Sen o Wrocławiu

Przyznaję, że biorąc do ręki książkę Stanisława Karolewskiego "W piaskownicy światów. Epos wrocławski" obawiałam się chaotycznej literatury, potwierdzenia opinii na temat książki jako pijackiego bełkotu w oparach papierosowego dymu unoszącego się gdzieś po zapomnianych uliczkach Wrocławia. Ciężko było, nie powiem, nie jest to lektura łatwa i przyjemna. Jeśli ktoś oczekuje miłego spędzenia czasu w pochmurne listopadowe popołudnie może się zawieźć dostając do ręki kawał mocnej literatury.
I wbrew także spotykanym opiniom jakoby była to książka dla zaznajomionych z Wrocławiem, odszczekuję - choć nie ja powiedziałam te słowa - odszczekuję za innych, bronię książki, która dla dusz artystycznych i zagubionych, oczekujących klimatów w trakcie zwiedzania a i dla samych mieszkańców miasta - nadaje się jako swoisty, duchowy przewodnik.
W reszcie "W piaskownicy światów" to swego rodzaju katharsis i wcale nie spowiedź pijaka, choć nie da się ukryć, że karty książki przesiąknięte są alkoholem - raczej upatruję w nich zwierzeń człowieka, który nie umie sobie poradzić z codziennością w obliczu utraconej miłości (pomimo zajęć i pracy tłumacza polskich seriali i filmów dla Japończyków). I jako męski przedstawiciel ziemski męczy się dusząc ból w sobie. Wsobny charakter utrudnia Michałowi pogodzić się z wygasaniem miłości, z ciężarem przygniatającego życia w pojedynkę. Jednocześnie wrażliwe dziecko tegoż świata z nutą kontestatora, pełne sprzeczności i buntu, który stara się ukryć w morzu alkoholu, leczące ból drobnymi miłostkami, odwraca uwagę od własnych słabości szarością dnia codziennego.
"W piaskownicy światów" to nie tylko spis miłosnych uniesień Michała, nie tylko przewodnik po Wrocławiu, ale mapa po codzienności, która istnieje i dzieje się we wszystkich Wrocławiach, Paryżach i Pragach świata, tych dużych i tych najmniejszych. W książce Stanisława Karolewskiego rzeczywistość miesza się z magią i nierealnością, nieobliczalność i czasem zdawałoby się obłąknie bohatera z bezbarwnością otaczających jego osobę ludzi.
Język książki jest tak wyrazisty, że nawet nie znając miasta, bez wysiłku można przenieść się w ciemne uliczki Wrocławia, (jestem przekonana, że będąc tam kiedyś rozpoznam opisane przez autora miejsca). Odważyłabym się porównać debiut literacki Karolewskiego do mistycznych i nierealnych książek Murakamiego, a czysty i do bólu prawdziwy obraz świata do bezpośredniej Christine Angot.



Podobno Wzgórza Trzebnickie


Ossolineum



... bo podobno Wrocław to Miasto Aniołów









Wieża Atronomiczna (Matematyczna)



Stanisław Karolewski
Wrocław 2009
zdjęcia Google

7 komentarzy:

  1. Bardzo mnie zachęciłaś tą recenzją! Podoba mi się ta analiza bohatera. Wrocław jakoś nigdy mnie nie zachwycił, ale po lekturze tej notki, jestem gotowa na nowe odkrycia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coraz bardziej utwierdzam się, że to książka dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czaro cieszę się, że udało mi się!
    Lilithin nie tylko dla Ciebie, widzę jeszcze kilku innych czytelników, którzy doceniliby jej treść:)

    OdpowiedzUsuń
  4. no cóż :( Kalio przecież nie każdy musi!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. We Wrocławiu byłam jakieś tylko 2 godziny na starówce. Piękne miasto! Może kiedyś dane mi będzie być na dłużej! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Montgomerry ja też nie byłam ale podczas lektury książki miałam dość dobre wyobrażenie ... chyba :) Widziałam, że Ty także czytałaś "W piaskownicy ..."?:)

    OdpowiedzUsuń