Inspiracją do napisania Saturna były Czarne obrazy Francisco de Goi, a dokładnie rzecz ujmując teoria podważająca ich autorstwo. Jeśli połączyć to z talentem Jacka Dehnela odziedziczonym po matce malarce i z jego przeszłością malarza to wygląda na to, że książka ta nie mogła nie wyjść spod jego pióra.
Saturn to studium życia w cieniu wielkiego ojca. I nie tylko o wielkość geniuszu chodzi w tej historii, ale też, a może przede wszystkim – o silną, autorytarną osobowość Francisco de Goi.
De Goja to odrażający człowiek, przez swego syna Javiera uważany za jurnego dzika, łapczywego satyra wielbiącego brzydotę, starość i chorobę (takie były obrazy Goi – ciemne ponure, ociekające starością i chorobą). Jaki był de Goja w rzeczywistości - perwersyjnym starcem, dla którego nie było rzeczy niemożliwych, czy smutnym człowiekiem obawiającym się utraty posiadanego talentu? Pomimo głuchoty i wieku, który zbliżał go do nieuchronnego końca ciągle pełen jeszcze werwy. Ciągle pragnący przygód i tworzenia, niezmożony w miłosnych podbojach. Ten przepełniony odrażającymi cechami artysta egoistycznie, nie patrząc na innych chłonął życie garściami. Wiecznie niezadowolony ze swojego jedynego, które przeżyło dziecka, nieudacznika syna Javiera w okrutny sposób całe swoje życie dawał jemu to odczuć (Ale niestety przeżył tylko Javier. Niestety tylko i niestety Javier). Javier jednak nie pozostaje dłużny wielkiemu ojcu. Przytłoczony jego osobowością i nadzwyczajnym talentem nie umie funkcjonować jako odrębna jednostka, nie ma siły aby wydostać się spod wpływu mistrza. Nie rozumiejący zachwytu nad talentem ojca jest nim jednocześnie sparaliżowany. Świadomy braku własnego odczuwa całe życie lęk przed wielkim Francisco. Javier i w swoim dorosłym życiu zachowuje się cały czas jak zahukane dziecko, które boi się twardej ręki ojca. Nie potrafi się jemu przeciwstawić nawet wtedy, gdy wydaje się jemu, że ojciec uwodzi jego młodziutką żonę, nawet wtedy gdy rodzi się Javierowi syn uderzająco podobny do swojego dziadka. Nawet wtedy ten, jedyny, który pokonał morderczą dla nienarodzonych dzieci chorobę ojca nie potrafi zbliżyć się do niego.
Biedny Javier zmuszony ukrywać swoją niechęć do ciemnych, pełnych bólu obrazów ojca, musi też ukrywać swój mały talent, a raczej zamiłowanie do pięknych krajobrazów, bujnych i pobudzających kolorów.
Znacząca jest scena, w której Javier w przypływie natchnienia zamyka się w swojej pracowni i maluje przez kilka dni dzieło życia. Francisco de Goya niespokojny i ciekawy nagle wybujałego talentu syna, zakrada się w nocy do jego pracowni aby przejrzeć obraz – i poprawia na nim konia, który namalowany przez Javiera wydaje się jemu nijaki, do konia niepodobny (Tylko ten czarny koń z lewej to już naprawdę … zaraz – sięgnąłem po paletę, (…) i poprawiłem ten dziwny garb). Javier na drugi dzień dziwi się swojemu nieudacznemu fragmentowi i nie zdając sobie sprawy z ingerencji ojca przemalowuje na powrót (Przyjrzałem się tylko czarnemu koniowi w lewy rogu – jak ja mogłem coś takiego puścić? Zawinąłem tylko rękawy i ostrożnie żeby nie kapnąć farbą na ubranie, poprawiłem konia, dziwnie płaskiego). Ta scena wyraźnie pokazuje stosunek ojca do syna, i różnice ich dzielące.
