„Patrz na te arlekiny” Wladimira Wladimirowicza to mocno wykoślawiona wersja autobiografii Nabokova*. Można ją nawet określić mianem parodii biografii. Bo niby - jak czytamy - wszystko w jest w jak najlepszym porządku, dzieciństwo, młode lata, okres buntu, dojrzewanie jako pisarza, po drodze kilka małżeństw … ale jakoś to nie to. Ktoś ukrył między wersami inny wymiar. Pomimo, że imię i otcziestwo bohatera pasuje to nigdy nie poznajemy jego nazwiska (na koniec historii coś się kołacze samemu bohaterowi, że jego nazwisko chyba na N się zaczyna, aby za chwilę N zamienić na B).
„Patrz na te arlekiny” to niewątpliwie książka dla tych, którzy twórczość Nabokova już poznali, choćby w części, albo też interesowali się na tyle autorem, że lekturę jego biografii mają już za sobą. Bo w trakcie czytania „Patrz …” odnajdujemy wiele porównań książek Wadima Wadimowicza do faktycznie powstałych dzieł Nabokova – choćby często przytaczana „Tamara” to nic innego jak „Maszeńka” czy też „Ardis” kojarzący się jednoznacznie z „Adą”, „Pion bierze królową” – czyli „Król, dama, walet” , a tak częsta „Camera lucida” występująca czasem w książce pod tytułem „ Mord w słońcu” to już aluzja do nabokovskiej „Camera obscura” w wersji angielskiej „Śmiech w ciemności”. Dochodzą do tego nadzwyczaj dziwne zbieżności (czy też podobieństwa) w nazwiskach i imionach bohaterów. Bo z kim jak nie z Humbertem Humbertem („Lolita”) kojarzy się fałszywe nazwisko Wadima narratora – Dumbert Dumbert, albo też Dolly z Lolitą („Lolita” ) czy tak oczywisty Demon (ojciec Vana z „Ady” ). Tych powiązań i odniesień jest taka mnogość, że ciężko wyliczyć wszystkie. Bo czasem pojawiają się one tylko jako nikły pomysł w głowie Wadima, pomysł, który nie daje jemu spać w nocy i jako mały zalążek jawi się wielkim dziełem. Nawet poniekąd kazirodczy „związek” Wadima narratora z jego córką Bellą w sposób oczywisty nawiązuje do książek Nabokova, w których ten temat przewija się przecież często. To bardzo ciekawa gra dla wielbicieli Nabokova – choćby dla sprawdzenia swojej wiedzy na temat jego książek.
Książka ta poza tym, że ma w sobie cząstkę ekshibicjonizmu jest też rodzajem zagadki, czymś niedopowiedzianym. Jakby autor nie chciał czytelnikowi powiedzieć wszystkiego wprost. Jakby zachowywał coś dla siebie. Wszystkie małżeństwa i romanse, wreszcie ta ostatnia wielka miłość są jak odbicia prawdziwej miłości jaką Nabokov darzył swoją żonę Verę, a męki tworzenia zapewne są bardzo prawdopodobne do tych, które przeżywał sam autor „Arlekinów” tworząc pozostałe swoje – faktyczne – dzieła. Natomiast wszystkie aluzje tworzą aurę tajemniczości i zmuszają do zastanawiania się nad realnością ksiązkowego świata.
PNTA to także gra słów – bardziej czytelna jednak w języku angielskim LATH („Look at the Harlequins”) , który to skrót oznacza deszczułkę – dla nas bardziej kojarzoną z patyczkiem czy różdżką – którym posługują się arlekiny. PNTA to też gra, której nauczyła małego Wadima ciotka. Gra która miała ułatwić i ubarwić życie dziecka.
„Patrz na te arlekiny” to niewątpliwie książka dla tych, którzy twórczość Nabokova już poznali, choćby w części, albo też interesowali się na tyle autorem, że lekturę jego biografii mają już za sobą. Bo w trakcie czytania „Patrz …” odnajdujemy wiele porównań książek Wadima Wadimowicza do faktycznie powstałych dzieł Nabokova – choćby często przytaczana „Tamara” to nic innego jak „Maszeńka” czy też „Ardis” kojarzący się jednoznacznie z „Adą”, „Pion bierze królową” – czyli „Król, dama, walet” , a tak częsta „Camera lucida” występująca czasem w książce pod tytułem „ Mord w słońcu” to już aluzja do nabokovskiej „Camera obscura” w wersji angielskiej „Śmiech w ciemności”. Dochodzą do tego nadzwyczaj dziwne zbieżności (czy też podobieństwa) w nazwiskach i imionach bohaterów. Bo z kim jak nie z Humbertem Humbertem („Lolita”) kojarzy się fałszywe nazwisko Wadima narratora – Dumbert Dumbert, albo też Dolly z Lolitą („Lolita” ) czy tak oczywisty Demon (ojciec Vana z „Ady” ). Tych powiązań i odniesień jest taka mnogość, że ciężko wyliczyć wszystkie. Bo czasem pojawiają się one tylko jako nikły pomysł w głowie Wadima, pomysł, który nie daje jemu spać w nocy i jako mały zalążek jawi się wielkim dziełem. Nawet poniekąd kazirodczy „związek” Wadima narratora z jego córką Bellą w sposób oczywisty nawiązuje do książek Nabokova, w których ten temat przewija się przecież często. To bardzo ciekawa gra dla wielbicieli Nabokova – choćby dla sprawdzenia swojej wiedzy na temat jego książek.
