzemplarze z moich zbiorów często zmieniaj pomieszczenie, gdyż pisząc i czytając przenoszę się do innego pokoju. Zwykle zasiadam wtedy przy stole z kubkiem aromatycznej kawy czy też herbaty raczej w zupełnej ciszy. I niezależnie czy zbieram się do napisania jakiegoś tekstu, czy do czytania zabieram ze sobą mały stos, w którym mieszam – przebieram, przekładam i wybieram tę lekturę, która uznam za odpowiednią. Na książki bardzo łatwo natknąć się w całym mieszkaniu – pochowane po torbach, półkach i szufladkach są zawsze w zasięgu ręki.
Czy panuję nad swoimi zbiorami? Otóż … nie wiem! Wiem na pewno, jakich książek w nim nie ma, ale nie wiem, które krążą po znajomych i rodzinie, a które już wróciły (i tu przepraszam pisarzy). Kupując, wybierając książki staram się przemyśleć dokładnie swój wybór, oczywiście, jak każdemu zdarzają mi się złe wybory, ale tłumaczę sobie to tym, że złe są w daje chwili, a być może za kilka lat sięgnę po nie z wielką chęcią.
Żal mi moich stosów, bo zdaję sobie sprawę, jaki to ciężar, ale nie mogę nic na to poradzić. Jestem przeciwna wstawieniu ich do pokoju - nazwijmy go dziennym, bo z całym szacunkiem do książek i z moją wielką do nich miłością tam mi one nie pasują, tam będą dotykane przez wszystkich, to nie miejsce dla nich. Poza tym uwielbiam stawać przed moimi chwiejącymi się zbiorami i po kilku dobrych chwilach wychodzić z naręczem uśmiechających się do mnie woluminów. O tym, że przemawiam do książek już kiedyś pisałam – tak, nadal do nich mówię. Przepraszam je, że cierpią katusze gniotąc się, jak nie przyrównując śledzie w moim małym mieszkanku. Ale czy wolałyby abym ich nie znosiła do domu?
Do wspólnej zabawy chciałabym zprosić Maga-marę i Tygiel, Monikę i jej Błękitną biblioteczkę oraz Kalę z Molemksiążkowym.
p.s. przepraszam za ogólny chaos w tym poście, ale podobnie, jak w poprzednim wstawianie kilku zdjęć jest dla mnie czymś na miarę koszmaru!!!!
Cóż za interesujący post! Pomijając już same zdjęcia książek (chociaż to zawsze jest dla mnie bardzo ciekawe), to najciekawsze było dla mnie przeczytanie Twojego sposobu radzenia sobie z księgozbiorem, systemów, układów, zwyczajów czytelniczych. Jedna z ciekawszych notek na ten temat, które czytałam :)
OdpowiedzUsuńOjejku,jak ty fascynująco piszesz!!!!:) Moni, Twoje książki i to jak je opisujesz to istna magia. Świruska poprostu :) I ten stos między szafką a ...kaloryferem (??) -potraktuj jak nieruchomego domownika :))
OdpowiedzUsuńAle bym Cię oskubała z kilka pozycji :) Zazdrosna! Ja oczywiście :)
OdpowiedzUsuńMiość do pomarańczowych grzbietów możesz przełożyć na zainteresowanie wydawnictwem penguin. Niesamowite było dla mnie, ze zbierasz te same książki w różnych językach:).
OdpowiedzUsuńEnga, Balianna aż się zawstydziłam:) A co do magii - tak to prawda, one są dla mnie magiczne. Marzy mi się, aby kiedyś ktoś o mnie zapomniał w księgarni i zamknął mnie tak na całą noc!
OdpowiedzUsuńMargo :) zazdrość jest też zdrowa:)))zapraszam do mnie na skubanie!
