"Cudownie spędzam czas ze swoją nową powieścią" - Oryginał Laury, czyli przytulając Vladimira


Myśli mi się kłębią, zdania same wymykają spod palców, łzy wzruszenia toczą po policzkach, a oczy chcą więcej, wracają do początku, wertują książkę szukając być może pominiętego. Jakaż nieopisana to radość z możliwości ujrzenia Jego pracy, Jego pisma i myśli. Kawałka Jego mistrzostwa. Czytać ten zbiór fiszek, dotykać i oglądać to wszystko, to jak przebywać, choćby połowicznie w Jego towarzystwie. Każda strona w tym zbiorze to bezcenny skarb, gdyż odzwierciedla tekst pisany ręką Nabokova i nawet fakt, że to dzieło, to tylko namiastka książki, jej zarys (który i tak pełniejszy był zapewne w głowie Nabokova) w niczym mi nie przeszkadza, a nawet sprawia, że staje się ono jeszcze bardziej wartościowym dając złudzenie wglądu w proces twórczy artysty. Móc „patrzeć” jak tworzy – bezcenne!

Oryginał Laury nazwany został nie powieścią we fragmentach a szkicami i notatkami do nienapisanej powieści. Nawet nie wiemy tak naprawdę, czy miało to być dłuższe opowiadanie, czy średniej długości powieść (sądząc po zapiskach Nabokova raczej to drugie - "osiągnąłem sto stron druku, czyli mniej więcej połowę dzieła"). A może też miało być to dzieło na miarę Ady? (Ada albo Żar). Dziś to już nie ważne, najważniejsze, że wbrew żądaniom autora ujrzało światło dzienne. Choć i za tą historią ciągną się pewne pogłoski. Sam Dmitrij Nabokov tłumaczy rzekome żądanie ojca jako coś niemożliwego, jako przekorę, próbę delikatnego zaznaczenia, że to ważne dzieło, którego pomimo wielkiego pragnienia i wkładanych w nie sił nie zdołała ukończyć (choroba wygrała wyścig z czasem). Dlatego też obietnicę spalenia rękopisu kazał Vladimir Nabokov złożyć Wierze, swojej żonie, licząc na to, że w ten sposób da jej do zrozumienia, że właściwie nie miałby nic przeciwko jeśli książka jednak zostałaby wydana.
Może się komuś nie podobać ten zbiór. Znajdą się pewnie tacy, którzy powiedzą, że to nic nie warte skany, bazgroły i kilkaset fiszek bez znaczenia. Mam jednak nadzieję, że wśród tych osób nie znajdzie żaden miłośnik twórczości Nabokova! Ci powinni docenić klimat przepychu Ardisu, pachnących ogrodów i miarowego stukotu kół pociągu toczącego się po bezkresnej krainie pięknych obrazów, gorących romansów i burzliwych miłości (to mój całkiem prywatny i osobisty odbiór książek Nabokova, obrazy, które widzę kiedy słyszę Jego nazwisko). Ta książka w książce (Moja Laura pisana przez Vaughana), w której można wskazać dwa lejtmotywy – śmierć i miłość ma w sobie ziarenko biografii. Śmierć jest tą stroną, której Nabokov doświadcza pisząc Laurę, to on jest tym chorym zniedołężniałym człowiekiem, któremu wrastają paznokcie i który przed śmiercią chce uciec. Gdyby można było, autor zawarłby układ ze śmiercią, prosząc ją pewnie o kilka tygodni czasu na prace nad książką.


Z wiekiem utraciłem wszelako możliwość nachylenia się do stopy, a wstydziłem się pokazać ją pedikiurzystce


