Sięgnęłam po kolejną książkę Doris Lessing w przypływie tęsknoty za prozą autorki i dobrą książką. Zaczęło się dobrze, wręcz niewinnie, historia tak się układała, że nie podejrzewałam klapy. Wychwalałam, polecałam, nie mogłam doczekać się końca … ach gdybym tylko wiedziała jaki będzie nijaki, nie spieszyłabym się tak z lekturą. Nie wiem co wywołało taki nagły zwrot w akcji (czytania) – czy to upał czy czasowe wypalenie autorki, które dokonało się w trakcie pisania? W każdym razie mogę wskazać wyraźną linię podziału książki na dobrą i złą. Poczułam się trochę tak jakby choroba – może w innej postaci, niż ta która dotyka bohaterów – przeszła i na mnie. Czułam się źle, niekomfortowo, jakby trawiła mnie jakaś gorączka, która zesłała na mnie majaki, męczące obrazy, jak koszmary w chorobie, które nie chcą odejść.
A co to za historia? Miłe złego początki, czyli pierwsza - mniej więcej - połowa książki to opowieść o Sarze, sześciesięcipięcioletniej, trzymającej się mocno kariery dyrektorki teatru. Samotnej kobiecie, która pazury wykorzystuje nie tylko do ściskania wspomnianej kariery ale i histerycznie szarpie nimi miłość. Miłość, którą usilnie stara się odkrywać, niestety w każdym spotkanym mężczyźnie. Sara jak nastolatka, która szaleje za telewizyjnymi idolami rzuca się na każdego spotkanego faceta, rozpaczliwie usiłując zagarnąć każdego z nich do swego serca. Tworzy swój własny, wyimaginowany świat i układ miłosny, który jest jak nieuleczalna choroba. Choroba miłości, która jednocześnie Sarze dodaje sił. Aż chce się krzyknąć Saro się opanuj! Ośmieszasz się! Bo choć nie mówisz głośno o swych uczuciach i fantazjach, przebijają one przez Ciebie jak rumieniec na twarzy zakochanej dziewczyny. Szanuj się Saro!
Historia, która toczy się równolegle do przeżywanych przez Sarę miłostek pozwala sądzić, że to historia magiczna, mająca wpływ na zachowania Sary. Sztuka, którą przygotowuje w teatrze to inscenizacja pamiętników pięknej malarki i kompozytorki, zmarłej tragicznie w młodym wieku z powodu ….nieszczęśliwej miłości Julie Vairon. Czyżby to Julie wpływała przez karty pamiętnika na towarzystwo zgromadzone przy jego lekturze? Czy to jakaś magiczna moc Julie, a może miłości? Może też to jakiś rodzaj fatum, bo przecież miłości (miłostki) Sary kończą się równie tragicznie jak miłości Julie?
Chciałabym aby Znów ta miłość Lessing była opowieścią tylko o tej romantycznej, niespełnionej i tragicznej miłości Julie. Skrywane wielkie uczucie, przedwojenne lasy i tworzona przez Julie muzyka przemawiają do mego serca bardziej niż skacząca z uczucia na uczucie (aby lepiej brzmiało) Sara. Przyprawiająca własne serce i serca tych niezauważonych o chorobę. Chyba za dużo w książce przemyśleń Sary („nimfomanki”?), za wiele nie odegranych ról i niedokończonych aktów. Zawiodłam się – o dziwo – na Sarze. Chciałam bardzo aby ułożyła sobie życie, aby była szczęśliwa i dała szczęście innym. Życzyłam jej miłości wielkiej i prawdziwej, takiej jak ta, którą darzyła swego zmarłego męża. Ale Sara mnie zawiodła, nie dorównała Julie (o którą bywała zresztą zazdrosna!) nawet w najmniejszym stopniu. Sara to kolejna Martha Quest z drugiej części Dzieci przemocy, kolejna niedojrzała emocjonalnie kobieta, która przez swoje niezdecydowanie i kaprysy marnuje swoje szanse.
Nie poddaje się jednak i nie zniechęcam do powieści Doris, bo przecież nie chodzi o to, że one są złe, bo mi nawet takich osądów wydawać nie wypada, żaden ze mnie znawca, ale o to, że to ja biorę je w złych momentach do ręki i być może nastawiam się na kolejne fascynacje książką. Byc może chodzi też o to, że kobiety słabe, niezdecydowane nie pasują mi osobiście do prozy, jaką tworzy Lessing? Może też nie podoba mi się takie obnażanie uczuc? Tych może jest więcej, a wśród nich jest może dam szansę ...
