Nie zostawiaj mnie - Grażyna Jeromin-Gałuszka



Lubię kiedy książka, którą czytam pochłonie mnie bez reszty, lubię też – choć mam w zwyczaju po ukończeniu jednej szybko zaczynać kolejną, jak bulimik wrzucający w siebie kolejne porcje jedzenia, albo jak ktoś, kto komu za chwilę odbiorą książki - kiedy książka mną wstrząśnie, nie chce wyjść z mojej głowy. Wtedy mam ulubiony objaw, przyprawiający jednocześnie o dreszcz – odrzucania każdej kolejnej i biada tym, które akurat wpadną w moje ręce. Ostatnio miałam właśnie szczęście do takich, które rozsiadły się na dłużej w mojej pamięci. Oto pierwsza z nich:
Nie zostawiaj mnie Grażyny Jeromin-Gałuszka początkowo została kilka razy odłożona. Stwierdzałam, że to historia nie dla nie, że za dużo tych – skąd inąd moich ulubionych - retrospekcji, zbyt wielu bohaterów, miesza się i mówiąc kolokwialnie kupy nie trzyma. Jednak ta irytująca mnie książka za każdym razem kiedy ją odkładałam mierzwiła mnie, świdrowała moje myśli nie dając spokoju dopóki nie wzięłam jej w ręce kolejny raz. Któryś z tych razów był ostatnim, po nim przepadłam! Jak ja w ogóle mogłam tę ciepłą, fantastyczną i pełną literackich skarbeczków opowieść odkładać? Nie wiem?! Jakieś bielmo, zaćmienie umysłowe i brak subordynacji myślowej sprawiał to chyba. Najważniejsze, że opowieść Fryderyki o przedwojennym (i nie tylko) życiu w kamienicy, o stosunkach sąsiedzkich (i nie tylko) zakorzeniła się i wciągnęła niebezpiecznie. To książka z serii tych, które człowiek chce czytać bez końca, zagarniać dla siebie. Pragnie brać ją pełnymi garściami, nie oddawać ani dla chwili czasu, którego nie spędzi z nią, ani dla kropli wody, bo przecież z emocji zaschło z gardle. Chce ją cały czas mieć przy sobie i w niej cały czas być. Istnieć wraz z bohaterami tej powieści, bo to prawdziwa przygoda. Niezapomniana. Budująca. Bywa, że smutna. Bywa, że radosna.
A o czym jest Nie zostawiaj mnie? A właśnie o tych emocjach, o których wspomniałam. O smutku i radości, zdradzie i miłości, pogmatwanych i budująco prostych relacjach miedzy ludźmi. O czymś, czego chyba w dzisiejszych czasach nie doświadczamy - wspólnotach ludzi sobie dalekich, a jednak bardzo bliskich. O tym, że życie jest piękne pomimo złych dni, których czasem o wiele za dużo. To książka, do której każdy musi zajrzeć sam, aby przekonać się, że ciężko czasem wbiec na ostatnie piętro kamienicy, ciężko, choć później jednak robi się miło uśmiechnąć się do znienawidzonego człowieka. Każdy, kto ją przeczyta dozna uczucia niepowtarzalnego, wręcz graniczącego z cudownością życia, uczucia, że też codziennie wchodzi na te same schody.

8 komentarzy:

  1. Piękno okładki tkwi w prostocie, a piękno fabuły w oddawaniu uczuć. Zapamiętam tytuł tej książki. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa lektura :)

    Przy okazji zapraszam do siebie na http://aleksiazka.blogspot.com

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Chętnie zapoznam się z książką :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie jestem do końca przekonana, jednak zapamiętam ten tytuł - być może za jakiś czas do niego wrócę;) Póki co mam inne czytelnicze priorytety.
    Pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niekiedy tak bywa. Najpierw książka odrzuca, potem okazuje się, że jest świetna. Byle dojść do tej setnej strony...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dominika tak mówią :) magiczna 100 - niestety, czasem nie daję rady hihi

      Usuń
  6. Z tego, co piszesz, to co Ciebie denerwuje, dla mnie jest chyba interesujące. Muszę się rozejrzeć za tą pozycją

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kasia.eire jeśli masz na myśli wspomniane przez mnie retrospekcje, mnogość wydarzeń i bohaterów to ja też TO LUBIĘ!:) tylko jakoś dziwnie irytowało mnie w tej książce (na początku oczywiście). być może podświadomie nastawiałam się na coś innego? Najważniejsze, że to świetna książka, którą przeczytałam!

      Usuń