Iza ....zbieram też jeden tytuł w wielu językach hihi - widać zbieranie książek tak po prostu jest dla mnie nudne:))dzięki za Penguina
O matkoo!!! Co za piekne widoki. Gratuluję Ci takiej biblioteczki i gdyby np. zabrakło miejsca w Twojej szafie... chętnie się nimi zaopiekuję:D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:))
Moni, przeczytałam z ogromnym zainteresowaniem i obejrzałam biblioteczkę baaardzo dokładnie :) Parę książek nam się pokrywa, a część jeszcze chciałabym kiedyś "zdobyć".
OdpowiedzUsuńDlaczego uważasz czytanie kilku książek na raz za paskudny zwyczaj? Ja też tak robię, nie widzę w tym nic złego.
Dostrzegłam wśród Twoich stosów ten archipelagowy, do kolejnego numeru :)))
Pomarańczowe okładki... To Stasiuk z "Jadąc do Babadag" i "Opowiadania tom 1" Cortazara muszą przypaść Ci do gustu, choćby wizualnie :) A i wydania Penguina bardzo często mają/miały pomarańczowy grzbiet, czego stałam się świadoma rozglądając się po moich regałach...
A co to za książka "Azyl"?
Czy pozbywasz się czasem książek? A jeśli tak, to co z nimi robisz?
Też należę do czytających kilka książek naraz - to naprawdę okropny zwyczaj! Potrafię czytać pięć książek jednocześnie, doprowadzając się do przesytu czytelniczego, a potem ciężko mi je skończyć... Zbiory przecudne, ale postanowiłam niczego nie zazdrościć, tylko sobie owe przedmioty zazdrości kupić ;-)
OdpowiedzUsuńPiękny masz książkozbiór. Ja w poprzednim mieszkaniu z braku miejsca trzymałam książki pod łóżkiem, pod biurkiem, wszędzie.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą masz bardzo ciekawy system książkowy. Pozdrawiam serdecznie
Ach, ja też mczytam kilka książek na raz, mam masy zaczętych i odłożonych na potem... Ostatnio bardzo się staram czytać w całości, nie przerywać, ale to nie zawsze wychodzi...
OdpowiedzUsuńJa też książki trzymałam w Polsce w szafie - cóż zrobić, jeśli się nie mieszczą!
Czy czytałaś już The Finkler Question> U mnie wciąż na stosie na potem...
Dabarai, a widziałaś moją recenzję "Finklera" w Archipelagu? Jakiś czas temu widziałam Jacobsona w restauracji (notabene na Regent Street, przy której mieszka bohater powieści), połączonej z barem, w którym przyjaciele organizowali przyjęcie, i diabełek podpowiadał mi, żebym podeszła do pisarza i powiedziała mu: "You Jew", jak myśli bohater, że kobieta, która go napadła tak mu powiedziała... Ostatecznie tego nie zrobiłam :)
OdpowiedzUsuńKasandro wiele osób mi to proponuje, ale ja – choćbym miała spać na stojąco nie oddam ;) Mimo wszystko dziękuję!
OdpowiedzUsuńChihiro masz rację, pokrywają się, pokrywają ;) a to, że nie jestem jedyną, która czyta kilka książek naraz niby wiedziałam, ale potwierdzenie z Twojej i wielu innych osób trochę mnie uspokaja i cieszy. Choć nie przestaję uważać, że to straszne – dopóki jestem w stanie zapamiętać wszystkie jest OK., ale jeśli zacznę się w nich gubić będzie gorzej hihi
Dziękuję za „pomarańczowe” okładki - Stasiuk już na półce, a nad Cortazarem muszę się mocno zastanowić, bo chyba nie nadaję z nim na tych samych falach?
Azyl to historia prawdziwa, pisałam o niej TU http://moni-libri.blogspot.com/2009/11/azyl-ktorego-autorka-chciaa-dobrze.html . Szczerze mówiąc nie przypadła mi do gustu, ale myślę dać jej jeszcze jedną szansę.
Chihiro z oddawaniem książek mam problem. Czasami owszem zdarza mi się podzielić z kimś jakimś egzemplarzem, kiedyś też zanosiłam do bibliotek - jednak to rzadkość, nad rzadkościami w moim przypadku.
