Parę dni temu napisałam, że właściwie nic specjalnego nie wyróżniło minionego roku i muszę przyznać, że skłamałam. Owszem podkreślałam to, że nawiązałam nową, wirtualną znajomość z Medolą - tak i był to według mnie jedyne nowe warte (oj wrate!) uwagi zdarzenie zeszłego roku (dziękuję Medola). Muszę dodać, że skłamałabym gdybym nie powiązała tej znajomości z faktem ODKRYCIA nowego autora, którego poleciła mi właśnie moja wirtualna przyjaciółka. Tak mogę z pewnością powiedzieć, że 2009 rok był dla mnie rokiem odkrycia Nabokova. Cieszę się nie tylko z tego faktu, że zostałam „zarażona” tą miłością do Niego ale i tym, że „przeszło” ona na rok następny (co prawda „poznaliśmy się” z Vladimirem pod koniec roku) i zapowiada się na długie uczucie. Trwałość tego „związku” jest tym bardziej pocieszająca, że nasze pierwsze spotkanie, parę lat temu, było raczej jednym wielkim zgrzytem niż zapowiadającą się długoterminową przyjaźnią … ale dosyć już tych złych wspomnień.
Kolejnym spotkaniem z Nabokovem z dobrym nastawieniem był przystanek „Maszeńka” (pierwszym „Splendor”), która była małym przerywnikiem w wielogodzinnym (dniowym) spotkaniu przy „Adzie”. Jednak „rozmowy” czy też „spotkania” z autorem tak wciągają, że w moim przypadku jest niebezpiecznym zabieranie się za inną Jego książkę w trakcie czytania czegokolwiek bo wszystko co wyszło spod pióra Sirina odrywa mnie i zatracam się w błogim stanie zachwytu, zapomnienia … i uniesienia. Taka też była (jest) „Maszeńka” – opowieść (czy jak nazywa ją Nabokov POWIEŚĆ) o miłości. Lecz miłości po pierwsze utraconej a po drugie … nie, nie, nie tak prosto … wcale nie chodzi o uczucie kobiety i mężczyzny. Maszeńka bowiem symbolizuje wszystko to co bohater powieści utracił. Symbolizuje wszystko to co ważne a co NAM umyka.
Rzecz dzieje się w berlińskim hotelu czy też pensjonacie, a właściwie w sześciu jego pokojach. Bohaterami powieści są Rosjanie, których los zmusił kiedyś do opuszczenia ojczyzny. Te sześć pokoi przepełnionych jest tęsknotą za prawdziwym domem i niespełnionymi oczekiwaniami. Klara, Ganin, Kolin czy Podtiagin to ludzie zawiedzeni przez los, którym nie udało się zrealizować życiowego planu, być może nieudacznicy albo też wolne ptaki. Smutni ludzie bez własnego adresu, którym celem jest Ojczyzna.
Czy tylko Ganin, który potrafi zdobyć się na nie do końca uczciwe działania wywołane przez wspomnienia osiągnie cel? Albo też czy Ganin wie co jest celem jego życia?
Ta krótka opowieść to odtwarzanie życia, to film z młodości (wątek miłosny bardzo podobny do romansu młodego Nabokova) – o jej błędach i utraconych możliwościach. Utraconych ale czy straconych? Nie wydaje mi się aby kiedykolwiek było zbyt późno, nawet w szarej przytłaczającej rzeczywistości, z której - zdawać się może - nie ma wyjścia, zawsze jakaś furtka się znajdzie. „Wszystko jest darem losu” … nawet utracona miłość, o czym przekonuje się Ganin.
Kolejnym spotkaniem z Nabokovem z dobrym nastawieniem był przystanek „Maszeńka” (pierwszym „Splendor”), która była małym przerywnikiem w wielogodzinnym (dniowym) spotkaniu przy „Adzie”. Jednak „rozmowy” czy też „spotkania” z autorem tak wciągają, że w moim przypadku jest niebezpiecznym zabieranie się za inną Jego książkę w trakcie czytania czegokolwiek bo wszystko co wyszło spod pióra Sirina odrywa mnie i zatracam się w błogim stanie zachwytu, zapomnienia … i uniesienia. Taka też była (jest) „Maszeńka” – opowieść (czy jak nazywa ją Nabokov POWIEŚĆ) o miłości. Lecz miłości po pierwsze utraconej a po drugie … nie, nie, nie tak prosto … wcale nie chodzi o uczucie kobiety i mężczyzny. Maszeńka bowiem symbolizuje wszystko to co bohater powieści utracił. Symbolizuje wszystko to co ważne a co NAM umyka.
