Pan Chwin i Panna Ferbelin

Niespodziewanie odmienna. Szokująco zaskakująca. Przyjaźnie poplątana, czy wreszcie poważnie śmieszna. Takimi sprzecznymi określeniami opisałabym ostatnią powieść Stefana Chwina Panna Ferbelin. Choć tytułowa panna Ferbelin jest - podobnie, jak na przykład inna bohaterka autora Esther - guwernantką, to cała powieść niewiele ma wspólnego z poprzednimi jego książkami. Panna Ferbelin to także, jak wiele poprzednich książek autora historia opisująca przeszłość. Jednak w tej książce niespodziewanie przeszłość ta kumuluje się jak witaminy w pigułce - staje się wszystkim - teraźniejszością i historią jednocześnie. Historia zaczyna się od prozaicznego wydarzenia – kiedy to córka stolarza – tytułowa Maria Ferbelin przynosi do domu długo wyczekiwane zamówienie na pracę dla ojca. Dom, w którym od dawna się nie przelewa staje się szczęśliwy i pełen nadziei na lepsze jutro pomimo, iż zlecenie jest z samej Prokuratorii i dotyczy wykonania … szubienic, co trochę kładzie się cieniem na całej wcześniejszej euforii. Niestety pomimo wielkich radości i dużego zastrzyku finansowego, jaki przynosi to zlecenie zdobyte przez Marię w zaskakująco-podejrzliwy sposób przynosi też falę nieszczęść. Zaczynając od protestów i szykan na dom stolarza do ciężkiej pracy i włożonego w nią wysiłku okupionego chorobą. I wtedy wydarza się kolejne zaskakujące wydarzenie w życiu Marii – z tej samej Prokuratorii otrzymuje ona pracę w domu prokuratora Hammelsa, gdzie ma zostać guwernantką jego syna Helmuta.
Panna Ferbelin to przepełniona symbolami powieść o Gdańsku, który również stanowi swego rodzaju symbol, bo może, jako konkretny punkt na mapie oznaczać cały kraj. Czasy, w jakich rozgrywa się powieść nie są bliżej określone - można podejrzewać, że akcja rozgrywa się na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Jednak złożoność sytuacji i ich jednoczesna rozbieżność w przeszłości nie stanowią jedności, choć w książce Stefana Chwina nią są. Wreszcie Panna Ferbelin to powieść o Chrystusie, jaki jawiłby się być może we współczesnym świecie. O Chrystusie niepasującym do dzisiejszego kościoła.
Losy wszystkich bohaterów książki w niespodziewany i zaskakujący sposób łączą się ze sobą, po drodze mieszając się w wyraźne i znaczące wydarzenia  z historii Polski. I tak czytamy o strajku w stoczni, któremu przewodniczy człowiek symbolizujący Chrystusa (Kurt Niemand), robotniku niesionym na drzwiach wyrwanych z futryny, czy zamieszkach w Gdańsku, które rozpoczyna wybuch na dworcu. Pojawia się też postać symbolizująca Piłata, który wydaje wyrok na Chrystusa (tu na Niemanda, czyli człowieka z Neustadt w Nadrenii – czyż nie kojarzy się Wam to z Chrystusem z Nazaretu?). W powieści Stefana Chwina historia w doskonały sposób łączy się z legendą, a prawda miesza się w niezauważalny sposób z fikcją. To tak, jakby autor mieszał farby, dodając ciągle nowych kolorów. To książka nie tylko wymownie symboliczna ale i wieloznaczna, doskonałe połączenie historii i współczesności. Chwin po prostu ubrał przeszłość we współczesny strój – tak właśnie wyobrażam sobie powieść Panna Ferbelin – jak stateczną damę w lateksowych spodniach (skojarzenia na miarę Chrystusa vel Kurta chodzącego pod rękę z Marią i ubranego w czarny, długi płaszcz). Choć z drugiej strony trudno mi też wyobrazić sobie Marię - nie wiem, czy jest ona ubrana w strój z epoki (a jeśli tak, to jakiej?) czy też, co wywołują w mojej wyobraźni sceny, kiedy nawiązuje ona romans z … Chrystusem w odważny nowoczesny ubiór współczesnej kobiety? Kłócą mi się także obrazy ulic Gdańska przedstawianego w książce: z jednej strony wiszące widmo wojny, a z drugiej przepych w domu prokuratora nie pozwalają mi zrównoważyć tego obrazu. Jakoś go ujednolicić. Jednak w niczym mi to nie przeszkadza w lekturze, ba nawet dodaje jej smaczku i świeżości nie tylko z powodu odmienności, jeśli brać pod uwagę wcześniejsze książki Stefana Chwina.
Czytając książkę można doznać wrażenia pomieszania, bo te retrospekcje do czasów Chrystusowych, liczne odwołania do wydarzeń, które miały miejsce zarówno tysiące jak i dziesiątki lat temu wymagają skupienia. Bliżej nieokreślony czas przebiegu historii i jednoczesne wykluczające się daty, które czasami pojawiają się w książce - wszystko to sprawia, że książka staje się jednocześnie trudną ale i ciekawą lekturą. A te wszystkie dziwne wydarzenia sprawiają tylko, że książkę czyta się z większa ciekawością, na każdej kolejnej stronie wyczekując następnego zaskoczenia. Po dojściu do tego, kim jest człowiek z Neustadt mający moc uzdrawiania i wskrzeszania umarłych nie zaskakuje już tak bardzo pojawienie się ośmiornicy Helgi przewidującej wyniki na sopockim hipodromie, czy nazwisko arcybiskupa gdańskiego Slavoy Gertz.
Zarówno w trakcie lektury Panny Ferbelin, jak i po jej zakończeniu poczułam, że Stefan Chwin namieszał mi w głowie, ale było to przyjemne uczucie. Jakby ktoś z żartem opowiadał historię, która tak przedstawiona jest lepiej przyswajalna. Jakby ktoś w słodko-gorzkiej pigułce chciał przedstawić znaczące losy dla Polski. A może to próba udowodnienia, że autor Esther i Hanemann też żartować potrafi? Albo wreszcie też, pokazanie że całe nasze życie jest żartem. Czy tak naprawdę wiemy ile z tego, co przeżywamy i przyswajamy jest prawdą a co wymysłem naszej wyobraźni? Co się wydarzyło, a co wmawiają nam historycy, legendy i skrzywione przez wiele tysięcy lat opowieści. Bo co w fikcji życia jest prawdą, a co też jest prawdziwe w zakłamaniu żyjącego człowieka. Między innymi takie pytania przychodzą do głowy po lekturze Panny Ferbelin.
Nie tak dawno, chodząc ulicami Gdańskiej Oliwy (bo na wyprawę po ulicach Trójmiasta, śladami książek Stefana Chwina nie pozwoliła mi pogoda, ale wszystko przede mną) pomyślałam sobie, że doskonale rozpoznaję miejsca z wszystkich przeczytanych przeze mnie książek autora. Jednak w te „z Panny Ferbelin” trudno mi uwierzyć i traktuję je jak obraz dobrego malarza, który namalował go przecież patrząc na konkretny widok, a jednak, ja jakoś temu wszystkiemu nie dowierzam. Patrzę i dopatruję się gdzieś prawdy.

