Political fiction czyli Żona prezydenta Stefana Chwina


Nick Karpinsky wnuk emigrantów, mieszkający w Stanach Zjednoczonych, który jako młody chłopak przejawiał buntownicze zapędy i wydawało się jemu, że przemawia językiem tłumów, który tłumy te chciał porywać i nawracać dziś jest pacjentem szpitala psychiatrycznego. O dziwo – zdarzyło się jemu być w szeregach służb specjalnych.


No właśnie - zdarzyło?

Terapią Nicka jest zapisywanie wspomnień, a jedynym narzędziem, jakie otrzymał do tego dziwnego rodzaju terapii jest ołówek (intrygująca sprawa, która wyjaśnia się po drodze)

Krystyna, pastelowa Pierwsza Dama. Żona prezydenta Polski. Pewnego poranka jej życie legnie w gruzach, staje się bohaterką, jaką od czasów Hillary Clinton nie była żadna Pierwsza Dama. Jednak wyjście do tłumów z podniesionym czołem nie jest w stylu Krystyny. Zdradzona polska pierwsza dama ucieka do innego świata.

Co łączy Nicka i Krystynę?

Nie czytałam wielu książek Stefana Chwina, ale Żona prezydenta zdaje się „odstawać” od tych, które miałam w rękach. Kojarzyła mi się głównie z Teorią spisku, bo dużo w niej podobnych klimatów. Wspomnienia chorego człowieka, wspomnienia, które w rzeczywistości być może nigdy nie miały miejsca. Ucieczki do lasów, ukryte domy i podejrzane interesy. Polityka – tak, to jeszcze jedno ogniwo, które łączy książkę Stefana Chwina z głośnymi sensacjami amerykańskich autorów. No i jeszcze – Ameryka. Więzienie dla politycznych skazańców. Amerykańskie metody uzyskiwania informacji, amerykańskie metody leczenia (pseudoleczenia) i trochę amerykańska polityka w polskim wydaniu. Polska jakieś 20 lat później. Prezydent homoseksualista i cukierkowa pierwsza dama, zakochana w przywódcy „sekty”.
Cała książka Chwina jest zapisem ołówkowych wspomnień Nicka, przeplatanych retrospekcjami prosto w akcje rodem z macleanowskich i childowskich sensacji. Na tle losów renegatki Krystyny ukazane są - w ogromnym napięciu, które nie pozwala czytelnikowi na chwilę oderwania od książki - burzliwe losy polityczne kraju. Szemrane interesy polskich ministrów i amerykańskich władz, nielegalne powiązania. Wraz z religijnością, w którą wnika autor, z chorym wręcz poddaniem i szarlatanerią Chwin ukazuje rolę religii w historii kraju. Jej wpływ na jednostkę kształtującą państwo. W mistrzowski sposób, niby zawoalowany, ironicznie wytyka wady współcześnie rządzących światem. Jakby cały czas śmiejąc się w twarz politykom, uwidacznia to, czego boimy się dojrzeć. Czasem też naigrawa się z przywar charakterystycznych dla Polski i Polaków – choćby ze sztucznej i wysilonej ogłady, czy z rzekomo narodowej tolerancji (?!?).
Spotkałam się z kilkoma zarzutami jakoby autor zdradził samego siebie, że nie przystaje z Żoną prezydenta do swego talentu. Niestety, ja nie zgadzam się z takimi zarzutami i cieszę się, że sięgając po Stefana Chwina mogę spodziewać się niespodzianek. Tę książkę czyta się, jak dobrą sensację. Wyraziste obrazy i szybka akcja dają poczucie znalezienia się w ogniu sprawy, w samym środku akcji. Szybka książka – tak określiłabym Żonę prezydenta. A to, że być może nierealistyczna momentami – cóż, w niczym to nie przeszkadza, bo czy codzienność zawsze bywa realna? Jak uświadamia autor – nie koniecznie.
I jeszcze jedno ... wszyscy jesteśmy Nickami, a naszymi ołówkami kreślimy własny los, który łatwo wygumkować. Zapomnieć.

4 komentarze:

  1. A miałam ją ostatnio w rękach będąc w księgarni i odłożyłam. A szkoda bo z twojego opisu wydaje się być bardzo ciekawa

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałam ją niedawno temu w jakiejś księgarni i tak się właśnie zastanawiałam o czym może być. Tym bardziej, że nazwisko autora jest polskie ;)
    Bardzo dobra recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Intrygujące:). rozejrzę się w bibliotece:).

    OdpowiedzUsuń
  4. Toska82, Przyjemnostki - eeee jak mogłyście? :) wracać szybciutko do tych księgarni!

    Iza koniecznie!

    OdpowiedzUsuń