Już na samym początku powracamy do poprzednich książek autora ciesząc oczy uwielbianą grą słowną, która daje wrażenie spotykania tych samych postaci, choć tylko pozornie (jakież to nabokovowskie) . I tak kochanek Flory Ivan Vaughan, którego nazwisko i imię nie dość, że są grą liter (czyt. iwan won – iwan precz) to jest on równie nieszczęśliwie zakochanym zapowiadającym literatem jak Van z Ady. Pojawiający się na samym początku Hubert H. Hubert nie może nie wywołać uśmiechu na twarzy czytelnika, który choć co nie co wie na temat twórczości Nabokova (dla przypomnienia Humbert Humbert w Lolicie). Później są już tylko odległe postacie, znane bardziej wtajemniczonym miłośnikom twórczości pisarza. Nie sposób też opisać historię, która „spięła” się na tych luźnych kartkach, bo wiadomo przecież, że musi być miłość i romans, zapewne skoro Nabokov to musi być skandal obyczajowy (a do tego Hubert kojarzony z Humbertem). Ale Oryginał Laury jest pewnie (pewnie, bo nie jest przecież ukończony) historią utraconej miłości, zauroczenia, które zostaje opisane w książce w niej powstającej. Dla mnie jednak, miłośniczki talentu Nabokova to rodzaj testamentu, bo pod koniec dzieła powtarzają się, jak obrazy w malignie opisy nawrotów choroby, przypadłości z nią związanych (tęsknota za motylami, niemożność wyjścia na spacer)


patrzył na zalaną słońcem przestrzeń za murami szpitala i cicho oznajmiał, że pewien gatunek łuskoskrzydłych już lata. Ale skończyły się wycieczki na hale, wędrówki z siatką na motyle w ręku (…) Praca nad książką trwała teraz w klaustrofobicznym mikrokosmosie szpitalnej izolatki


W tym niedokończonym dziele pojawia się wiele rozpoczętych wątków, i wiele zagadek, których nie sposób nie wspomnieć, nie mówić o rozwiązaniu ich, czy choćby próbie powiązania z innymi książkami autora. Można za to tworzyć ciągi dalsze według własnego uznania – jeśli oczywiście ktoś czuje się na siłach „gonić” Mistrza. Choć fabuła jest tylko zarysowana, napomknięta, jakby lekko muśnięta atramentem, to historia ta jest interesująca od początku do końca. Nie porywa być może i nie wciąga jak typowa powieść, bo nie takie jest zadanie tego zbioru, ale dzięki możliwości ujrzenia wcześniej niewidzianego staje się kąskiem smaczniejszym niż niejedna ukończona powieść z podanym jak na tacy (czy u Nabokova to w ogóle możliwe?) rozwiązaniem.
Pod koniec lektury Oryginału Laury często widziałam w treści samego autora, jakby odrywał się od świata rzeczywistego, jakby zapominał o czym tworzy, albo jak gdyby choroba przemawiała przez jego palce, i koniecznie chciała wydostać się na światło dzienne. Wyglądało mi to trochę na to, jakby w trakcie tworzenia historii o Laurze Nabokov zrobił żart, i przeskakując na inny tor, zaczął opisywać swoje zmagania ze starością i chorobą. Zdaje się to potwierdzać podtytuł książki – Umieranie to świetna zabawa. Takie też są niektóre z zapisanych przez niego fiszek – tragiczne, bo o śmierci, jednak wywołujące uśmiech, bo pisane przez Nabokova, który nawet ze śmiercią grał w kotka i myszkę.


Wymazać siebie myślą
Wrażenie rozpuszczania się
Envahissement rozkosznego rozkładu (jakże cudownie adekwatny rzeczownik!)
(…)

wymazywać
wykreślać
kasować
usuwać
wygumkowywać
ścierać
unicestwiać


Jak bardzo Nabokov chciał stworzyć Laurę świadczy fakt, że pomimo wielu zdarzeń, które powinny dać jemu do zrozumienia, że teraz czas na odpoczynek on nie przestawał pisać i planować. Zapisywać na nieodłącznych bibliotecznych kartach katalogowych, czytywać napisane części powieści muszkom, marom, zjawom i robaczkom. Choć mam świadomość, że ten perfekcjonista, któremu do bólu przeszkadzał źle postawiony przecinek nie byłby zadowolony widząc własne bazgroły na bibliotecznych i księgarskich półkach, to cieszę się, że mogę mieć wgląd w jego tworzenie. A kwestią sporną na tle moralnym pozostanie fakt, co Nabokov miał na myśli, dając swojemu agentowi pod postacią Wiery rękopis z poleceniem spalenia go. Można tylko się domyślać jakie było przesłanie Nabokova skoro pierwsze litery tytułu książki (tego roboczego także) są w dosłownym tego słowa znaczeniu narzędziem … w rękach Mistrza! (The Oryginal of Laura, The Opposite of Laura - TOOL)







cytaty pochodzą z książki
zdjęcia google, w miarę możliwości pojawią się własne
pisząc o Nabokovie najchętniej zawsze używałabym duże litery, jednak zabieg ten zastosowałam tylko na początku tekstu, dla wyrażenia silnych emocji

12 komentarzy:

  1. "Rękopisy..." juz od miesiąca czekają na mnie dzielnie na półce. Najbardziej interesującym wątkiem wydaję się być właśnie świadomość własnej cielesność Nobokowa. Bardzo chętnie zatem sięgnę po książkę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A jeśli ktoś nie jest miłośnikiem twórczości Nabokova, czytał tylko jedną jego książkę - będzie zainteresowany tą pozycją?