7 komentarzy:

  1. Niestety jeszcze nie miałam do czynienia z twórczością Stefana Chwina, choć poluję bardzo konsekwentnie na jego książkę "Esther"! Jeśli tylko ta pozycja mnie nie zawiedzie z chęcią sięgnę po kolejne:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Koleżanka bardzo mi polecała książki Pana Chwina, teraz Twoja recenzja... muszę się w końcu zebrać w sobie i przeczytać jakaś :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Paula hmmm myślę, że Esther będzie doskonała na początek, choć zastanawiam się jeszcze nad Krótką historią pewnego żartu ... i mam dylemat, co polecić Tobie na początek? ja zaczynałam od Dziennika dla dorosłych i Żony prezydenta - jakkolwiek ta pierwsza do łatwych nie należy, tak Żona prezydenta już czyta się jak ... kryminał. Ale po tej książce nie można "dotrzeć" do prozy Stefana Chwina, to książka zupełnie inna od pozostałych, co wcale nie oznacza, że zła, po postu nietypowa dla autora. Jeśli natomiast znasz Gdańsk - Oliwę i lubisz wspomnienia to właśnie proponowałabym Krótką historię ... Życzę przyjemności w poznawaniu książek tego wspaniałego autora:))

    Isabelle Chwina trzeba czytać koniecznie!:))

    Prawda Margo :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. @moni dziękuję za polecone książki:) Gdańska nie znam wogóle a "Esther" z tego co czytałam do tej pory na jej temat, wydaje mi się na tyle interesująca by od niej zacząć. "Krótką historię pewnego żartu" oznaczam numerem dwa w kolece do przeczytania:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Paula doskonale! Jestem ciekawa Twoich wrażeń :)

    OdpowiedzUsuń