Zacznę może od znanej wszystkim i pewnie czytanej przez większość Jane Eyre (dawniej Dziwne losy Jane Eyre - bo pod takim tytułem ukazywała się książka Charlotte Brontë wcześniej). Zeszłoroczne wydanie zostało wznowione przy okazji wejścia do kin filmu na podstawie książki i otrzymało nową, prawdziwie filmową okładkę. Kilka ... naście lat temu zaczytywałam się, jak każda pewnie młoda dziewczyna, a raczej dziewczynka w książkach sióstr Brontë, oraz Jane Austen ale jak się okazuje na Dziwne losy Jane Eyre nie trafiłam, bo lektura okazała się miłym zaskoczeniem. Zaskoczeniem bo nie była to mdła, romantyczna historyjka i odskocznią od wszystkich ciężkich książek (tym bardziej, że wcześniej przeczytałam Farby wodne L. Ostałowskiej). Tytułowa Jane Eyre to rezolutna młoda dziewczyna, którą poznajemy jako silne, zbuntowane, choć pewnie w duchu pragnące miłości dziecko. Osierocona przez rodziców, opuszczona przez umierającego wuja skazana zostaje na humory ciotki, która zapatrzona w swoje niesforne dzieci nie zauważa trosk i potrzeb małej Jane. Myśląc, że wysłanie dziewczynki do rygorystycznej szkoły będzie dla niej karą uwalania się od obowiązku wychowywania, a Jane daje szanse na lepsze życie. Szansę, którą dziewczyna wykorzystuje po ośmiu latach pobytu w zakładzie. Wreszcie los się do niej uśmiecha, a doświadczenia zdobyte (często na własnej skórze) u ciotki, oraz w zakładzie tylko umacniają i tak twardy charakter dziewczyny. Sama znajduje sobie pracę, w której nawet nie spodziewając się spotyka wielką miłość swojego życia. Jak zawiła jest jej znajomość z Edwardem Rochesterem dowie się tylko ten czytelnik, który sięgnie po książkę. Ale upór Jane czasem bywa denerwujący, lecz prowadzi konsekwentnie dziewczynę do celu. To nic, że przyjdzie jej pożegnać się z miłością. Jednak nie wszystko Jane przekreśla i żyjąc - nawet w oddaleniu od Rochestera nie upada na duchu i ciągle marzy o spełnieniu. Koleje losu Jane bywają zaskakujące - są i smutki ale też i radości. Dość przyznać, że końcówka książki bardzo mnie wzruszyła. I choć Jane Eyre to ponad pięćset stron ani chwili nie poczułam znużenia i nie żałowałam powrotu do angielskich romansów.
Kolejną książką, również o miłości, jednak szybkiej i nie tak trwałej jak uczucie panny Eyre i Edwarda Rochestera jest W upale i kurzu Ruth Prawer Jhabvala. To krótka (zaledwie 160 stron) historia o niezbyt udanym małżeństwie Olivii i Douglasa, która dzieje się na placówce w Indiach. Olivia przybywając do Indii z góry zakłada swoje nieprzystosowanie i odmienność i nie potrafi pozbyć się wielkopańskich zwyczajów. Zachowując się jak mała dziewczynka stwarza więcej problemów swojemu i tak wiecznie zajętemu mężowi, niż radości ze swojego towarzystwa. Tylko romans z indyjskim księciem jest w stanie wyrwać ją z marazmu, w jaki zapada podczas gorącej pory i nawet deszcz nadchodzący wraz z porą monsunową nie jest w stanie jej przebudzić. Dopuszcza się okrutnego czynu i niszczy życie kilku osób. Tego wszystkiego jednak dowiadujemy się z listów Olivii, które odnalazła wnuczka Douglasa. Chcąc wyjaśnić tajemnicę miłości dziadka i kobiety, o której rodzina stara się milczeć przyjeżdża do Indii i podąża śladami sprzed 50 lat.
Ta książka była świetną przygodą po Indiach - zarówno tych bardziej współczesnych, jak i tych sprzed ponad pół wieku. Stroje, zwyczaje oraz jedzenie - barwny świat Indii przeplata się z romansem i ani trochę nie sprawia wrażenia, że tak stara historia mogłaby pokryć się warstwą kurzu.
W upale i kurzu w 1975 roku otrzymała Booker Prize.
