szaro-bure linoleum i trampki na białej podeszwie

Mogłabym napisać, że każdy trzydziesto- i czterdziestolatek znajdzie siebie w tej książce. Mogłabym też zapewnić, że Romans licealny to nie romans, jeśli jest ktoś, kto obawia się historii miłosnych. Wreszcie mogłabym napisać, że to stereotyp lat osiemdziesiątych, wraz z całą polityczną gęstą atmosferą Polski z czasów zmian. Równie gęstą jak dym papierosowy z pierwszych postkomunistycznych pubów, coraz to odważniejszych imprez, domówek zakrapianych wszechobecnym piwem. To radość przeżywania młodości na nowo, od początku. Romans... Zaremby jest jak fotografia w sepii – a może już w kolorze (raczej w odcieniach zieleni i brązów) – przechowywana na pamiątkę szkolnych czasów. Jakże miło cofnąć się do obdrapanych ławek w sali technicznej, w której odbywały się lekcje języka polskiego, do szaro-burych korytarzy i udręk z przypinaniem, kiedy trzeba tarczy. Mogłabym napisać dużo, ale chciałabym przytoczyć cytat – niestety dość obszerny – bo nie miałam serca go skracać, cytat, który sprawił, że książka Piotra Zaremby wyszła ze mną z księgarni.


„Świat, droga młodzieży, wyglądał kiedyś nieco inaczej. Nie budziła nas, dzisiejszych trzydziesto- i czterdziestolatków, telewizja śniadaniowa, przez co nie wiedzieliśmy o istnieniu otyłych karlic akrobatek, czipendelsów i kotów, które mówią brajlem. Budził nas radziecki budzik, który za nic w świecie nie chciał chodzić tak, jak mu hejnał z wieży mariackiej kazał. A jednak zdążaliśmy do szkoły.
Na śniadanie jedliśmy kanapki z pasztetową, na święta – szynkę, która psuła się po dwóch dniach. Sery były – jeśli były – dwa: żółty i biały. Nazwy były równie umowne, jak ich ceny i kolory. Nikt nie jadał lunchu. Były drugie śniadania – kanapki starannie zapakowane przez mamy w papier śniadaniowy, który poddawano domowemu recyklingowi i jeśli się nie ubrudził , wykorzystywano go ponownie. Jadano też obiady: ziemniaki, tłuste sosy, kotlety. Mało warzyw i ryb. Na kluski mówiliśmy makaron, nie pasta, bo pastą smarowaliśmy chleb lub czyściliśmy buty. Nikt nie znał słowa cholesterol i jadł tyle jajek, ile chciał, a jednak nie umieraliśmy masowo na serce.
Nauczyciel, który potrafił przylać linijką lub połamać wskaźnik na niejednej pupie, kazał nam wkuwać mnóstwo definicji i wzorów, nękał klasówkami i straszył widmem powtarzania klasy. Mimo to nie mieliśmy jakiejś nadzwyczajnej traumy. Szczerze mówiąc nie znaliśmy tego słowa ani nie byliśmy pod opieką terapeuty. Nie uczyliśmy się angielskiego i nie chodziliśmy na balet. Żeby umówić się z kumplami na piłkę, nie dzwoniliśmy do nich wcześniej, tylko wpadaliśmy po nich do mieszkania albo darliśmy się pod oknami, żeby wyszli. Nie zabraniał nam tego nikt z TVN Style.
W owych czasach papier toaletowy występował głównie w parówkach i mortadeli, a proszek do prania prał ciuchy białe i kolorowe. Jeśli prał. Nie było kremów na dzień, na noc, na zimę i lato. Była nivea. Mimo to nie cuchnęliśmy ani nie padaliśmy na dyzenterię. Byliśmy niemodnie ubrani, a jednak udawało nam się umówić z dziewczynami, które – nie wymawiając – też nie wiedziały, kto to Jaga Hupało.
Nasi starzy nie dzwonili do nas na komórki i nigdy nie wiedzieli, gdzie naprawdę jesteśmy. Nie odwozili ani nie doprowadzali nas do szkół, odkąd skończyliśmy siedem lat. Jakimś cudem oni nie zeszli na serce, a my nie padliśmy ofiarą pedofili ani seryjnych morderców, a na źle oznakowanych przejściach dla pieszych nie rozjechały nas samochody. A przecież jakieś jednak jeździły. Nie robiliśmy sobie zdjęć do Naszej-klasy spod opery w Sydney ani spod piramid. Jeździliśmy na kolonie i obozy, zrzucaliśmy się na oranżadę w woreczku i ciastka. Nie wiedzieliśmy, co to taniec z gwiazdami, Tusk, Kaczyński, emancypacja kobiet i prawa zwierząt. My, trzydziesto- i czterdziestolatki przeżyliśmy piekło. Dlatego żądam dla nas wszystkich renty inwalidzkiej drugiej grupy!”
Manifest rencisty
Robert Mazurek „Dziennik”, 4 marca 2008*