A co to za historia? Miłe złego początki, czyli pierwsza - mniej więcej - połowa książki to opowieść o Sarze, sześciesięcipięcioletniej, trzymającej się mocno kariery dyrektorki teatru. Samotnej kobiecie, która pazury wykorzystuje nie tylko do ściskania wspomnianej kariery ale i histerycznie szarpie nimi miłość. Miłość, którą usilnie stara się odkrywać, niestety w każdym spotkanym mężczyźnie. Sara jak nastolatka, która szaleje za telewizyjnymi idolami rzuca się na każdego spotkanego faceta, rozpaczliwie usiłując zagarnąć każdego z nich do swego serca. Tworzy swój własny, wyimaginowany świat i układ miłosny, który jest jak nieuleczalna choroba. Choroba miłości, która jednocześnie Sarze dodaje sił. Aż chce się krzyknąć Saro się opanuj! Ośmieszasz się! Bo choć nie mówisz głośno o swych uczuciach i fantazjach, przebijają one przez Ciebie jak rumieniec na twarzy zakochanej dziewczyny. Szanuj się Saro!
Historia, która toczy się równolegle do przeżywanych przez Sarę miłostek pozwala sądzić, że to historia magiczna, mająca wpływ na zachowania Sary. Sztuka, którą przygotowuje w teatrze to inscenizacja pamiętników pięknej malarki i kompozytorki, zmarłej tragicznie w młodym wieku z powodu ….nieszczęśliwej miłości Julie Vairon. Czyżby to Julie wpływała przez karty pamiętnika na towarzystwo zgromadzone przy jego lekturze? Czy to jakaś magiczna moc Julie, a może miłości? Może też to jakiś rodzaj fatum, bo przecież miłości (miłostki) Sary kończą się równie tragicznie jak miłości Julie?
Chciałabym aby Znów ta miłość Lessing była opowieścią tylko o tej romantycznej, niespełnionej i tragicznej miłości Julie. Skrywane wielkie uczucie, przedwojenne lasy i tworzona przez Julie muzyka przemawiają do mego serca bardziej niż skacząca z uczucia na uczucie (aby lepiej brzmiało) Sara. Przyprawiająca własne serce i serca tych niezauważonych o chorobę. Chyba za dużo w książce przemyśleń Sary („nimfomanki”?), za wiele nie odegranych ról i niedokończonych aktów. Zawiodłam się – o dziwo – na Sarze. Chciałam bardzo aby ułożyła sobie życie, aby była szczęśliwa i dała szczęście innym. Życzyłam jej miłości wielkiej i prawdziwej, takiej jak ta, którą darzyła swego zmarłego męża. Ale Sara mnie zawiodła, nie dorównała Julie (o którą bywała zresztą zazdrosna!) nawet w najmniejszym stopniu. Sara to kolejna Martha Quest z drugiej części Dzieci przemocy, kolejna niedojrzała emocjonalnie kobieta, która przez swoje niezdecydowanie i kaprysy marnuje swoje szanse.
Nie poddaje się jednak i nie zniechęcam do powieści Doris, bo przecież nie chodzi o to, że one są złe, bo mi nawet takich osądów wydawać nie wypada, żaden ze mnie znawca, ale o to, że to ja biorę je w złych momentach do ręki i być może nastawiam się na kolejne fascynacje książką. Byc może chodzi też o to, że kobiety słabe, niezdecydowane nie pasują mi osobiście do prozy, jaką tworzy Lessing? Może też nie podoba mi się takie obnażanie uczuc? Tych może jest więcej, a wśród nich jest może dam szansę ...
A ja ją dziś wypożyczyłam. Jednak nie zniechęcam się po Twojej opinii, sama chętnie przekonam się czy do mnie książka w pełni przemówi. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńależ nie miałam zamiaru nikogo zniechęcac! Książka jest bardzo dobra, bo tak jak pisałam moja opinia byc może wynika z .... nieodpowiedniego czasu na lekturę? Myślę, że sięgnę po nią jeszcze ... kiedyś i jestem pewna, że zupełnie inaczej ją odbiorę:) Miłej lektury!
OdpowiedzUsuńLessing czytałamm ze 3-4 pozycje i zapewne sięgne po dalsze. Zobaczymy, czy kiedyś trafię i na tą książkę?
OdpowiedzUsuńKolejne zmiany na blogu! Może ja też się za swój zabiorę? A Twój jest taki "cuuuute" i kobiecy :D
Lubię Lessig i do tej pory jej książki bardzo mi się podobały. Muszę spróbować, bo być może będę miała inne spostrzeżenia:)
OdpowiedzUsuńAle, ale Enga u Ciebie też są zmiany:) więc ...czy to może ja Cię zmotywowałam?:) Choć szczerze mówiąc mój szablon nie specjalnie mi się widzi - raczej wolę spokojne kolory, przynajmniej na blogu:)
OdpowiedzUsuńYoanna jestem ciekawa Twoich spostrzeżeń:)
Tak, najpierw Kalio, potem Ty i w końcu wczoraj popołudniu nie wytrzymałam ;) Chciałam 3 kolumny, ale niestety darmowy Wordpress oferuje skromny wybór fajnych szablonów :/
OdpowiedzUsuńA jeżeli szablon nie jest tak naprawdę "Twój", to wierzę, że znajdziesz inny, który będzie Ci bardziej odpowiadał :)
... mam taką nadzieję:/ choć ta lala z prawej, to jakbym siebie widziała :) hihi .... muszę zajrzeć do Kalio!
OdpowiedzUsuń