I trochę cięższa lektura, jednak bardzo wciągająca i ciekawa: Słodko - gorzka ojczyzna. Raport z serca Turcji Necli Kelek. To świetne źródło, jak na raport przystało informacji o tym być może mało znanym kraju. Dla mnie osobiście książka - zaskoczenie. Bo niby coś tam wiemy o Turcji - Stambuł, baklava, trochę muzyki, Orhan Pamuk i spór o wejście do UE. Ale na ile te informacje są prawdziwe, ile jest jeszcze innych, które przyćmią sukces Pamuka i słodycz baklavy? Dzięki lekturze książki Necli Kelek, która urodziła się w Turcji, później emigrując, wraz z rodzicami (jak wielu Turków) do Niemiec możemy dowiedzieć się tak wiele. Słodko - gorzka ojczyna to trzeźwe spojrzenie na kraj ojczysty. Próżno szukać słów chwały i pobłażania Turkom ze strony autorki. Ta książka to chłodne spojrzenie na sprawy zarówno gospodarcze, jak i kulturowe kraju tak bogatego w zwyczaje i jednocześnie tak zaniedbanego przez władze i mieszkańców. Autorka porusza kwestie morderstw honorowych (które teraz, aby spełniać warunki przyjęcia do UE zamieniają się w jeszcze większej liczbie niż dotychczas w samobójstwa), religii, która wraz z władzami rządzi państwem (która jest władzą), o braku porozumienia między prawem a zwyczajem, o tym, co ukryte "za wysokimi murami" a jednak nadal w Europie. Zaskakująca i przerażająca jednocześnie lektura, która jednych zachęci do podróży do Turcji, innych zapewne zniechęci, ale na pewno pozwoli wyrobić sobie zdanie na temat sytuacji w tym kraju i uzupełni ten słodko gorzki obraz.
Za wzorową czynność uchodzi siedzenie. Tureckie słowo oturmak oznacza zarówno siedzieć, jak i rozkoszować się, żyć, mieszkać. Siedzenie, granie w karty czy w domino - w każdym razie niepracowanie - jest punktem, do którego się dąży, celem życia.
Może ktoś znajdzie coś dla siebie wśród tych trzech pozycji, być może kogoś zachęcę do powrotu do romantycznej lektury, albo do zagłębienia się w historię i kulturę barwnego kraju? Być może? Życzę udanych wyborów, jak najmniej dylematów i samych miłych chwil z książką.
przyznam, że dwie ostatnie pozycje mnie zaciekawiły, szczególnie że w mojej ocenie w upale i w kurzu ma koszmarna okładkę i pewnie z własnej woli nie skusiłabym sie nigdy na tą książkę:-) a tak, kto wie:-)
OdpowiedzUsuń"W upale i kurzu" nie czytałam, ale widziałam film - całkiem ciekawy, ale nie tak dobry jak inne filmy Ivory'ego. Fascynuje mnie społeczność Anglo-Indusów i kiedyś całą notkę blogową poświęciłam trzem filmom, które mają ich za bohaterów. Zresztą jakoś tak się składa, że zamiast czytać powieści Ruth Prawer Jhabvali wolę oglądać filmy nakręcone na ich podstawie, do których ona sama pisała scenariusze.
OdpowiedzUsuńOj, ja też ostatnio zachwycałam się losami Jane :)Mało tego obejrzałam prawie wszystkie ekranizacje ;)
OdpowiedzUsuńJane Eyre czytałam jako (młodsza) nastolatka. To była moja pierwsza nieprzespana noc z powodów literackich.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie mój klimat :D
OdpowiedzUsuńAle słyszałem dużo dobrego o tej książce.
Bardzo chcę je wszystkie przeczytać, zwłaszcza "Jane Eyre", której adaptację widziałam i która mnie zachwyciła :D Także dopisuję je wszystkie do listy (dziękuję!) :D
OdpowiedzUsuńDea to prawda – okładka niby filmowa, ale jakaś taka nieciekawa, poza tym wydanie dość stare, więc pożółkła. Przyznaję, że znalazła się w moich zbiorach dzięki uprzejmości Wydawcy (bo ciężko było ją dostać) a jako książka nagrodzona Bookerem musiała znaleźć się w mojej biblioteczce;)
OdpowiedzUsuńChihiro filmy są mi jednak odległe (zwyczajna niemoc czasowa pogodzenia życia, książki, innych pasji i filmów, na które trzeba wybierać się do innego miasta;) ) ale wiem, że Ruth P. Jhabvala napisała kilka scenariuszy i być może kiedyś skuszę się (w odległej przyszłości) na film z jej scenariuszem w domu.
Bibliofilka, Agata Adelajda :)
Tomek ale, o której?
Pandorcia ;) wydłużyła Ci się lista
Ech, Jane Eyre, zaczytywałam się... piękne wspomnienia opasłego tomiszcza, pochłaniałam je!
OdpowiedzUsuńAch, moja ukochana Jane Eyre... Pamiętam, że podkochiwałam się trochę w Rochesterze ;)
OdpowiedzUsuńmam wielka ochotę przeczytać Jane Eyre i liczę na to, że w końcu mi się to uda :)
OdpowiedzUsuń