Moja przygoda z twórczością
Joanny Bator rozpoczęła się od Piaskowej
góry. Do tej książki podchodziłam przez kilka lat, przekonana, iż może to
być Bator w wydaniu japońskim, którego (książkowo – Japoński wachlarz) nie zniosłam (za to felietony „po japońsku” – w Bluszczu – czytałam namiętnie). Piaskowa góra – odkąd pamiętam stoi na półce
w księgarni i kusi mnie – najpierw pierwszymi miejscami w księgarnianych
topach, później jeszcze bardziej - nominacjami do licznych nagród – między
innymi do Nike. Ten zielono-szary wolumin, tak raczej odstraszający, przywołuje
jeśli nie kojarzony dotychczas z autorką klimat kraju kwitnącej wiśni, to
przygnębiający charakter prozy tak często uprawiany przez polskich pisarzy.
Kuszę się! Długo to trwało, ale jest. Czytam – to mało powiedziane, pochłaniam,
wspinam się na wałbrzyską górkę osiedlową, po schodach w wielkopłytowych
domach, siadam przy stole przykrytym jakże polską ceratą … przepadam. I wydaje
mi się, że teraz już będzie z …górki, nomen
omen. Jednak - choć kolejna powieść Joanny Bator wynosi mnie początkowo w
chmury, z którymi – choć Chmur-dalia
nie ma nic wspólnego, to tylko po to aby za chwilę inaczej zacząć kojarzyć
tytuł z po-chmur-ną atmosferą książki. Jak dla mnie – choć nieziemsko (znowu
chmury) i pięknie literacko, to za dużo. Za dużo wszystkiego. Za dużo się
dzieje, ludzi pojawia, za po-chmurno, smutnie. Pomieszanie, jakby z Chmur dalii miała być Chmura i Dalia,
jakby z dwóch książek powstała jedna. Jedna, która – jak dla mnie – nie uniosła
ciężaru, jaki autorka w niej zawarła. Ale widać, nie na tyle było źle bym miała
się zniechęcić. Na długo przed premierą kolejnej książki autorki było już o
niej głośno. Ciemno, prawie noc tak
mnie prześladowało, że zaplątało się w moje nominacje do Nike o rok za wcześnie.
Widać ogromną miałam chęć na tę książkę. A jak się potoczyło?
Alicja Tabor przyjeżdża do Wałbrzycha
pozamykać kilka ważnych dla siebie spraw. Jako dziennikarka – w poszukiwaniu
rozwiązania dla tajemnicy znikających w mieście dzieci. Jako Alicja – dla
zagadki przeszłości. Wałbrzych
dzisiejszy jawi się przygnębiającym widokiem opuszczonych szybów kopalni węgla,
bezrobotnych mężczyzn wysiadujących przed sklepami, biedaszybów, biegających
samopas dzieci i kobiet plotkujących. Wałbrzych małej–dużej Alicji jest smutny,
pełen duchów przeszłości. Wierzy w jakieś psychodeliczne guru i Matkę Boską
Bolesną jednocześnie. Zacofanie i bezmyślność. W tym smutnym mieście ginie
trójka dzieci. Małych, tak różnych od siebie, że trudno znaleźć wspólny punkt,
o który można zahaczyć dochodzenie.
Mała Alicja, prawie czterdzieści
lat wcześniej wychowuje się bez matki, w starym domu pełnym poniemieckich
duchów wraz z siostrą Ewą i ojcem. To nie jest najlepsze towarzystwo dla
dorastającej dziewczynki. Skrzywdzona przez przeszłość siostra, obłąkana
wyimaginowanymi stworzeniami, od których mimo wszystko pragnie chronić
siostrzyczkę i poszukujący skarbu ojciec, daleki od wyjaśniania tajemnic
rodzinnych. Do tego bliskość Zamku Książ – mroczne wizje podziemnych korytarzy,
głuche nawoływania duchów pomordowanych jeńców, krążący nad tym wszystkim duch
księżnej Daisy, mieszkanki zamku, która fascynuje Ewę. Nie mogło to wszystko
nie mieć wpływu na psychikę małego dziecka. Nic w tym rodzinnym – tylko z nazwy
- domu Ali nie sprzyja jej stabilizacji i dzieciństwu. Kiedy przychodzi śmierć
siostry świat załamuje się doszczętnie. Dopiero przechowana w bibliotece dla
niej przez lata książka dostarczy być może rozwiązania zagadki wszystkich
śmierci.