* w książce ten tekst ukazał się w rozdziale pierwszym zatytułowanym "Zamiast wstępu" (tu, na blogu zamiast recenzji)

P.Zaremba, Romans licealny, s. 5-6.

17 komentarzy:

  1. Świetny cytat! ;)) Toż to oczywista oczywistość, że właśnie tak było! ;) Ja potwierdzam i zgadzam się co do wszystkiego! ;) Chcę książkę! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawda? :) jeśli chcesz Matyldo, chętnie pożyczę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. To TEN Zaremba?????????????????????? Ten, który w Trójce z panem Wojtkiem w piątki rano rozmawia sobie? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mała Mi odnoszę wrażenie, że TEN:) Niech mnie ktoś poprawi jeśli się mylę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Pomyślę nad kupnem. Jak dostanę wypłatę, to muszę sobie coś kupić z okazji byłych urodzin! Sama sobie! A znając siebie pójdę do księgarni, albo do ... szmateksu, choć ani jedna, ani druga opcja nie wyklucza siebie na wzajem. :))))) Tylko, że na liście książek, które muszę kupić (bo w bibliotekach nie dostanę), jest już długa lista... Ech. Będę pamiętać o Twojej propozycji, jakby co, to się przypomnę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Interesujące! Koniecznie, na pewno, z całą pewnością ... przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ok Matyldo gdyby coś ... to wiesz:)
    Nivejko KONIECZNIE, KONIECZNIE!

    W OGÓLE CIESZĘ SIĘ, ŻE TA KSIĄŻKA TO TAKI CELNY STRZAŁ. Taki swego rodzaju pamiętnik, który - widzicie - wszystkich zaraz pobudził, poruszył i wywołał wspomnienia. A jakże!

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie też się spodobał :) Rozumiem, że cała książka równie ciekawa? Będę mieć na uwadze przy okazji wizyty w bibliotece / księgarni :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Książka równie ciekawa choć nie równie wesoła, niestety to ówczesna proza życia, a kolorowe to ono wtedy nie było :(

    OdpowiedzUsuń
  10. I ja chcę. Te książkę. Toż to moja młodość licealna. Aż się łza w oku kręci i dreszcze po plecach pełzają. :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jolu żeby nie powiedzieć tak prawdziwe aż boli! .... żywe wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie dziwię się, że po przeczytaniu tego cytatu kupiłaś książkę - też bym tam zrobiła :)
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  13. Tucha prawda, że nie można się oprzeć?! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Fragment który zamieściłaś jak najbardziej zachęca do lektury.
    Przyznam iż ostatnio czytam dość mało polskiej literatury, swego czasu interesowała mnie: Plebanek, Dzido. Panią na domkach - Pawluśkiewicz chcę kiedyś dorwać.
    Widzę że nawet jest w bibliotekach.

    OdpowiedzUsuń
  15. Judytto mnie samą zdziwił ten wybór ale jak już pisałam to właśnie 'atmosfera' książki przyczyniła się do jej lektury:)
    Plebanek też bywała w moich rękach:)
    miłego dnia

    OdpowiedzUsuń