Nie wiem co mogłabym napisać o kolejnej przeczytanej przeze mnie książce Ian’a McEwan’a? I nie chodzi o to, że nie jest dobra, że nie chcę pisać złych słów na jej temat albo też, oszukując Was i samą siebie ubarwiać komentarz na jej temat zakłamanymi miłymi słówkami. Nie, nie o to chodzi. To co odczuwam po lekturze jest chyba jeszcze gorsze niż gdyby miała mi się podobać albo definitywnie zniechęcić. Bo niestety – tak niestety – książka przypadła mi gustu ale para głównych bohaterów już mniej. Oj jak oni mnie denerwowali, jak jednocześnie zamartwiałam się o ich los. Chyba dawno nie czytałam takiej książki, do której chciałabym wniknąć i głupich – przepraszam - głównych bohaterów odciągnąć od tego co robią. Mary i Colin zdawali się nie mieć oczu, a ich umysł zdawał się być wyłączony co irytowało mnie niemiłosiernie!
Do rzeczy – Ukojenie to historia pary, ludzi po przejściach, których uczucie już nie jest tak potężne jak to, które ich połączyło ani nie jest też tak słabe aby z łatwością mogli powiedzieć sobie do widzenia. Podróż do Wenecji ma być próbą przybliżenia się, takim ogniwem łączącym na nowo ich związek i ogniem rozpalającym uczucie. Wydaje mi się jednak, że sposób, jaki sobie wybrali na to ponowne zakochanie nie był odpowiedni, bo gorąca atmosfera letniej Wenecji i czas spędzany na najzwyklejszym leniuchowaniu to chyba niezbyt emocjonujące i wiążące zajęcia. Takie przekładanie się boku na bok, czasem zwiedzanie, czasem seks, częściej kolacja i nudne bezowocne rozmowy (o ile w ogóle!) to nie sposób na „odgrzanie miłości”.
Książka jest dość króciutka i przyjemnie, szybko się czyta dlatego też nie będę opisywać całej treści, bo zdradzę zbyt dużo i zabiorę całą przyjemność czytania. Dla dodania pikanterii w całej tej dusznej atmosferze sypialniano-kuchennej mogę powiedzieć, że przyjaźń z przypadkową, równie dziwaczną parą nie była najlepszym pomysłem na jaki wpadli Mary i Colin.
Do rzeczy – Ukojenie to historia pary, ludzi po przejściach, których uczucie już nie jest tak potężne jak to, które ich połączyło ani nie jest też tak słabe aby z łatwością mogli powiedzieć sobie do widzenia. Podróż do Wenecji ma być próbą przybliżenia się, takim ogniwem łączącym na nowo ich związek i ogniem rozpalającym uczucie. Wydaje mi się jednak, że sposób, jaki sobie wybrali na to ponowne zakochanie nie był odpowiedni, bo gorąca atmosfera letniej Wenecji i czas spędzany na najzwyklejszym leniuchowaniu to chyba niezbyt emocjonujące i wiążące zajęcia. Takie przekładanie się boku na bok, czasem zwiedzanie, czasem seks, częściej kolacja i nudne bezowocne rozmowy (o ile w ogóle!) to nie sposób na „odgrzanie miłości”.
Książka jest dość króciutka i przyjemnie, szybko się czyta dlatego też nie będę opisywać całej treści, bo zdradzę zbyt dużo i zabiorę całą przyjemność czytania. Dla dodania pikanterii w całej tej dusznej atmosferze sypialniano-kuchennej mogę powiedzieć, że przyjaźń z przypadkową, równie dziwaczną parą nie była najlepszym pomysłem na jaki wpadli Mary i Colin.