W książce Joanny Bator jest dużo
ciemności – pusty dom rodzinny Alicji, z widokiem na przygnębiający Zamek Książ,
otaczający go ogród i pola pełne kości nad którymi unoszą się zjawy
dzieciństwa. Ta dziwna samotność kobiety, której towarzyszy jedynie, też
nieprzekonujący do końca pan Albert – ogrodnik, towarzysz jeszcze z czasów dzieciństwa.
Za oknem ciemny ogród, czasem ciemna postać. Strach ogarnia wszystko.
Zaginionych dzieci nic nie łączy, ich opiekunów zdaje się nie łączyć nic z
dziećmi. Smutno, ciemno, prawie noc. A zagadki tłoczą się, owijają niczym
bluszcz, za dnia na chwilę dając wytchnienie Alicji, która mnoży ludzi wokół
siebie.
Znowu za dużo!? Ciemno, prawie noc wciągnęło mnie niczym
ten bluszcz, opętało i pochłonęło. Ale cóż, że zwiędło;/ To przedziwna opowieść
– opowieść, która wciąga i odpycha jednocześnie. Sprawia, że zagryza się
paznokcie, a za chwilę wybucha śmiechem. Nie można przejść obok niej obojętnie.
Język Bator, jak zwykle doskonały. Spostrzeżenia, sytuacje, dialogi i postacie
– jak wyjęte z ulic polskich małych miasteczek. Ciemność jak żywa maluje się na
kartach książki, wydają się przemykać gdzieś chyłkiem zaginione dzieci, duchy
unosić nad zdaniami … tylko, że trochę znowu tego za dużo, jak dla mnie. Może jestem
za słaba na takie wyczyny? Może kotojady mnie odepchnęły, może trwoga była
silniejsza. Pogubiłam się trochę na końcu drogi, posmutniałam, ale czuję jednocześnie
satysfakcję, bo to był kawał dobrej prozy. Czuję się, jak po pysznym obiedzie,
którego choć mi smakował – zjadłam za dużo i wiem, że zrobi mi się niedobrze.
Było pysznie, na bogato, oryginalnie i ze sma(cz) kiem. Nie wiem, jak Wy, ale
ja przystaję przy moich nominacjachJ
Zamek Książ - zdjęcie wikipedia
Uwielbiam Joannę Bator, a "Piaskowa Góra" pochłonęła mnie całkowicie. Jestem też świeżo po lekturze "Chmurdalii", i mimo że pozostaję nieco przytłoczona ogromem wątków i postaci, wciąż zachwycam się literackim kunsztem tej pisarki. "Ciemno, prawie noc" to książką, na którą mam ochotę od momentu, jak tylko została wydana. Muszę przeczytać. Koniecznie!
OdpowiedzUsuńMagda ja nie powiem, że uwielbiam, bo jak pisałam Japoński wachlarz nie dla mnie (chociaż nawet nie dałam tej książce specjalnej szansy;/) ale na Ciemno, prawie noc też czekałam od momentu, kiedy zapowiedź książki ujrzałam wyszukując nominacji do Nike. Później, kiedy mogłam już ją przejrzeć w księgarni trochę mnie odrzuciło;/ Jednak w przypływie ... nie wiem czego, sięgnęłam, i nie żałuję;) Czyta się świetnie, bo to genialny język, kunszt literacki, no po prostu talent:)
Usuńmnie podobał się Japoński wachlarz, lubię reportażowe opowieści prowadzone z pozycji autora, który czasami wetknie troszkę historii danego kraju, trochę ciekawostek, masę spostrzeżonych różnic ale nie mądrzy się ani nie oscyluje wokół swojej wspaniałej postaci jak np Wojciechowska. Ciemno, prawie przejrzałam ostatnio z zainteresowaniem w księgarni. Pewnie przeczytam, bo czytam wszystko co mnie zaciekawi, a ciekawi mnie prawie wszystko ;D
OdpowiedzUsuńgwiezdna ja myślę, że to nie kwestia autorki Japońskiego wachlarza, a Japonii jako takiej - jakoś nie pociągają mnie te klimaty:/;)
Usuń