Dużo rozmyślałam, co napisać o
książce tak długo wyczekiwanej. O książce jednej z moich ulubionych autorek,
książce, po której dużo sobie obiecywałam. Bo choć od pierwszych stron Czterdzieści zasad miłości. Powieść o Rumim
(taki jest podtytuł!) Elif Shafak wciągnęła mnie niesamowicie to jednak czegoś mi później zabrakło. Charakterystyczny
klimat dla Shafak, mądra (wydawałoby się) bohaterka książki - Ella, a do tego
jej praca w wydawnictwie no i – niespodzianka – druga książka w książce. Ale
jak się okazuje to wszystko już było! Mądre kobiety to bohaterki Shafak, ale
książka w książce to nie do końca jej pomysł (to jest do wybaczenia, gdy się tak lubi jej pióro), a problemy małżeńskie Elli
przypominały, jak żywcem wyjęte – sceny z O
pięknie Zadie Smith. Wszystko to jednak nie przeszkodziło mi czytać dalej.
Pomimo małych irytacji zachowaniem Elli, trochę jakby okrojonej akcji (tak,
książka powinna być zdecydowanie dłuższa aby wyczerpać temat miłości) czytało
się miło. Powieść składa się z historii zasadniczej, która jest jakby książką właściwą
autorstwa Shafak przeplataną książką, którą Ella, bohaterka Shafak recenzuje w
ramach pracy. Słodkie bluźnierstwo,
taki nosi ona tytuł to książka autorstwa tajemniczego Aziza Zahary opowiada o historii
przyjaźni Rumiego i Szamsa. Słodkie
bluźnierstwo to idealna lektura dla prawie czterdziestoletniej Elli, matki
trójki dzieci, która zagubiła się w swoim codziennym, szarym życiu. Jej
małżeństwo z Davidem nie należy do najszczęśliwszych, a dzieci dorosły już do
wieku problemowego. Ella nie radzi sobie z własnymi uczuciami, tym bardziej, że
ciągle szuka w swoim sercu tego największego – miłości. Dzięki lekturze książki
do recenzji Ella zaczyna w swoim życiu stosować zasady miłości zapisane na jej
kartach i nawiązuje kontakt z autorem Słodkiego
bluźnierstwa. Ten pierwszy niewinny mail przeradza się w coraz śmielsze
dyskusje o życiu i miłości. Ella, która całe życie udaje, że zdrady męża jej
nie obchodzą, że nie istnieją zaczyna buntować się przeciwko takiej postawie i
żądać od życia także czegoś tylko dla siebie. Tym czymś, a właściwie kimś staje
się Aziz. Bezpieczna początkowo znajomość ‘na odległość’ zaczyna przeradzać się
w coś poważniejszego, co może doprowadzić do rozpadu kruchego i tak małżeństwa
Elli.
Shafak przeplata swoją opowieść o
Elli opowieściami, którym autorstwo przypisała tajemniczemu Azizowi. Przenosząc
się do trzynastego wieku, do Konyi poddani zostajemy mistycznym rozważaniom nad
sensem życia i znaczeniem miłości. Jakkolwiek te opowieści miały glębię i pozwalały na chwilę zadumy, to Ella mnie nie przekonała. Wydało mi
się, że nie jest do końca osobą podatną na duchowość. Nie sądziłam, że w ten
sposób potoczą się wydarzenia. Czekałam raczej na inne, bardziej zaskakujące
rozwiązanie. Nie oznacza to jednak, że Czterdzieści
zasad miłości to zła książka – nie mi oceniać ją w ten sposób, jednak nie
spełniła ona moich oczekiwań do końca, nie takiej Shafak pragnęłam. Wydała mi
się trochę książką bez pomysłu, jakby na
historię o Elli, która stanowi ciekawy temat nie wystarczyło Shafak wyobraźni
(o co tej autorki nie posądzam). Więc co się stało, że czegoś zabrakło? Że
autorka nie rozbudowała tego wątku? Wydarzenia potoczyły się tak szybko, że
książka stała się właściwie Słodkim
bluźnierstwem, której więcej w Czterdziestu
zasadach miłości. Więc może właściwym byłoby nazwać ją Powieścią o Rumim. Czyli czterdzieści
zasad miłości? I wtedy moglibyśmy, biorąc książkę do ręki oczekiwać
onirycznego świata kręcącego się w tańcu derwisza i dostać to wszystko. Może za
jakiś czas zrobię takie podejście do książki – będę oczekiwać duchowej
przygody, a nie historii zmęczonej życiem czterdziestolatki. Bo taka to w
rzeczywistości jest historia – nie płytka opowieść o znudzonej czterdziestce,
wypatrującej romansu, a piękna baśń o miłości.
W pierwszej chwili zakochałam się w okładce, dopiero później spostrzegłam, że to autorka, którą tak bardzo chcę przeczytać. Tylko teraz się zastanawiam, od której jej książki zacząć. Jak myślisz?
OdpowiedzUsuńokładka faktycznie jest cudna! (pozostałe Shafak także)
UsuńA rozpoczęcie przygody z tą autorką polecam od Bękarta ze Stambułu lub Pchlego pałacu ;)
nie czytalam jeszcze Shafak ale na pewno sie skusze :)
OdpowiedzUsuńZiemolina och koniecznie - magiczna lektura! Idealna na hamak:)) Proponuję zacząć, tak jak pisałam do Vampire - od Bękarta ... albo Pałacu.
UsuńDziękuje, skorzystam na pewno, mam nadzieje, ze w Matras jest jeszcze rabat :)
OdpowiedzUsuńeeekm chyba nie ;/ ;((
OdpowiedzUsuńo tu jest zdjecie, przy innych komentarzach nie ma:)
Usuńaaa takie avatarowe;)) jejkuuuu kiedy to było??:)) - to było jak byłam młoda hehe
Usuńooo! jest zdjecie Moni :)
OdpowiedzUsuń?:))
UsuńWiedzialam, ze lada dzien pojawi sie kilka slow o Shafak! :) Pozdrawiam Moni :)
OdpowiedzUsuńLilithin ;)) ale jak widzisz - Pchli Pałac stawiam wyżej ... dużo wyżej!;))
UsuńPozdrawiam również;)
Şafak czytałam na razie tylko dwie książki, ale kupiła mnie. Będę się rozglądać za innymi.
OdpowiedzUsuńnie słyszałam o tej książce, ale mnie zaciekawiłaś :)
OdpowiedzUsuńteż uważam, że ta książka jest jakby... niedokończona. Coś poszło nie tak. "Czarne mleko" o wiele bardziej mi się podobało.
OdpowiedzUsuńAgnes kupiła to bardzo dobre określenie. Tylko, że chyba trochę nas zwodzi;/ Bo o ile mogła kupić swoimi pierwszymi powieściami, o tyle teraz jest gorzej;/ (nie czytałam Czarnego mleka, więc na moje doświadczenie popsuło się od powyżej opisanej książki;/)
OdpowiedzUsuńMagda jeśli to Twoja pierwsza Shafak to zacznij od Bękarta ze Stambułu albo Pchlego pałacu!!!
Tola prawda? coś nie poszło, albo poszło za wiele, bo jak dla mnie to dobre DWIE powieści, tylko niepotrzebnie połączone w jedną;/ Każda osobno pewnie by mnie zafascynowała, a tak fascynacja została pomniejszona;/ Czarnego mleka jeszcze nie czytałam.