Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stec. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stec. Pokaż wszystkie posty

trochę słońca na chłodne dni - Słońce w słonecznikach Dominiki Stec


Już dawno „chodziła” za mną książka polskiego autora, książka, przy której zapomnę o wszelkich okropnościach i udziwnieniach serwowanych mi przez ostatnio czytaną lekturę. Chcąc oderwać się od nadprzyrodzonych mocy oraz zapomnieć o ich braku w codzienności, której czasem by się przydały pobiegłam najzwyczajniej w świecie do księgarni (jakież to proste, lecz zbawienne działanie – pobiec do księgarni!). Tam, wśród kojących woluminów, uspakajającego widoku pełnych półek, tęczy barw serwowanych przez plastyków na okładkach książek można spokojnie popaść w specyficzny stan błogości, w stan, którego nie osiągnie się po żadnej chemii, używce, czy wizycie u specjalisty. Wśród wspomnianych skarbów moje oczy wypatrzyły książkę Dominiki Stec, a mój trzeci zmysł podpowiedział mi, że Słońce w słonecznikach będzie tą lekturą, która pomoże mi wskoczyć na właściwie tory i zapomnieć o koszmarach wyborów, przy których trzeci zmysł nie zadziałał.
Słońce w słonecznikach – w ogóle ktoś czytał tę książkę? Nie powiem, żeby rzucała mi się często w oczy na stronach blogowych. Czemu tak wiele skarbów pozostaje nie odkrytych? Czemu takie perełki marnują się żółknąc i wypatrując tęsknie potencjalnego czytelnika? Może dlatego, że im dłużej stoją, tym, niczym wino nabierają szlachetności? To trochę tak, jak z opisaną w książce historią. Opowieścią pewnego pamiętnika, w którym ukryła się prawdziwa miłość i, z którego ta miłość (tyle, że w drugą stronę) się narodziła. Choć nie lubię opowiadać fabuły książki, tym razem nie omieszkam zainteresować Was historią, którą opowiada w swojej książce Dominiak Stec.
Otóż pewnego dnia u siedemdziesięcioletniej Teresy, wdowy po Kaziku, kolekcjonerze zegarów zjawia się młody, nieznany jej mężczyzna. Prosto z odległej Szwecji przywozi tajemniczą historię i jeszcze bardziej tajemniczy pamiętnik. Prosząc ją o pomoc przy rozwikłaniu zagadki owego zeszytu nieżyjącego dziadka pozostawia ją sam na sam z lekturą. Biedna Teresa przepada w tych przedziwnych wspomnieniach. Obrazy z przeszłości migają jej przed oczami, doprowadzają do tak silnego ożywienia, że kończy się to dla niej bezsennymi nocami, zapuchniętymi i niewidzącymi oczami oraz szpitalem. A w pamiętniku, cóż w tym pamiętniku? A w nim zupełnie inna historia, która, podobnie jak w głowie Teresy przetacza się przed oczami czytelnika. Czasem zdaje się gnać z głuchym łoskotem, podnosząc ciśnienie nie tylko starszej kobiecie, aby za chwilę przystanąć, zachwycić się ze wzruszeniem nad pojawiającym się uczuciem, młodością i utraconą przeszłością. Wywracając ją do góry nogami, śmieszy i oburza. To historia niedoszłej miłości, uratowanego życia nieświadomej niczego dziewczynie i bohaterskiej śmierci. Mogłabym jeszcze dodać, że to opowieść o Teresie sprzed pół wieku, o jej udanych i nietrafionych miłościach, naiwności i problemach młodego wieku. W pamiętniku pojawia się też sam autor. Jerzy, którego zauroczenie młodziutką Teresą doprowadziło do prawdziwie wielkiego uczucia i jeszcze kilku innych zdarzeń, niekoniecznie dobrych dla niego samego. Słońce w słonecznikach to historia jednego lata, jednych wakacji, kwitnących drzew i pachnących maciejką ogródków. To opowieść o rodzącej się przyszłości i wspomnienie przeszłości. Niczego nie brakuje w tej książce, choć może czasem oddechu, który niekiedy przydałby się w tej emocjonującej opowieści. To piękna historia miłosna, choć nie typowy romans, to też wspomnienie irytującego minionego (na szczęście) systemu politycznego. Wreszcie Słońce w słonecznikach to opowieść o tym, że nie zawsze układa się w naszym życiu tak, jakbyśmy sobie tego życzyli, a także o tym, że czasem choć nie zawsze to wiemy, mamy gdzieś obok siebie anioła stróża i drugie, dane nam życie.
Dawno nie czytałam tak emocjonującej książki (ostatnio gryzłam palce przy książce Środek lata Małgosi Wardy) i życzyłabym sobie więcej takich powieści, a wtedy obiecuję czytać tylko rodzimych autorów, bo nie chcę więcej dziwacznych stworów, kanibalizmu i zmutowanego robactwa, choćby miały być one przepowiednią nadchodzących czasów. Choćby tak właśnie miało być wolę przeszłość ubraną w słońce.