    OdpowiedzUsuń
  3. The_book - nie pozwól im więcej czekać!:) Właśnie - świadomość cielesności - za to kocham Nabokova. Wolał się ukryć, zniknąć niż pokazać prozę życia, którą jest starość. Ale przy tym potrafił się z nią świenie bawić, śmiać się z niej .. do samego końca.;(

    Agnes - hmmm zastanawiam się. Z jednej strony tak, bo to w gruncie rzeczy krótka powieść, te fiszki to fragmenty, które czyta się szybko, ale z drugiej strony skoro nie ma typowej fabuły? Hmmm wybór należy do Ciebie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż za przesycona uczuciami i zachwytem recenzja! Aż się natychmiast chce sięgnąć po książkę :) Wolę jednak najpierw lepiej poznać twórczość tego autora, a dopiero potem sięgnąć po akurat ten tytuł. Przeczytałam dopiero jedną jego książkę, a dwie kolejne czekają na półkach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z Książkowo, aczkolwiek z tym wyjątkiem, że ja nie czytałam żadnej jego książki. To wydanie wydaje się być bardzo ciekawe, Twoja recenzja jak zwykle sprawia, że człowiek już chce pędzić po daną pozycję do księgarni, ale powiem, że miałam tę książkę w rękach i nie zachwyciła mnie. Wygląda jak typowa pozycja wydana już po śmierci danego człowieka, dla większego zysku. Ale to tylko moje lekkie przypuszczenie, bo ani nie zabieram rodzinie chęci oddania hołdu ostatniej powieści pisarza, ani nie odmawiam wartości "Oryginałowi Laury". Myślę, że właśnie jest to pozycja dla tych, którzy już pisarza znają i to dość blisko nawet.
    P.S. Chciałabym umieć pisać o książkach tak jak Ty :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Książkowo, C.S. - pewnie i doświadczony z twórczością Nabokova czytelnik dojrzy więcej w tej pozycji, lepiej ona do niego dotrze, bo być może trudno wpaść w zachwyt nad jej fabułą (której raczej brak) tu potrzeba innych zachwytów :) Ja też długo zbierałam się do jej lektury a, że dostałam ją w prezencie (nie od wydawnictwa - dla zainteresowanych tą informacją :) ) nie mogłam nie przeczytać.

    C.S. nie wiem, czy tu chodzi o zyski, jednak trzeba zauważyć jak wielkie wątpliwości w kwestii moralnej targały rodziną. Uszanować wolę zmarłego, czy pokazać jednak światu taki rarytasik - cóż, nie chciałabym takiego dylematu (ja miałam obiekcje co do lektury książki, bo co jeśli autor nie życzył tego sobie?).

    Margo a proszę:) (choć nie bardzo wiem za co te podziękowania:) )

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mogę napatrzeć się na to wydanie :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapomniało mi się, że miałem sobie tą książkę kupić. Dla kogoś, kogo tak interesują kulisy tworzenia, to chyba pozycja obowiązkowa. Dziękuję za przypomnienie i ciekawy tekst.

    I pisze się chyba "co nieco" :) Chyba że chodzi "małe conieco".

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak mogłeś zapomnieć o Laurze??!!:)))

    A wiesz ... nawet nie zauważyłam tego błędu:) ani word mi go nie wskazał ani korektorka na pewnym portalu książkowym? Chyba jednak powinno być "co nieco" :))

    OdpowiedzUsuń
  10. aaa no i jeszcze jedno - dobrze, że wskazałeś nowy punkt widzenia - bo dotychczas książka krażyła, jako skarb dla miłośników twórczości Nabokova ... strickte nabokovowskiej twórczości, a nie tworzenia w ogóle! Dzięki:)

    OdpowiedzUsuń