Książka podzielona jest na trzy głosy, przemawiają nimi Francisco de Goya, jego syn Javier i wnuk Mariano. Te krótkie rozdziały są jednocześnie ich wypowiedziami, ich osobistym spojrzeniem na te same tematy. Czytając Saturna odnosi się wrażenie, jakby słuchało się dyskusji trzech mężczyzn naraz. Oni się nie kłócą, oni wyrażają swój punkt widzenia. I tylko jedyne czego brakuje w tej prawdziwej rozmowie to wypowiedzi kobiet. Istnieją one tylko w opowiadaniach mężczyzn, same nie mają głosu w życiu de Gojów.
A kobiet w życiu Francisca przewinęła się niezliczona ilość. Życie de Goi to wieczna pogoń za nimi, jak ściganie się z niedoścignionym, jakby pazerność na miłość cielesną miała prowadzić do szlachetnego celu. A każdy kolejny podbój miał przedłużyć jemu młodość, dodać natchnienia (I owszem, wstyd przyznać, niektórych kobiet też nie pamiętam).
Przypomnijmy, że do napisania książki skłoniła Jacka Dehnela teoria profesora Junquery, która – jak mówi sam autor książki - stawia na głowie cała historię powstania Czarnych obrazów. Namalowane na ścianach domu Gojów ogromnych rozmiarów obrazy, podobnie, jak miłosne listy kochanków Francisco de Goi i Martina Zapatera stanowią do dziś nierozwiązaną zagadkę, którą być może pomogłaby rozwikłać rodzina. Ta jednak milczy i starannie ukrywa ocenzurowane uprzednio szczegóły mogące przybliżyć nas do prawdy. Autor przygotowywał się do książki bardzo skrupulatnie i profesjonalnie, analizując biografie, listy i przede wszystkim spędzając godziny na analizie obrazów (co szczególnie jest widoczne w rozdziałach interpretujących poszczególne obrazy i ich fragmenty). To doskonałe przygotowanie ma odbicie w książce, która stanowi nie tylko zbiór faktów, ubranych w słowa przez Dehnela ale i studium nad naturą człowieka i związkami rodzinnymi.
źródło obrazów: google
powyższy tekst powstał również w oparciu o wywiad z autorem książki - Bluszcz Nr 3 (30) Marzec 2011.
Najpierw "Lala", ale "Saturn" jest następny w kolejce:)))
OdpowiedzUsuńMnie okładka przeraża...brrr...
OdpowiedzUsuńObrazy rzeczywiście są demoniczne. Czy książka jest również taka ponura?
OdpowiedzUsuńTak Paula najpierw Lala, Saturn jest zupełnie inny!
OdpowiedzUsuńPisanyinaczej ale książka nie jest przerażająca:)A okładka to fragment jednego z obrazów Goi
Spinko nie, książka jest rodzinną opowieścią:) a to, ze Goja trochę ponurym był, cóż z tego, skoro był równie ciekawym człowiekiem.
Podzielam zdanie, że książka bardzo dobra. Dehnel jak zwykle pokazał klasę :) Serdeczności
OdpowiedzUsuńMiałem okazję pod koniec ubiegłego roku wysłuchać jak Dehnel na białostockim Festiwalu "Zebrane" opowiadał o procesie powstawania powieści, a także prezentował nam wtedy już jej fragmenty. Zapadło mi mocno w pamięć jego wyznanie, że praca nad "Saturnem" przyprawiła go o pierwszą w życiu depresję. To sprawia, że choć zafascynowany i oczarowany swego czasu "Lalą" mam obawy, czy aby zdołam przetrawić coś o wiele cięższego... Komentarze i Twoja krótka notka sprawiają, że chyba się przełamię...
OdpowiedzUsuńKsiążki nie mogę się doczekać, ale recenzji nie byłam w stanie przeczytać, jeeeju, Twoje zdania są tak pokrętnie skonstruowane i tak BARDZO brakuje w niektórych fragmentach przecinków, że jak się to czyta na głos (do koleżanki za plecami) to po prostu brzmi to dziwnie.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie ksiazka slaba : tresc nudna, konstrukcja wadliwa, styl nadety.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa tej książki - uwielbiam, gdy ktoś z pasją rozprawia o malarstwie, opowiada, tłumaczy...
OdpowiedzUsuń"Lala" grzeje moją półkę już dłuższy czas, ale chyba będę musiała się pospieszyć z jej czytaniem, by mogła ustąpić miejsca "Saturnowi".
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetna recenzja!
Pozdrawiam :)