Rzecz dzieje się w berlińskim hotelu czy też pensjonacie, a właściwie w sześciu jego pokojach. Bohaterami powieści są Rosjanie, których los zmusił kiedyś do opuszczenia ojczyzny. Te sześć pokoi przepełnionych jest tęsknotą za prawdziwym domem i niespełnionymi oczekiwaniami. Klara, Ganin, Kolin czy Podtiagin to ludzie zawiedzeni przez los, którym nie udało się zrealizować życiowego planu, być może nieudacznicy albo też wolne ptaki. Smutni ludzie bez własnego adresu, którym celem jest Ojczyzna.
Czy tylko Ganin, który potrafi zdobyć się na nie do końca uczciwe działania wywołane przez wspomnienia osiągnie cel? Albo też czy Ganin wie co jest celem jego życia?
Ta krótka opowieść to odtwarzanie życia, to film z młodości (wątek miłosny bardzo podobny do romansu młodego Nabokova) – o jej błędach i utraconych możliwościach. Utraconych ale czy straconych? Nie wydaje mi się aby kiedykolwiek było zbyt późno, nawet w szarej przytłaczającej rzeczywistości, z której - zdawać się może - nie ma wyjścia, zawsze jakaś furtka się znajdzie. „Wszystko jest darem losu” … nawet utracona miłość, o czym przekonuje się Ganin.
V. Nabokov, Maszeńka, s. 62
zdjęcie pochodzi ze strony dobraksiazka
Jeśli chodzi o Nabokova to póki co miałam okazję czytać tylko "Lolitę" i jakoś nie zachęciła mnie ta książka do dalszej znajomości. Może jednak warto spróbować znów..
OdpowiedzUsuńWarto Izusr WARTO:)! ... bo właśnie Lolitę miałam na myśli pisząc o nieudanych sirinowej "miłości" początkach:)
OdpowiedzUsuńMyślisz, że "Maszeńka" potrafiłaby nas ze sobą pogodzić? :)
OdpowiedzUsuńmyślę, że tak choć Medola poleca jaką pierwszą Rozpacz (jeszcze nie czytałam) a ja powrót zaczęłam od Splendoru - jednak ciężka to raczej lektura, choć dla mnie przyjemna ;) Maszeńka to taka krótka (120) opowiastka o miłości więc może przypadnie Ci do gustu. Jest wiele innych krótkich powieści Nabokova, więc jak nie Maszeńka to może inna:)? Trzymam kciuki za Wasze "pojednanie"
OdpowiedzUsuńJak tylko będę miała okazję spróbuję z Maszeńką. Już kiedyś chciałam ją wypożyczyć, bo słyszałam wiele dobrego, ale pamiętałam ten niewypał z Lolitą... Jednak skoro Tobie też Lolita nie przypadła do gustu, a inne książki zrobiły na Tobie wrażenie to chyba faktycznie warto :)
OdpowiedzUsuń:-) cieszy mnie to Izusr!
OdpowiedzUsuńjeśli chodzi o Nabokova to niedawno skończyłam "Lolitę", no i powiem że średnio, widzę, że Ciebie też nie przekonała :) za jakiś czas spróbuję czegoś innego jego autorstwa.
OdpowiedzUsuńEdith ... ja jestem dziwne stworzenie ... denerwuje mnie tematyka w stylu Lolity ... a czytam, sięgam po wszystko co jej dotyczy ... obsesja? leczenie przez autodestrukcję? forma próby uodpornienia się? :) nie wiem?! wiem jedno - Lolita nie przypadła mi do gustu z różnych względów ... nie chcę Cię namawiać ale gdyby nie namowa Medoli wiem dziś, że wiele bym straciła nie znając Nabokova z innej strony. Nie jestem jeszcze dobra w "polecaniu" Nabokova bo znam Jego 4 książki, ale jeśli chcesz dać Jemu szansę czytaj wszystko z ominięciem tytułu "Ada albo żar" ;-)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńA ja z Nabokova pisałam pracę magisterską, a dokładniej mówiąc, właśnie z niesławnej "Lolity";) Co prawda bardziej interesowała mnie strona językowa powieści niż jej treść, ale muszę przyznać, że to prawdziwy majstersztyk! Czytałam ją chyba z 5 razy i dopiero wtedy zobaczyłam wszystko, co powinnam była...
Z innych powieści Nabokova polecam „Dar”.