Książka ta poza tym, że ma w sobie cząstkę ekshibicjonizmu jest też rodzajem zagadki, czymś niedopowiedzianym. Jakby autor nie chciał czytelnikowi powiedzieć wszystkiego wprost. Jakby zachowywał coś dla siebie. Wszystkie małżeństwa i romanse, wreszcie ta ostatnia wielka miłość są jak odbicia prawdziwej miłości jaką Nabokov darzył swoją żonę Verę, a męki tworzenia zapewne są bardzo prawdopodobne do tych, które przeżywał sam autor „Arlekinów” tworząc pozostałe swoje – faktyczne – dzieła. Natomiast wszystkie aluzje tworzą aurę tajemniczości i zmuszają do zastanawiania się nad realnością ksiązkowego świata.
PNTA to także gra słów – bardziej czytelna jednak w języku angielskim LATH („Look at the Harlequins”) , który to skrót oznacza deszczułkę – dla nas bardziej kojarzoną z patyczkiem czy różdżką – którym posługują się arlekiny. PNTA to też gra, której nauczyła małego Wadima ciotka. Gra która miała ułatwić i ubarwić życie dziecka.
"- Przestań się tak sępić! (…) Patrz na te arlekiny!
- Jakie arlekiny? Gdzie?
- Och, wszędzie. Gdziekolwiek się obrócić. Drzewa to arlekiny, słowa to arlekiny. Podobnie jak rytuały i rachunki. Wystarczy dodać do siebie dwie rzeczy – żarty, obrazy – a już masz potrójnego arlekina. No dalej. Baw się! Wymyślaj świat! Wymyślaj rzeczywistość!”*
Wreszcie arlekin to też postać trochę bajkowa i magiczna, ponadczasowa podobnie jak bohater książki, dla którego znalezienie się w danej chwili sprawia czasami problemy albo wręcz odwrotnie – potrafi on znaleźć się w kilku chwilach jednocześnie.
Właściwie PNTA chyba nie istnieje do końca, chyba z tą książką jest tak jak z tą niby biografią autora. To po trosze zły sen Nabokova, chęć wyspowiadania się przy jednoczesnym braku odwagi.
Powiem wam coś ... ale nie do końca ... bo ta książka ma niejeden wymiar!
___________________________
* V. Nabokov, Patrz na te arlekiny, s. 292, s. 15.
zdjęcie pochodzi ze strony http://ksiazki.wp.pl/katalog/ksiazki/ksiazka.html?kw=32810
:)) No recenzja iście Nabokovska ! Powiem Wam troche, al właściwie domyślcie się sami :)
OdpowiedzUsuńGeneralnie jednak podobała się Tobie ta książka?
Jak to powiedziała Medola "iście Nabokovksa". Hihi, właśnie mi się przypomniało coś. Twoje uwielbienie, nie obraź się za takie sformułowanie, jest starsznie podonbne do mojego kiedyś "Harry Potterem". Pamiętam, to była pierwsza książka, którą tak naprawdę pokochałam i nie rostaję się z nią do dziś. I tak samo Ty. Myślę, że Nabokov zostanie w Twojej pamięci przez długie, długie czasy :)
OdpowiedzUsuńPs. Jak zima i spoosby radzenia sobie z nią? Coś poszło do przodu? Czy z powodu gwałtownych obniżeń temperatur nie mam spacerów?
Ufff jestem .... tak nas zasypało w M.C. że internet zamarzł ;) byłam niedostępna przez kilka dni, a wczoraj powóórt do domku więc powitania i rozmowy i jakoś czasu nie wystarczyło;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za taki komplement -iście nabokovska hihi. Moje uwielbienie faktycznie przerosło chyba mnie samą. Zauważyłam to kiedy już wydało mi się, że mam dosyć i zajęłam się inną książką - gruuubaśną - i co? i już chce mi się sięgnąć po Nabokova. Ale będę silna! Przecież nie chcę tak szybko zakończyć tej znajomości, a tym bardziej znudzić się nią:)
Zima Vampire była jeszcze bardziej sroga w górach niż ta dotychczas u mnie w mieście ale jakoś nie zauważyłam zimna - wiesz była gorąca atmosfera w M.C. - dobre towarzystwo, dobre zabawy i .... dobry grzaniec:)
MedOla - TAK PODOBAŁA:)!! Myślę jednak, że jest to książka, do której się wraca i ja będę wracać także!