Maski z twarzy - Patynozielone Dag Solstad


Zielony kolor Europy. Patynozielony. To jest celem podróży, wciąż do napotkania, nie do uniknięcia, prawdziwy europejski kolor, który na sam koniec, gdy podróż dobiega kresu, osiada na siatkówce jak plamka. Patyna! Zielona!

Po lekturze książki Daga Solstada Patynozielone rodzi się pytanie – czy wszyscy jesteśmy tylko swoimi własnymi maskami? Wyobrażeniami o sobie, które oglądamy z zewnątrz, poprawiamy, ustawiamy i planujemy jak reżyser doskonały? Albo też, gdy zamykamy ostatnią stronę książki przychodzi taka refleksja, że w obliczu takiej mnogości masek na twarzach wielu otaczających nas ludzi i nam udziela się „maskowanie”. Solstad w przedziwny sposób, w stylu co najmniej dziwacznym, aczkolwiek jak sam autor mówi zaczerpniętym od Witolda Gombrowicza, którego twórczością jest zafascynowany, w okrutny być może sposób - bo prawdziwy uzmysławia, że tak naprawdę z maską się rodzimy, i stopniowe jej zdzieranie, obdrapywanie pomaga nam samym dostrzec prawdziwe swoje oblicze. Ale aby nie było niesprawiedliwie takiego samego „odzierania” możemy dokonać na twarzach innych osób. Tego właśnie dokonuje bohater Solstada – Geir, który podstępem, mieszając w uczuciach dwóch kobiet odziera jedną z nich z maski, którą przywdziała. Albo z maski, którą nosi w oczach Geira. Może ktoś powiedzieć, że to okrutna historia, okrutna książka, i nie sposób się z nim nie zgodzić. Ale jeśli uświadomimy sobie, przez co wydaje ona się nam okrutna, to zaczniemy w niej dopiero dostrzegać prawdy. Stopniowe wnikanie w lekturę można porównać do kopania w brudnej ziemi, do uwalenia się błotem, zatracenia się w poszukiwaniu własnego ja. Dla Geira tym ja było odzwierciedlanie oczekiwań innych. Widział on siebie tak, jak widzieli go inni. Chciał tak siebie widzieć. Jeśli komuś wydawało się, że Geir jest zabawny- silił się na humor, nienawidził siebie za to, że nie jest wiecznie młody, że starzeje się jego ciało i poglądy podczas gdy wymaga się od niego ciągłej świeżości. Geir źle pojmował życie i jego codzienna gra doprowadziła go do zguby.
Czytając tę książkę Solstada odnosi się wrażenie przebywania w jakimś balonie, który wypełnia absurd, w którym można się unieść i zapomnieć o wszelkich zasadach i troskach. Zapewne każdy, kto czytał choćby raz Gombrowicza odnajdzie jego wpływ na twórczość Norwega. A myśl, że w kolejnym akapicie pojawi się wyimaginowany i nieprawdopodobny bohater na miarę Behemota będzie częstym złudzeniem w trakcie lektury. Abstrakcja, fantazja, baśń, jednak prawdziwa – tak można określić Patynozielone. Zdjąć maskę, zedrzeć zzieleniały nalot i dojrzeć prawdę – to tylko można zrobić po lekturze tej książki.


Jabłka wisiały w ciemnościach. Gruszki wisiały w ciemnościach. Jabłka wisiały najbliżej ścieżki prowadzącej do domu, a więc na tych drzewach, które były najbardziej narażone na napad. Geir przemykał się ostrożnie po ogrodzie i snuł plan działania. Okrzyki na drodze. Dzwonki rowerów. Motocykle. Ktoś biegł, dziewczyny się śmiały. Nie wymkną się! Trawa była wilgotna, ziemia wokół pni i krzewów – wilgotna i chłodna. (D.S.)


Pani Kulka! W szlafroku z szerokimi rękawami i, pośród tych rękawów rozwianych, dysząca i waląca, wznosząca do góry młot, czy siekierę, i waląca w pień drzewa z głową oszalałą. Wbijająca? Co ona wbijała? Skąd to wbijanie, rozpaczliwe i zajadłe … które … które … które myśmy pozostawili w pokoiku Katasi …. A teraz ono szalało olbrzymio tutaj i huk żelaza królował! (W.G.)

Znowu posuwałem się po łące, ale tym razem w przeciwną stronę – szukałem ich. Z rękami w kieszeniach, z głową opuszczoną, rozmyślając najgłębiej, ale bez jednej myśli – jakby ktoś mi je zabrał. Dolina-kotlina z pióropuszami drzew, z płaszczami lasów, z garbami gór, dosiegała mnie, ale z tyłu raczej, jak rumor, jak szum odległej kaskady, jak zdarzenie ze Starego Testamentu, lub światło gwiazdy. Przede mną niezliczona trawa. Podniosłem głowę – śmieszki lalusiowate odbiły się o moje uszy – towarzystwo wysypało się zza drzew, Lulo, sztama, Lula puść, bo kolnę, bluzki, szaliki, chusteczki, pumpy (…). (W.G.)