Pozdrawiam
Inez nie wątpię, że Lolitę jeszcze przeczytam i wiem, że odbiorę ją tym razem zupełnie inaczej ;) (trochę zasłoniła mi oczy fabuła, ale język autora podobał mi się już wtedy, aż żałowałam, że tak drażni temat) swoją drogą ... ciekawa musi być Twoja praca, chętnie bym ją przeczytała!?
OdpowiedzUsuńJak wiele zależy od recenzji:D Nie przepadam za Nabokovem, ale to chętnie przeczytam:)
OdpowiedzUsuńZ ciekawości:D
Pozdrawiam :)
PeeS: Pozwoliłam sobie rozgościć się:)
Witaj:) nie poczęstuję herbatką ale rozgość się - witam Cię z otwartymi ramionami:) cieszę się, że moje zdanie przyczyni się do tego, że sięgniesz po Nabokova:)! Raz jeszcze zaznaczam, że ten sukces dzielę z MedOlą!
OdpowiedzUsuńMoni, OK. tylko wiesz co, ona po rosyjsku jest:))
OdpowiedzUsuńaaaaa no jeszcze parę lat temu .... Inez ja zdawałam maturę z j. rosyjskiego, a trzeba Ci wiedzieć, że podeszłam do tego przedmiotu z biegu bowiem zmuszona byłam zrezygnować z innego, który miałam zdawać zamiast rosyjskiego .... opłaciło się zaryzykować ;) tak więc jeszcze nie tak dawno pewnie bym podołała ... dziś myślę o sprawdzeniu się, przypomnieniu sobie jednak tym razem nie rzucę się na głębokie wody! ale dziękuję:)
OdpowiedzUsuńChyba też skuszę się na bliższe poznanie z Nabokov'em :) każda Twoja recenzja to zachwyt nad jego książką, więc coś musi być w jego stylu, że oddałaś się urokowi jego pióra ;)
OdpowiedzUsuńHa Vampire to się zdziwisz jak wrzucę kolejną ;-) ... dodam, że ja też się zdziwiłam! Ale przyznaję - jest COŚ, jest!
OdpowiedzUsuńTo COŚ jest mocno niezidentyfikowane. Ale to nawet lepiej, bo tak będzie się poszukiwać tego COŚ, a ja wszystko jest podane na tacy, to nie ma zabawy ;-)
OdpowiedzUsuńJasne, zabieram się za zabawę:) dość opornie ten wybór akurat mi idzie, tym bardziej w nowych okolicznościach przyrody:)
OdpowiedzUsuńZnalazłam w końcu w bibliotece, spróbowałam i nie, zupełnie mi nie podchodzi :(. Niestety chyba nie przekonam się nigdy do klasyków :(
OdpowiedzUsuń:( izusr tak mi przykro. Zastanawiam się co by może innego Ci podesłać? Też nie czytałam wszystkich i trudno mi porównać je do Maszeńki, trudno wybrać coś lżejszego hmmm pomyślę i dam znać:) ale jeśli Ci nie podchodzi to po co się zmuszać, przecież nie wszyscy muszą lubić to samo!
OdpowiedzUsuńIzusr nie mam sumienia aby Cię namawiać:( dla mnie z tych, które przeczytałam najweselszą była "Patrz na te arlekiny", a najlbliższą sercu "Ada" ale to jest ocena niewymierna, bo tak na serio to WSZYSTKIE DLA MNIE BYŁO NAJ:)
OdpowiedzUsuńNie mogę zmuszać Cię do czytania Mr. N:)
Zobaczę, może coś jeszcze znajdę w bibliotece i dam sobie i jemu jeszcze jedną szansę ;) W końcu do trzech razy sztuka :)
OdpowiedzUsuńMoże jednak nic na siłę? Albo może daj sobie trochę czasu? Wiesz ja np. bardzo bym chciała przekonac się do Murakamiego - i podchodziłam do niego wiele razy, jednak moje próby zawsze kończyły się krzywą miną i oddaniem książki do biblioteki. Ciągle jednak czuję niedosyt, chęc ... nie wiem nawet jak to nazwac ... pewnie coś podobnego, co czujesz Ty na myśl o Nabokovie. Mamy więc podobne wyzwanie przed sobą:)
OdpowiedzUsuńTak, to dokładnie to. Żeby się przekonać do Murakamiego też potrzebowałam troszkę czasu, ale w końcu poczułam tą magię, którą się wszyscy zachwycają :)
OdpowiedzUsuńWidzisz ... a ja ciągle nie mogę zrozumieć zachwytów ... nie ja nie mogę się zachwycić:))
OdpowiedzUsuń