Po książki Murakamiego sięgałam wielokrotnie i pewnie większości z Was znane jest moje rozdarcie między chęcią czytania a niemożnością przebrnięcia. Nie wiem sama czemu po kilkudziesięciu stronach tak się zniechęcałam? Odnosiłam wrażenie, że właśnie to co mnie fascynuje w jego prozie – tajemnica i mroczne zakamarki psychiki ludzkiej, tak różne doświadczenia bohaterów, które generują ciekawą książkę - jednocześnie mnie odrzuca. I choć przeczytałam, a właściwie zaczęłam tylko kilka książek tego autora - Ślepa Wierzba i Śpiąca Kobieta, Tańcz, tańcz, tańcz, Norwegian Wood - to prozę Murakamiego odczuwam jako coś przystępnego i łatwego, bo pełnego współczesnych symboli charakterystycznych dla mojego pokolenia - motywy muzyczne i literackie, znane przecież dla większości z nas, piękne obrazy i fascynująca odległa kultura.
Po zmierzchu wzięłam do ręki przypadkiem – czy coś może dziać się przypadkiem? – chciałam w końcu przebrnąć choćby przez jedną książkę Murakamiego, a ta wydała mi się przystępna - jak każda od pierwszych stron;/ Pewnie sprzyjały też okoliczności, bowiem akurat nie miałam nic innego do czytania (hmm za plecami miałam księgarnię ale ten fakt przemilczę) a czekały mnie długie samotne chwile … przy kawie.
I pewnie gdyby nie fakt, że chwile wyczekiwania minęły przeczytałabym książkę do końca pochłaniając kolejne filiżanki kawy. Tak! Jest udało się wciągnęła mnie! Tylko czemu akurat ta, która jest inna od pozostałych, ta uznawaną za gorszą, łatwiejszą? Bez charakterystycznej dla niego tajemniczości bez podświatów przywodzących na myśl podzbiory ludzkich żyć i bez tej eksploracji świadomości. Ha! brakowało mi tego – możecie mi wierzyć albo nie ale chłonęłam książkę, bo czekałam na jakiś zakręt typowy dla Murakamiego!
W Po zmierzchu spotkamy dwie siostry – tę słabszą i uważająca się za gorszą Mari, jeszcze uczennicę i Eri modelkę – piękną dziewczynę. Razem z Mari poznajemy Takahashiego -studenta, oraz trzy kobiety, które prowadzą dom miłości - byłą zapaśniczkę i jej dwie współpracownice. A także informatyka z wielkiej firmy komputerowej, mafiozo i chińską prostytutkę, ciemne ulice i sny…
… nie mogę tak zupełnie ogołocić książki z tajemniczości – już sam fakt, że jej akcja toczy się od północy do świtu dodaje trochę z tej aury, plus Eri, która śpi od dwóch miesięcy.
Może zdoła mnie ta cząstka przenieść w świat książek Murakamiego? Może Po zmierzchu uda się mnie rozpędzić w stronę jego prozy?
Ja "Po zmierzchu" połknęłam w jeden wieczór, a w zasadzie w jedną noc. I to było szczególne, bo przecież akcja książki dzieje się w jedną noc... Ta książka jest inna od reszty książek Murakamiego, ale jest równie oddziałująca na psychikę. Mnie się bardzo podobała.
OdpowiedzUsuńMnie też Matyldo ... ale przyznaj, że nie jest charakterstyczna dla jego prozy. A to może oznaczać, że jednak nie przebrnę przez kolejne:/
OdpowiedzUsuńFaktycznie wybrałaś szczególną porę na jej czytanie:)
Mnie sie ta ksiazka zdecydowanie nie podobala. Lubie Murakamiego bardzo, choc czytam go wolniutko i niewiele jego ksiazek mam za soba. Rowniez uwazam jego proze za bardzo przystepna i latwa, dla mnie te wszystkie metafizyczne zjawiska sa dosc proste do zaakceptowania, niekiedy tez proste do wytlumaczenia (ale nie zawsze). Ta powiesc jednak nie wnioslo w moje zycie nic, nawet nie mialam wielkiej przyjemnosci z czytania.
OdpowiedzUsuńInna kwestia to ta, ze Murakamiego uwielbiam czytac po angielsku, tu jego prosty jezyk ma rytm, melodie, sprawdza sie po prostu. Te powiesc czytalam po polsku i dla mnie ten jezyk sie zdecydowanie nie sprawdza dla tego pisarza. wszystko brzmi plasko i banalnie.
Jakoś nie przepadam za tym autorem... pewnie się nie znam:)
OdpowiedzUsuńA ja oczywiście nadal nic Murakamiego nie czytałam :( Chociaż już mnie zaczyna prześladować :)
OdpowiedzUsuńmmm.. bardzo fajnie piszesz:) i coraz częsciej zaczynam tu zaglądać!!! Pozdrawiam ciepło!!!! :)
OdpowiedzUsuńA ja za podszeptem kilku osób sprezentowałem "Sputnik Sweetheart" Murakamiego żonie. Przeczytam, to dam znać jak było :)
OdpowiedzUsuńChihiro słyszałam już wiele opinii na temat tego, że Murakami jest bardziej przystępny i lepszy po angielsku, chyba będę musiała się kiedyś skusić. A książka … cóż faktycznie to coś zupełnie odmiennego od pozostałych książek tego autora i ja miałam tą świadomość biorąc ją do ręki. Z tego właśnie powodu nie cieszy mnie specjalnie ten fakt, że akurat ta książka przypadła mi do gustu …. to może oznaczać dalszy brak akceptacji z mojej strony dla twórczości tego pana.
OdpowiedzUsuńNivejka, Tucha ja też należę do grona tych osób, które nie kochają się w prozie Murakamiego, ale cts jest coś, co mnie ciągnie jednak w tym kierunku, albo jak piszesz Tucha – prześladuje:)
Ewelina strasznie mi miło, dziękuję:), zaglądaj – ZAPRASZAM!
Latarniku koniecznie daj znać jak już podkradniesz i przeczytasz prezent:)
Ta książka nie była zła, aczkolwiek bardziej podobała mi się np. "Przygoda z owcą", albo "Kafka nad morzem". Można powiedzieć, że chwilowo odpoczywam od Murakamiego. Kiedyś w przyszłości przeczytam resztę jego książek, bo jak dotąd przeczytałam chyba pięć.
OdpowiedzUsuń.... też planuję w przyszłości :)
OdpowiedzUsuńMurakamiego nie znam, choć przyznać muszę, że bardzo mnie interesuje. Moni, bardzo pomysłowe zdjęcie!
OdpowiedzUsuńLilith zaczynam czuć się coraz lepiej w towarzystwie tych, którzy jeszcze nie poznali Murakamiego:) myślałam, że jestem osamotniona w bojach, jakie toczę z prozą tego pana?:/ A jednak ... miła niespodzianka:)
OdpowiedzUsuńA zdjęcie ... cóż, tak jakoś wyszło ale dziękuję:)