Oprócz denerwującej niezdecydowanej parki, książka dostarczyła mi jeszcze kilka innych momentów podwyższających poziom adrenaliny (skutkiem czego mógł być "rzut książką"). Nie rozumiałam np. bezsensownego poszukiwania restauracji w celu napicia się wody! (a od czego są sklepy? – a może w Wenecji nie ma sklepów?) , że nie wspomnę o uporczywym pchaniu się w tak oczywiste kłopoty, niemalże dziecinnym zaglądaniu w zakazane. I tak naprawdę nie dziwię się zakończeniu tej całej historii, choć zdaje mi się tak głupie, że aż nieprawdopodobne.
dopisuję do listy oczekujących na przeczytanie książek- wydaje się być interesujące- jakos tak w moim temacie:)
OdpowiedzUsuńa mnie męczy TEN AUTOR, ale wrócę do niego, niech poleży ODCZEKA:))))
OdpowiedzUsuńCMOK:)
Od dawna mam ochotę na tę książkę i to nieprawdopodobne zakończenie nęci jeszcze bardziej ;)
OdpowiedzUsuńKaś:)
OdpowiedzUsuńHolden brzmi jak biurokracja:) ... to całe odczekanie, nabranie mocy ... urzędowej ... twu czytelniczej:)
Lilith noooo zakończnie conajmniej hmm ... dziwne?
Czytałam sporo recenzji kilku książek tego autora i dojrzewam do sięgnięcia po jego powieści. Od której zacząć? :)
OdpowiedzUsuńA myślałam, że tylko ja mam tak, że kiedy czytam pewne książki, co jakiś czas powtarzam "Nie róbcie tego, nie róbcie tego" :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze nic McEwana. A z kolejnych recenzji, w tym z Twojej widzę, że chyba powinnam!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Jolanto hmmm zastanawiam się co by tu Ci polecić aby nie zrazić - choć czy można zrazić do McEwan'a?! Ja zaczynałam od "Betonowego ogrodu" lub też od "Pokuty" (nie pamiętam) i czytam go nadal:) "Betonowy ogóród" (http://moni-libri.blog.onet.pl/Betonowy-ogrod,2,ID375278783,n) to krótka lektura ale mocna, natomiast "Pokuta" (czeka na odświeżenie, a recenzję znajdziesz u Zosi) to już pokaźnych rozmiarów książka, piękna, wzruszająca hisoria. Nie czytałam wszystkich więc trudno jest mi wybrać tą najlepszą, choć i tak ten wybór to tylko moja opinia:)
OdpowiedzUsuńSkarletko :)
Claudette powinnaś koniecznie!
McEwan jeszcze przede mną. Więc nie znam jego pióra, ale kilka jego powieści jest dość kuszące :)
OdpowiedzUsuńskuś się, skuś:)
OdpowiedzUsuń:-) hehe, no to klops. Oj tematyka nie moja, aż poczułam ten żar i przekładanie się z boku na bok i wyprawe życia - po wodę i dołożyłam sobie w myśli latające komary wokół sennych ludzi, muchy w ciągu dnia... :)
OdpowiedzUsuńAż się boję "W pościeli" .
Nieee much i komarów nie było;) było za to zniewalające słońce i dużo alkoholu! W pościeli nie ma co się bać, bo niektórzy by wyszli lepiej na tym gdyby zostali w tej pościeli:)... czyli nie taka znowu straszna;/
OdpowiedzUsuńMoni czy my działamy na zasadzie jakiejś symetrii? A wiesz, że ja w tym tygodniu przeczytałam "Ukojenie", bo w końcu udało mi się je dopaść w bibliotece. I nie powiem, jak to bywa w przypadku powieść, których tak się wyczekiwało, czuję się trochę rozczarowana. Krótko mówiąc jest irytująca. Para głównych bohaterów, Robert, jego kulawa małżonka i fakt, że oni tak sami się pchali w łapy Roberta. Rozczarował mnie również poniekąd finał, bo spodziewałam się wielkiego bum, choć może to i lepiej, że skończyło się tak a nie inaczej. Jak sobie wszystko raz jeszcze przemyślę to wysmażę odpowiednią recenzję
OdpowiedzUsuńNo proszę:)! Zosiu może to jest naturalne w przypadku książek McEwan'a, że czyta się je w określonym szyku?
OdpowiedzUsuńIrytująca - TAK to pasuje do tej książki! Yhhh jak mnie denerwowali w niej wszyscy! Jeśli chodzi o zakończenie to myślałam raczej o jakiejś intrydze, powiązaniach, że ktoś kogoś w to wciągnął - znaczy Colin Mary albo też odwrotnie hmm? Coś jakby zabrakło pomysłu? Natchnienia? A może to zamierzone zaskoczenie?!:)
Czekam na Twoje przemyślenia:)