Nie wiem czy powinnam pisać o tej książce? Czy wypada mi, skromnemu czytelnikowi, małemu robaczkowi z tego płytkiego świata pisać o książce tak „uczuciowej”, tak osobistej, że aż bolesnej? Czyż moja opinia coś znaczy? Czy w tym potoku słów i powodzi faktów, które wylewają się na każdej stronicy tej książki mogę wyrazić swoją własną opinię?
Ta książka rozrasta się jak drzewo – bo to w sumie książka–drzewo … genealogiczne. To powieść historia, żeby nie powiedzieć historyczna. I choć z reguły tego typu książki, to dość ciężka lektura książkę Andy Rottenberg Proszę bardzo czyta się lekko. Aby powrócić do wspomnianego już raz drzewa – jej korona – to tekst (czy też odwrotnie tekst to korona drzewa), który rozlewa się jak miód na duszę, rozkwita jak liście po deszczu i to w tempie, którego drzewa mogą tylko pozazdrościć. Takie skojarzenie nasunęło mi się w trakcie lektury – może dlatego, że to opowieść o korzeniach rodzinnych (a co za tym idzie, jak korzenie to drzewo) i trochę może z powodu lekkości języka jakim jest napisana, ilości faktów, osób i słów.
Nie pozwolę sobie opisać fabuły, o ile można w przypadku książki (poniekąd) biograficznej mówić o fabule. Przecież musiałabym opisywać to, co znajduje się na kartach książki, a nie jest moim celem powtarzać życie autorki. Ba, nawet nie wolno mi oceniać życia Pani Andy. Mogę za to, z czystym sumieniem powiedzieć, że to życie ciekawe, nie tylko przez burzliwe czasy i zawirowania życiowe ale sposób bycia (życia) autorki, tę lekkość słów, szczerość do bólu i zrozumienie (częste urazy, złamania, podarte sukienki, dziewczyńsko-chłopięce zachowanie, które dziś można by zdiagnozować jako zespół ADHD, ucieczki ze szkoły, wagary to tylko część bliskiej nam swojskości i człowieczeństwa Pani Andy). Nie będzie nadużyciem i maśleniem, bo nie mam w tym żadnego celu ani interesu, jeśli powiem, że lektura tej książki jest jak spotkanie z jej autorką. Jak burzliwy wieczór, przy herbacie z opowieścią bliskiej lecz dawno nie widzianej osoby. Jednakowoż nie czuję się na siłach ani nie podejmuję się, z nadspodziewanym ich przypływem, wyrysować choćby części tego wielkiego drzewa genealogicznego, tego dębu, który rozrósł się w parku wspomnień i połączył z koronami innych drzew. Mogę tylko pozazdrościć determinacji w odszukiwaniu poszczególnych członków rodziny (rodzin), korzeni i historii. Jednak jest i ciemna strona życia (pomijając wojny, utratę kontaktów z bliskimi i domów). Jest czas dzisiejszy, współczesny, życie dorosłe i na własny rachunek, który, w przypadku Pani Andy los wystawił na bardzo wysoką sumę, na wartość najdroższą, niemożliwą do odkupienia.
Proszę bardzo polecam wszystkim ciekawym ciekawych losów innych osób. Tym, którzy lubią poznawać fakty – ale nie sensacje lecz historie warte nieprzespanych wieczorów. I w reszcie wszystkim tym, którzy lubią historię i fakty tak często pomijane w podręcznikach.