Brit czesała swoje długie włosy. Benedikte wyjechała. No dobrze, Brit była tutaj, ale Benedikte pojechała (…). No, nie. Brit siedziała przy stole i patrzyła w lustro. Bawiła się szminką. Pomazało sobie czoło, pomazała się, spojrzała na to, co zrobiła, i się wytarła. (…) Śmiała się do niego z lustra. Twarz w lustrze. Zwróciła do niego. Twarz poza lustrem. Wyrazy, wyrazy! (D.S.)



cytaty pochodzą z książek Solstada Patynozielone oraz Gombrowicza Kosmos



http://bookznami.pl/?p=7362

10 komentarzy:

  1. Chyba powędruje na listę 'do przeczytania' :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Viconia - chyba powinna :) Wiesz, mnie na przykład zauroczyła okładka, którą zobaczyłam u Luizy, zadziałała jak magnes ... i to silny, bo szybko ją przeczytałam!

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie będę ukrywać, że mnie też okładka na początku przyciągnęła :) Recenzja też mnie przyciągnęła, więc pozostaje mi jej poszukać i przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Brzmi interesująco, choć zagadnienie nie jest przecież niczym nowym. Czy nosimy maski, czy też każde oblicze jest naszym prawdziwym? Ja bym się skłaniała ku temu, że wszystko, co robimy jest naszą "prawdziwością". Nawet w udawaniu jesteśmy prawdziwi, szczególnie jeśli uda się odkryć powód udawania...
    A Solstada mam tylko po angielsku "The Snake", ale to inna książka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczerze mówiąc, mnie ta książka rozczarowała - spodziewałam się czegoś lepszego ; )
    Chciałabym przeczytać inny utwór tego pisarza.

    Tak, okładka jest świetna xD

    Pozdrawiam!^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Okładka bardzo intrygująca... Myślę, że dam szansę książce, bo recenzja mi się spodobała :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo podoba mi się okładka tej książki. Znajduje się ona na mojej półce i nie mogę doczekać się chwili, w której zagłębie się w tej lekturze. Miejmy nadzieję, że nastąpi to bardzo szybko ;))

    Pozdrawiam Lena
    Zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
  8. Viconia :)

    Chihiro ale czy to nie jest smutne? To, że maska staje się prawdziwą twarzą? Właśnie ta książka jest o tym, że sami czasem nie potrafimy odróżnić fikcji od prawdy i o tym, że nawet nie zauważamy kłamstwa – dla mnie to straszne, choć zdaję sobie sprawę, że bywa prawdziwe:/
    A tego autora czytam właśnie Noc profesora Andersena i , podobnie jak The Snake też jest inna.

    Owarinaiyume początkowo miałam takie same wrażenie, jednak kiedy zaczęłam o niej myśleć zniknęło. No, nie jest to łatwe czytadło, ale okładka pasuje do treści – moim skromnym zdaniem. Jak widzisz czytam Noc profesora … - wydaje mi się ona jeszcze trudniejsza, choć to zupełnie inny styl. Jednak autor ma skłonności do filozofii, a to niektórych może zniechęcać. Mi osobiście nie przeszkadza.

    Kasandro_85 :)

    Lena 173 ta okładka zapowiada coś magicznego, a nie wiem, czy jest tak z treścią, jednak ta książka ma coś takiego w sobie, że ewoluuje – dużo o niej myślę i dopiero teraz zauważam więcej jej ciekawych aspektów. Miłej lektury:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie chodzi o skłonności do filozofii (czy raczej filozofowania, a to dwie różne sprawy) ; ) Rozczarowało mnie, że nie potrafił Gombrowiczowskich idei zreinterpretować bądź w inspirujący sposób rozwinąć. Pomysł był świetny, ale wykonanie już nie tak zachwycające, jak mogłoby być.

    OdpowiedzUsuń
  10. Owarinaiyume pisząc o filozofowaniu miałam na myśli moje doświadczenia z dwóch książek Solstada, ale zgodzę się z Tobą, że Gombrowicza jednak trochę maławo w Patynozielone. Myślę sobie, że może jednak więcej być nie miało? Swoją drogą Gombrowicz to Gombrowicz, a Solstad tylko natchnienia szuka u niego, więc pewnie niepotrzebnie doszukujemy się gombrowiczowskich interpretacji:)

    OdpowiedzUsuń