Eireann to pozytywny wpływ zazdrości;)
Smellofpaper dziękuję! Pod łóżkiem w kartonikach leży ta druga kolekcja;) ale pierwotnie miały faktycznie znaleźć się tam książki. To okropne te malutkie mieszkanka i nasze kolekcje!!
Dabarai The Finkler … rozpoczęte hi hi, ale recenzję znajdziesz w ostatnim Archipelagu
Cieszę się, że poczułam się dzięki Waszym komentarzom usprawiedliwiona hihi
haha Chihiro, ale się nam złożyło:)))
OdpowiedzUsuńChihiro - A nie, nie widziałam. Jakoś przegapiłam. Sama książkę kupiłam i tak czekam na natchnienie... :D Ja bym nigdy do żadnych pisarzy nie podeszła, z tego powodu, że ja ludzi nie poznaję. Kiedyś stałam obok Kena Livingstona na przystanku i dopiero Ulubiony Anglik mnie oświecił, że to był on. Pfff. Jakoś mnie się nie spodobał, tak się pchał. :)
OdpowiedzUsuńWidać, jak kochasz książki. To świetnie, znakomicie. Tu sami tacy.
OdpowiedzUsuńSporo książek ale takie stosy to natchnienie dla innych do znalezienia kolejnych, ciekawych pozycji:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za zaproszenie. Swoje stosy pokażę jak tylko słońce wróci... Do tego potrzebuję jeszcze aparatu od przyjaciela, żeby ładnie wszystko pokazać, bo komórką to nie ma co focić.
OdpowiedzUsuńSzkoda trochę, że wielkość mieszkania nie pozwala Ci w pełni nacieszyć się własnymi książkami.
Fajnie jest natrafić u innych na te same książki, które ma się na półkach :)
Agnes - to prawda:))
OdpowiedzUsuńJudytto - mnie już natchnęło przy oglądaniu innych stosów, a Ciebie?:)
Kala - usprawiedliwona:))) A co do tych samych tytułów, mogę strzelić w ciemno - Stasiuk nam się powtarza?:))
Gdybym mieszkała bliżej to miałabyś jak w banku, książki od Ciebie to jak skarb... Jakbym dostała jej od samej autorki :)
OdpowiedzUsuńAktualnie jestem w takim dziwnym nastroju co do czytania że sięgam po Kapitana Żbika czyli coś cienkiego i komiksowego.
OdpowiedzUsuńNatomiast, widok stosów jak najbardziej może natchnąć albo przypomnieć po wyglądzie okładki o jakiejś, zapomnianej pozycji którą kiedyś chciałam: kupić, pożyczyć a potem zapomniałam:)
Twój stos przypomniał o książce: "Tajemnica rodu Hegartych" i J. Updik'a "Pary".
Finkler's Question jest jedną z najnudniejszych książek jakie czytałam, a właściwie,jakiech nie doczytałam, bo nie dałam rady. Nuuuuuda. Room ja bym radziła przełożyć wyżej, haha.
OdpowiedzUsuńPiękne stosiska. Wiele tytułów bym chciała mieć
Margo gdybyś:/ a szkoda, że nie mieszkasz:(((
OdpowiedzUsuńJudytto to prawda, dają natchnienie:)))
Kasia.eire ale ja Room już czytałam (to przypadkowe ustawienie)
Gdybym kiedyś u Ciebie była, to na pewno nie siedziałabym w pokoju dziennym czy też salonie czy jak zwał, tak zwał, a właśnie bezczelnie w sypialni! I żadną siłą byś się mnie stamtąd nie pozbyła, a ja co rusz bym wzdychała - ach, czytałam to, świetne było! och, a to też mam u siebie! ech, a to chciałabym mieć! Desai, Byatt, Enright, Coetzee - to tylko nazwiska z jednego (!) zdjęcia które bardzo do mnie przemawiają.
OdpowiedzUsuńCzyli notes jednak nie służy do robienia samolocików ;)
Ściskam!
Lilithin :) zapraszam!!
OdpowiedzUsuń