Nie pozwolę sobie opisać fabuły, o ile można w przypadku książki (poniekąd) biograficznej mówić o fabule. Przecież musiałabym opisywać to, co znajduje się na kartach książki, a nie jest moim celem powtarzać życie autorki. Ba, nawet nie wolno mi oceniać życia Pani Andy. Mogę za to, z czystym sumieniem powiedzieć, że to życie ciekawe, nie tylko przez burzliwe czasy i zawirowania życiowe ale sposób bycia (życia) autorki, tę lekkość słów, szczerość do bólu i zrozumienie (częste urazy, złamania, podarte sukienki, dziewczyńsko-chłopięce zachowanie, które dziś można by zdiagnozować jako zespół ADHD, ucieczki ze szkoły, wagary to tylko część bliskiej nam swojskości i człowieczeństwa Pani Andy). Nie będzie nadużyciem i maśleniem, bo nie mam w tym żadnego celu ani interesu, jeśli powiem, że lektura tej książki jest jak spotkanie z jej autorką. Jak burzliwy wieczór, przy herbacie z opowieścią bliskiej lecz dawno nie widzianej osoby. Jednakowoż nie czuję się na siłach ani nie podejmuję się, z nadspodziewanym ich przypływem, wyrysować choćby części tego wielkiego drzewa genealogicznego, tego dębu, który rozrósł się w parku wspomnień i połączył z koronami innych drzew. Mogę tylko pozazdrościć determinacji w odszukiwaniu poszczególnych członków rodziny (rodzin), korzeni i historii. Jednak jest i ciemna strona życia (pomijając wojny, utratę kontaktów z bliskimi i domów). Jest czas dzisiejszy, współczesny, życie dorosłe i na własny rachunek, który, w przypadku Pani Andy los wystawił na bardzo wysoką sumę, na wartość najdroższą, niemożliwą do odkupienia.
Proszę bardzo polecam wszystkim ciekawym ciekawych losów innych osób. Tym, którzy lubią poznawać fakty – ale nie sensacje lecz historie warte nieprzespanych wieczorów. I w reszcie wszystkim tym, którzy lubią historię i fakty tak często pomijane w podręcznikach.
Brzmi zachęcająco i z chęcią przeczytam, jak się na nią natknę :)
OdpowiedzUsuńMandzuria podobno w bibliotekach są do niej kolejki :/
OdpowiedzUsuńTeoretycznie nie wpisuje się w moje gusta, ale brzmi naprawdę zachęcająco!
OdpowiedzUsuńNiee, no nie można lubić wszystkiego. Jednak zachęcam, bo to cenne źródło faktów, również historycznych :!
OdpowiedzUsuńMiałam ją kiedyś w rękach ale odłożyłam bo wydawało mi się, że mogę nie podołać, tak skomplikowanemu życiu. Kolejny raz już chyba nie zrezygnuję.
OdpowiedzUsuńTusieńka - oj szkoda, szkoda wielka, że odłożyłaś. Ale masz szansę się teraz poprawić :))) Może i skomplikowane to życie (a które nie jest?) ale jakże ciekawe! Miłej lektury!
OdpowiedzUsuńMoni, narobiłaś mi takiej ochoty na jej przeczytanie, że hej!
OdpowiedzUsuńSłońce, czy ta książka jest może Twoja? Jeżeli tak, to chyba złamię postanowienie dane samej sobie, że nie pożyczę od znajomych nic nowego do czasu, aż oddam połowę książek, które u mnie leżą ;)
Moja, moja!! Pozwalam Ci złamać postanowienie :)))
OdpowiedzUsuńMam ją u siebie na półce, zwędziłam z biblioteki i przechowałam na czas letni. Bardzo chcę ją przeczytać i myślę, że teraz będzie jej kolej, zaraz po "Norwegian Wood" Murakamiego. Bardzo chciałam ją przeczytać ze względu na to, że po prostu lubię tego typu literaturę a po drugie staram się czytać wszystko co jest nominowane do Nike. Twoja recenzja mnie tylko przekonała, że muszę się za nią zabrać jak najszybciej :) pozdrawiam, Monia
OdpowiedzUsuńMoni, urzekło mnie Twoje porówanie tej książki do drzewa :) Odkrywanie swoich korzeni i poszukiwanie zapomnianych historii to bardzo ciekawy temat, ale chyba też bolesny.
OdpowiedzUsuńthe_book nie przetrzymuj! Cieszę się, że mój skromny tekst na jej temat pomoże Ci w tym:)
OdpowiedzUsuńLilithin ta książka jest bardzo bolesna, tym bardziej dla jej autorki, a zarazem bohaterki. Lecz drzewo jest twarde, mocne, trwałe i wytrzymałe - w to wierzę, stąd moje skojarzenie:)