Te słowa piszę na gorąco, jeszcze pod wrażeniem lektury. Lektury tak wciągającej, że życzyłabym sobie wszystkich innych, po które sięgam równie ciakawych. Książki trzymającej w napięciu do tego stopnia, że pewnie kiedy przeczytam to co napisałam - jak już ochłonę - będę być może się śmiała.
Sobota McEwana, bo o niej mowa to thriller medyczny, horror i „obyczajówka” w jednym. To historia jednego dnia – soboty – z życia londyńskiego neurochirurga z wieloletnim doświadczeniem, z ustabilizowanym życiem i szczęśliwą rodziną. Płonący samolot, demonstracje przeciwko wojnie w Iraku czy napaść w biały dzień to tylko niektóre z emocji jakie funduje nam McEwan w tej książce.
Od książki ciężko się oderwać już po kilku stronach, bo autor w tak lekki sposób potrafi przekazać uczucia bohaterów, a jednocześnie nie dopowiadać, że czytając nasze myśli błądzą gdzieś, gdzie dzieje się akcja książki i szukamy rozwiązań, które moglibyśmy zastosować będąc na miejscu bohatrerów. W Sobocie poruszonych zostało tak wiele problemów, które zmuszają do refleksji i zastanowienia – wojna na bliskim wschodzie, polityka amerykańskich władz czy rola mediów w świadomości ludzi. Do tego tak wiele stron McEwan poświęca samej neurochirurgii, że czasem wydaje się jakby trzymało się w rękach książkę raczej medyczną. Jeżeli pomyśleć ile pracy włożył w powstanie tych scen, tym bardziej opowieść zyskuje na wartości.
Jestem pod wrażeniem tego w jaki sposób McEwan łączy tak wiele wątków, sprawnie przechodząc z domu do szpitala czy poddając nas wrażeniu retrospekcji aby w następnym wersie powrócić na ulice Londynu - te przykłady można mnożyć. Z taką lekkością tworzy tę historię jednego dnia, że choć porusza w niej trudną tematykę nie sposób odczuć jakiekolwiek znużenie czy zawiłość w trakcie lektury.
Sobota McEwana, bo o niej mowa to thriller medyczny, horror i „obyczajówka” w jednym. To historia jednego dnia – soboty – z życia londyńskiego neurochirurga z wieloletnim doświadczeniem, z ustabilizowanym życiem i szczęśliwą rodziną. Płonący samolot, demonstracje przeciwko wojnie w Iraku czy napaść w biały dzień to tylko niektóre z emocji jakie funduje nam McEwan w tej książce.
Od książki ciężko się oderwać już po kilku stronach, bo autor w tak lekki sposób potrafi przekazać uczucia bohaterów, a jednocześnie nie dopowiadać, że czytając nasze myśli błądzą gdzieś, gdzie dzieje się akcja książki i szukamy rozwiązań, które moglibyśmy zastosować będąc na miejscu bohatrerów. W Sobocie poruszonych zostało tak wiele problemów, które zmuszają do refleksji i zastanowienia – wojna na bliskim wschodzie, polityka amerykańskich władz czy rola mediów w świadomości ludzi. Do tego tak wiele stron McEwan poświęca samej neurochirurgii, że czasem wydaje się jakby trzymało się w rękach książkę raczej medyczną. Jeżeli pomyśleć ile pracy włożył w powstanie tych scen, tym bardziej opowieść zyskuje na wartości.
Jestem pod wrażeniem tego w jaki sposób McEwan łączy tak wiele wątków, sprawnie przechodząc z domu do szpitala czy poddając nas wrażeniu retrospekcji aby w następnym wersie powrócić na ulice Londynu - te przykłady można mnożyć. Z taką lekkością tworzy tę historię jednego dnia, że choć porusza w niej trudną tematykę nie sposób odczuć jakiekolwiek znużenie czy zawiłość w trakcie lektury.
Czy nie ma w tej książce przypadkiem wątku zaginięcia dziecka..?
OdpowiedzUsuńCoś, kiedyś miałam pożyczonego tego pisarza ale wiem że jej nie przeczytałam.
Również jestem po lekturze:)
Dla mnie ten pisarz jest hm..ciężko powiedzieć jakoś nie tak do końca jestem z niego zadowolona.
Judytto z McEwan'em jest - przynajmniej u mnie - tak, że faktycznie, nie przez wszystko przebrnę, albo inaczej nie wszystko zacznę:) Ale przecież nie można być równym (bo to nawet nie o doskonałość chodzi) bo też ludzie, dla których tworzy równi nie są. Może miałaś w ręku nie tę jego książkę? A o dziecku ... porwanym nic nie ma w Sobocie:)
OdpowiedzUsuńJa na razie miałam okazję przeczytać tylko "Amsterdam". Tam też byłam zadziwiona lekkością z jaką pisze o trudnych tematach. Chętnie sięgne po kolejne jego dzieła, tylko wpierw muszę wygrać z czasem i kolejką książkową :-).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
A ja właśnie zaczęłam "Amsterdam", ale nie o tym miałam. Otóż Moni swego czasu zaczęłam czytać "Sobotę" i odłożyłam ją po kilkunastu stronach zupełnie zniechęcona. Nie pamiętam czym, ale coś mi nie leżało w tej powieści. Irytowała mnie (podobnie, jak "Trzeba przetrzymać tę miłość" czy jak to tam idzie). Teraz, gdy czytam Twoją recenzję zastanawiam się czy kiedyś do "Soboty" jeszcze nie wrócić.
OdpowiedzUsuńMiss Jacobs wstawiaj do "kolejki":)!
OdpowiedzUsuńZosik a ja cały czas myślałam o Tobie w trakcie lektury Soboty, zastanawiając się czy czytałaś. A może warto dać jej jeszcze jedną szansę?:)
Może warto. Ty tak chwalisz. Zobaczę, pomyślę, najwyżej wypożyczę. Niech stracę - będzie na Ciebie :)
OdpowiedzUsuńOk, przyjmuję całą winę ... albo zasługi na siebie:)
OdpowiedzUsuńMoni - ależ mnie zachęciłaś swoją recenzją do przeczytania tej książki! Tego autora czytałam tylko książkę "Niewinni", która przypadła mi do gustu. Z chęcią będę więc kontynuowała przygodę z tym autorem, tylko muszę zdobyć książki ;)
OdpowiedzUsuńksiążkowo z tym autorem to tylko trwały związek, bo inaczej się nie da:)
OdpowiedzUsuń"Niewinni" czekają ...
Ach! Same moje klimaty! Thiller medyczny, neurochirurg, refleksja, zastanowienie się...
OdpowiedzUsuńSkuszę się na pewno!
Skuś się, skuś:) ale pamiętaj Tucha, że książka zażaleń mi gdzieś zniknęła:)
OdpowiedzUsuńRozumiem, reklamacji nie przyjmujesz :)
OdpowiedzUsuń:) no w razie odmiennych opinii na temat książki :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie tych długich stron czystej neuchihurgii się obawiam... :)
OdpowiedzUsuńTrochę "krwi się polało" na tych stronach, to fakt ale dla mnie wszystkie te opisy dziwnych przypadłości, rozwiązań układu nerwowego stanowiły ciekawostkę. Może tak to potraktuj, będzie łatwiej:)?
OdpowiedzUsuń