Biorąc kolejna książkę Vladimira Nabokowa do ręki przygotowywałam się na takie same jak dotychczasowe przeżycia związane z lekturą. I być może niektórzy nazwą to znużeniem, przesytem ale ja tak nie ujęłabym tego, ta książka najzwyczajniej w świecie nie podeszła mi, nie przypadła mi do gustu. „Obrona Łużyna” bo o niej mowa nie jest w moim typie Nabokowskim. Pewnie w jakiś sposób zaszufladkowałam sobie styl Nabokowa i pewnie to był mój błąd, ale przecież nie jest tak, że podobają nam się wszystkie książki jednego autora. Cieszę się, że nie wpadam w jakieś paranoidalne uwielbienie i zaćmienie, że potrafię sobie powiedzieć – NIE, ta książka Vladimirku mi nie leży.
„Obrona Łużyna” to opowieść o szachiście i to o szachiście natchnionym żeby nie powiedzieć sfiksowanym. Już sam fakt, że Łużyn – tytułowy bohater, szachista nad wyraz uzdolniony – nie posiada imienia, znaczy imię to posiada ale w książce autor operuje tylko i wyłącznie jego nazwiskiem. Tym nazwiskiem zwracają się do niego znajomi po fachu, żona, rodzice i teście. Otóż temu Łużynowi – no bo jakby inaczej – wszystko jawi się figurami szachowymi. Podłoga w pokoju, siedzenia w tramwaju, latarnie w parku … wszystko to ma swoje miejsce na szachownicy, wszystko to Łużyn ustawia na niej i gra. Oczywiście nie może taki stan nie doprowadzić do paranoi, która gubi biednego Łużyna, marnuje jemu i innym życie. Tylko nasuwa się pytanie czy ten chory na szachy mężczyzna rozchorował się z powodu swojego kochanego szach-mata czy też rodzice skrzywdzili go kiedy był małym chłopcem? Bo czyż całkowite wycięcie z umysłu wszystkich myśli i wspomnień związanych z dzieciństwem nie jest tego objawem? Czy kompletne wyłączenia z otoczenia, oderwanie od rzeczywistości są objawem Łużynowego geniuszu czy „złego” dzieciństwa?
Książka pewnie tym lepsza dla czytelnika im większym znawcą czy miłośnikiem szachów on jest. Ale to też pewnie dobra lektura dla miłośników Nabokowa … bo raczej początkującym, zaczynającym „romans” z Nabokowem bym odradzała. Ciężka od wybujałego geniuszu Łużyna atmosfera dobra dla odważnych.
„Obrona Łużyna” to opowieść o szachiście i to o szachiście natchnionym żeby nie powiedzieć sfiksowanym. Już sam fakt, że Łużyn – tytułowy bohater, szachista nad wyraz uzdolniony – nie posiada imienia, znaczy imię to posiada ale w książce autor operuje tylko i wyłącznie jego nazwiskiem. Tym nazwiskiem zwracają się do niego znajomi po fachu, żona, rodzice i teście. Otóż temu Łużynowi – no bo jakby inaczej – wszystko jawi się figurami szachowymi. Podłoga w pokoju, siedzenia w tramwaju, latarnie w parku … wszystko to ma swoje miejsce na szachownicy, wszystko to Łużyn ustawia na niej i gra. Oczywiście nie może taki stan nie doprowadzić do paranoi, która gubi biednego Łużyna, marnuje jemu i innym życie. Tylko nasuwa się pytanie czy ten chory na szachy mężczyzna rozchorował się z powodu swojego kochanego szach-mata czy też rodzice skrzywdzili go kiedy był małym chłopcem? Bo czyż całkowite wycięcie z umysłu wszystkich myśli i wspomnień związanych z dzieciństwem nie jest tego objawem? Czy kompletne wyłączenia z otoczenia, oderwanie od rzeczywistości są objawem Łużynowego geniuszu czy „złego” dzieciństwa?
Książka pewnie tym lepsza dla czytelnika im większym znawcą czy miłośnikiem szachów on jest. Ale to też pewnie dobra lektura dla miłośników Nabokowa … bo raczej początkującym, zaczynającym „romans” z Nabokowem bym odradzała. Ciężka od wybujałego geniuszu Łużyna atmosfera dobra dla odważnych.
________________________________
zdjęcie pochodzi ze strony http://ksiazki.wp.pl/
:) Przegoniłaś mnie :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam,że "Obrona..." jest oparta na życiorysie jakiegoś szachisty ale najtrudniejszą książką jest "Zaproszenie ne egzekucję".
Coż... nie wszystko musi się podobać,szczególnie gdy w grę wchodzi tak specyficzny autor.
lubię Twoje wybory, tylko brak sympatii dla Coetzee - mnie boli:))))), pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBalianna tam zaraz przegoniłaś! Też czytałam, że to na faktach, poza tym Nabokov był miłośnikiem szachów! Ja choć kiedyś grałam w szachy(!) nie zapałałam sympatią do tej akurat książki - nawet nie tyle z powodu samej gry ile przez nawiedzonego Łużyna:-/
OdpowiedzUsuńHolden ja nie powiedziałam ostatniego słowa co do Coetzee:-)
Podziwiam. Nie jestem w stanie czytać ciurkiem jednego autora. Musze robić przerwy :)
OdpowiedzUsuńja się ... zakochałam Nivejka i już tak mam jak się zakochuję ... to samo było z Lessing ;-)
OdpowiedzUsuńA ja gram w szachy. Uwielbiam grać w szachy. Mam szczeście, że mąż też lubi. A co do Nabokova, to masz rację. Nie można popadac w ślepe uwielbienie. Też tak mam, że zdarza mi się sięgnąć po książkę autora, którego wybitnie lubię, i trafiam na niewypał. Nie wszystkie powieści są dobre. ;)
OdpowiedzUsuńHmm. Najpierw zacznę od "Maszeńki", dopiero później sięgnę po tę książkę. Widzę, że Twój "związek" nabiera tępa. Co raz to nowe książki. ^^ Och, jak ja czekam na kieszonkowe ^^
OdpowiedzUsuńMatyldo ja kiedyś ... w przedszkolu ... dawno, dawno organizowali taką grupę ;)
OdpowiedzUsuńVampire ja znalazłam stronę, na której książki są tańsze i jest duży wybór ... a jak się uczepię:)) ... a Maszeńka to dobry wybór